środa, 18 czerwca 2014

Rozdział XII

Słowem wstępu przeproszę Was za to, że tak długo czekaliście na ten rozdział. Byłam na zielonej szkole i nie miałam szansy pisać, więc jakoś tak wyszło, że dopiero teraz skończyłam... Do tego ten post jest strasznie krótki, o całe dwie strony od poprzedniego (u mnie w wordzie, w każdym razie).
Muszę wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy. Mianowicie, nie wiem, czy w tym miesiącu pojawi się kolejny rozdział, a w lipcu wyjeżdżam. Na calusieńki miesiąc, bez internetu! Więc w całym lipcu nie pojawi się kolejny rozdział! Ale przysięgam na Styks, że na początku sierpnia będzie on na pewno! Albo w ostatnich trzech dniach lipca :)
Cóż, trudno! Zapraszam do czytania i przypominam o tym, że komentarze bardzo motywują do dalszego pisania!
_________________________________

Jeżeli nie byliście nigdy świadkami pożaru, w którym prawdopodobnie ginęła Wasza rodzina, lub bliscy, to nigdy nie zaznaliście prawdziwego poczucia paniki. Jeżeli znaleźliście się kiedyś w takiej sytuacji, to szczerze Wam współczuję.
Kiedy ogarnęłam myślami fakt, że Daisy i Temida znajdują się w płonącym pokoju, poczułam się, jakby cały świat zawalił mi się na głowę. Kłęby dymu wznosiły się ku niebu, szczęśliwe, że mogą rozwiać się w rześkim powietrzu i zapomnieć o płomieniach trawiących wszystko wokoło.
Z osłupienia wyrwał mnie krzyk. Ktoś znajdujący się we wnętrzu budynku krzyczał przeraźliwie. Puściłam się pędem w stronę wejścia do hotelu. Tuż za sobą słyszałam odgłosy kroków Nico.
Wpadłam do środka i zaczęłam biec po schodach w górę. Na kolejnym piętrze byłam zmuszona przymknąć powieki. Gęsty dym gryzł mnie w oczy i wysysał tlen z płuc. Kaszląc odbiegłam do drzwi, które, jak podejrzewałam, prowadziły do pokoju, z którego wydobywał się dym.
Otworzyłam je i stanęłam. Uderzyła mnie fala żaru. W środku ktoś coś krzyczał, pewnie Daisy.
Nico minął mnie i wbiegł do środka. Otrząsnęłam się i wbiegłam za nim.
Niewiele widziałam, z powodu dymu, ale ujrzałam, jak płomienie skaczą po meblach stojących pod ścianami.
Po przeciwległej stronie pokoju stała Daisy. Pochylała się nad kobietą, w której, po dokładniejszym przypatrzeniu się, poznałam Temidę. Ciągnęła ją za ramiona. Temida chyba nadal spała, co mnie nie zdziwiło, według Hypnosa tylko on mógł ją obudzić.
Podbiegliśmy do córki Demeter i bogini. Nico złapał Temidę, a ja pomogłam mu ją wynieść z pokoju. Daisy szła przed nami. Wydawało mi się, że coś mówi, ale w trzasku spadających i przeżeranych ogniem mebli i ryku syren strażackich nie słyszałam, co.
Wypadliśmy na korytarz i kaszląc zbiegliśmy po schodach. Po chwili leżeliśmy już na trawie pod budynkiem i patrzyliśmy jak płomienie wypalają doszczętnie pokój, w którym jeszcze przed chwilą byliśmy.
Jak przez mgłę dotarło do mnie to, że strażacy gaszą pożar i sprawdzają, czy nikt nie zginął. Jeden z nich podszedł do nas.
- Dzieci? Wydostałyście się z pożaru? - skrzętnie go zignorowałam i dalej patrzyłam na hotel, który powoli gasł, dzięki wysiłkom strażaków.
- Wiecie, co wywołało pożar, dzieci? - co za idiota. Nikt z nas nie czuł się już wtedy dzieckiem. Nawet Daisy nie można było zaliczyć w pełni do tej kategorii, za wiele już przeszła. Zerknęłam na nią niespokojnie; siedziała obok mnie i tępo wpatrywała się w niebo, które powoli zmieniało barwę na różową. Chyba nic jej nie było, ale była nieźle oszołomiona. Temida nadal spała, a Nico... Nico patrzył na "dzielnego strażaka" miną, która świadczyła o wielkiej chęci zadźgania tego nachalnego faceta mieczem. No cóż.
- Dzieci... - tym razem nie dałam mu dokończyć.
- Niech pan się odwali z tymi "dziećmi"! - za dużo negatywnych emocji, jak zawsze skończyło się to wybuchem – Żadne z nas nie jest dzieckiem! Nic mnie nie obchodzi, co wywołało ten idiotyczny pożar, podobnie jak pana! Niech pan lepiej pomyśli, jak to by się skończyło, gdyby się pan pospieszył i nie zastanawiał, czy ktoś nie zadzwonił "dla zabawy"! To pana wina, że nie udało się tego ugasić na czas! - wstałam i podparłam się rękami pod biodra – Idziemy.
Pomogłam wstać córce Demeter i spojrzałam wyczekująco na syna Hadesa, który, kiedy zobaczył moją minę, również wstał i spróbował podnieść boginię. Na wszystko patrzył osłupiały strażak, który wciąż zastanawiał się, skąd ta mała i głupia dziewczynka wie, że myślał, że ktoś, kto dzwoni do remizy żartował. Najwyraźniej doszedł do niepomyślnych dla nas wniosków, bo kazał nam się zatrzymać, co nie było konieczne, ponieważ z powodu śpiącej Temidy nie byliśmy nawet w stanie ruszyć.
Zawołał swoich kolegów i chwilę później byliśmy eskortowani przez czwórkę rosłych mężczyzn do wozu policyjnego. Tylko tego nam brakowało.

***

- Nic nie zrobiliśmy! – Nico próbował wyperswadować komisarzowi z głowy wsadzenie nas wszystkich na noc do celi. Siedzieliśmy tu już prawie cały dzień. Jeden z trzech. Cholera by wzięła tych nadgorliwych stróży prawa!
Jak narazie żaden z argumentów syna Hadesa nie trafił do faceta-wiloryba siedzącego przed nami za biurkiem na obrowowym krześle. Mimo absurdalnej sytuacji w jakiej się znaleźliśmy nie mogłam się nie zastanawiać, jak to możliwe, że jeszcze nie zapadł się pod ziemię. Zresztą byłoby to niezłe wyjście z sytuacji.
Teoretycznie mogliśmy przenieść się cieniem, Nico powiedział mi w samochodzie, że byłby w stanie to zrobić, ale oni już nas sfotografowali i bylibyśmy zbiegami poszukiwanymi w całych Stanach, a mieliśmy już za dużo kłopotów, nie potrzebowaliśmy kolejnego obciążenia w postaci goniącej nas policji.
Grubas westchnął i spróbował się zaśmiać, co skończyło się astmatycznym kaszlem. Ten gość dziwił mnie coraz bardziej. Jak on w ogóle tutaj trafił?!
- Moje kochane dzieci – już zastanawiałam się, z której strony mu przywalić, ale syn Hadesa odgadł moje zamiary i położył mi rękę na ramieniu. Może to i dobrze, chyba nie chciałam znać konsekwencji rozkwaszenia twarzy ważnemu policjantowi na przesłuchaniu. Wieloryb kontynuował wypowiedź po opanowaniu kolejnego ataku kaszlu.
- Ja chcę tylko wiedzieć, co robiliście w miejscu pożaru z kobietą w śpiączce.
- Po raz kolejny panu tłumaczę – odparłam drżącym ze złości głosem – że nie jest to pana sprawa, i że kobieta ta wcale nie jest w śpiączce, ale będzie, jeżeli nie odwieziemy jej na czas w odpowiednie miejsce!
- Proszę nie podnosić głosu – komisarz wziął łyk kawy i odkaszlnął parę razy – Wspomniałaś o "odpowiednim miejscu", czy mogłabyś mi wytłumaczyć, dlaczego nie miałby nim być szpital w St. Louis?
I tu sprawa się komplikowała. Próbowałam już wielu sposobów na uniknięcie wyjawiania miejsca, gdzie musimy przenieść Temidę, a kiedy w końcu stwierdziłam, że trudno, najwyżej Zeus trafi mnie piorunem piorunów, i podałam im adres (a raczej nazwę parku) nasi ukochani policjanci stwierdzili, że nie ma takiego miejsca, a uściślając Blue Vallay Park owszem, istnieje, ale żadnego drewnianego domu tam nie ma i "o ile im wiadomo" nigdy go nie było. Tak więc sprawa nie została rozwiązana i szczerze mówiąc była dla mnie tak samo niezrozumiała, jak to, że Wieloryb jeszcze nie rozwalił krzesła swoim grubym tyłkiem.
- Niestety jesteśmy zmuszeni zatrzymać was w areszcie – w jego głosie nie słuchać było najmniejszej nuty współczucia.

***

- Wyglądacie, jakby jakiś potwór was pożarł i wyrzygał – to było pierwsze zdanie, jakie wypowiedziała Daisy od czasu, kiedy wyciągnęliśmy ją z płomieni. Muszę powiedzieć, że zaczęłam ją podziwiać. Byłam pewna, że mała zaraz się rozbeczy, a ona wyskakuje z czymś takim.
- Cóż, dzięki – odpowiedziałam starając się otrzepać trochę z błota i sadzy.
Siedzieliśmy zamknięci w celi i zastanawialiśmy się, jak opuścić to miejsce. Żadne z nas na razie na nic nie wpadło. Nadal istniała możliwość podróży cieniem, ale naprawdę nie chcieliśmy widnieć na plakatach "poszukiwani". Ten Wredny Wieloryb, powszechniej znany jako Pan Komisarz, stwierdził, że jesteśmy winni pożaru, więc z rangi "podejrzani" awansowaliśmy na "podpalaczy". Nie wiedzieć czemu nie zależało mi na kolejnym awansie. Na przykład na "zbrodniarzy".
- A może ładnie go przeprosimy i powiemy, że to rzeczywiście nasza wina? - spytała Daisy .
- To nie byłby zły pomysł, ale żadne z nas teoretycznie nie istnieje, a oni chcieliby skontaktować się z naszymi rodzicami – Nico zrobił ponurą minę i mówił dalej – Najgorzej miałaby Spite, bo ona uciekła z rodziny zastępczej. Daisy trafiłaby prawdopodobnie do taty, a ja... nie wiem. Ja nie istnieję. Według akt Nico di Angelo to jakiś koleś, który urodził się we Włoszech przed Drugą Wojną Światową i nie wiadomo, co się z nim potem stało.
Zapadła cisza. W pokoju obok słychać było stukanie klawiatury, może to ktoś pisał o nas raport.
Sytuacja bez wyjścia. Będziemy tu siedzieć, aż sobie odpuszczą, czyli długo, jeżeli o naszym wypuszczeniu będzie decydował Pan Wieloryb. Coś nie dawało mi spokoju, jedna myśl.
- Daisy – zagadnęłam – Co właściwie wywołało ten pożar?
- Temida – odpowiedziała córka Demeter spokojnie.
- Temida?! - nie rozumiałam ani trochę, przecież bogini spała!
- No tak, Temida – Daisy chyba nie rozumiała mojego zdziwienia.
- A jak dokładnie to się stało? – spytał Nico delikatnie, jakby bał się odpowiedzi.
- No... Włączyłam telewizję i zaczęłam oglądać jakiś głupi teleturniej, bo nie było Animal Planet i jak krzyknęłam, że coś tam, już nie pamiętam, co, jest niesprawiedliwe, to ta pani bogini mruknęła pod nosem "niesprawiedliwe" i nie otwierając oczu uniosła ręce. Z końców jej palców wyleciały płomienie, ale nie tak, jak z palców tego śmiesznego chłopaka w obozie...
- Leo? - wyrwało mi się.
- No tak, chyba tak, ale nie przerywaj! No, w każdym razie, te płomienie były śliczne i układały się w wzorki coś jak roślinki, taki bluszcz i poleciały do telewizora, ale jak do niego doleciały, to przestały być takie śliczne i telewizor wybuchł. A potem zapaliły się zasłony, a potem inne rzeczy w pokoju, a ja próbowałam ruszyć Temidę z miejsca. No, i wtedy wbiegliście wy.
Córka Demeter skończyła mówić i położyła mi głowę na ramieniu.
- Ale ja wiem, że ta pani bogini nie chciała tego zrobić. To znaczy; nie chciała podpalić pokoju.
- Też tak myślę – powiedziałam, ale Daisy już spała.
Na chwilę zapadła cisza, którą przerywało tylko tykanie zegara. Odmierzał nieubłagalnie czas, który traciliśmy w tym durnym miejscu. Głupi Wieloryb!
- Musimy ich przekonać, że to nie nasza wina – mruknął Nico z głowa schowaną w dłoniach.
- A jak? Zresztą to jest nasza wina. A dokładniej mówiąc - Temidy.
- Ale ona nie chciała podpalić tego budynku – jęknął z rozpaczą.
Nie chciała, wiem, ale ta wiedza nic nam nie da; chciałam powiedzieć, ale uznałam, że nie będę go "dobijać".
Daisy zsunęła mi się z ramienia i ułożyła się na moich kolanach.
- Musimy przenieść się cieniem – stwierdziłam po chwili namysłu – To jest jedyne dobre wyjście.
- I jedyne złe – odparł syn Hadesa nadal nie podnosząc głowy – W ogóle nie mamy innego. A to jest beznadziejne!
- Jesteś promykiem słońca w ciemnościach, Nico - oświadczyłam z powagą.
- Ale to prawda!
- Wiem – odparłam zrezygnowana.
- Poczekamy, aż Daisy się obudzi. Potem przeniesiemy się do szpitala, zabierzemy Temidę, gdzieś odpoczniemy i lecimy do Hypnosa – syn Hadesa wyprostował nogi i oparł się o ścianę.
Kiwnęłam głową na "tak", nie miałam lepszego pomysłu. Najtrudniejszym punktem wydawało mi się zabranie Temidy ze szpitala. Podobno zamknęli ją w jakiejś sali i podpięli do kroplówek. Nienawidziłam szpitali. Kiedyś uwięzili mnie w jednym i też przyczepili do mnie te wszystkie brzęczące urządzenia i rureczki. Biały pokój i ludzie ubrani w niezdrowo zielone kilty. Na samą myśl robiło mi się niedobrze.
Wracając do tematu; w szpitalu zawsze ktoś pilnuje pacjentów. Jak zabrać jednego (a raczej jedną) z nich bez zauważenia przez personel, albo jakąś pielęgniarkę?
Kiedy tak rozmyślałam drzwi celi otworzyły się z cichym skrzypnięciem, a w nich pojawił się młody policjant, którego wcześniej nie widziałam. Bez słowa wszedł do środka i postawił na podłodze tacę z jedzeniem dla trzech osób. Woda i chleb z bliżej nieokreśloną, ohydną paciają. Widzę, że bawimy się na bogato.
Facet, nadal się nie odzywając, wyszedł i zamknął za sobą drzwi na klucz. Spojrzeliśmy na tacę. Niemal jednocześnie sięgnęliśmy po wodę.
Zapomniałam, jak dawno nic nie piłam. Na smak wody w ustach poczułam się niezwykle szczęśliwa. Duszkiem wypiłam całą szklankę i odstawiłam ją już pustą z powrotem na tacę.
Nico był oszczędniejszy, wypił połowę swojej wody i sięgnął po kromkę. Wziął małego gryza z niepewnością w oczach. Przełknął powoli i odłożył chleb.
- Fuj – wystawił język – Dawno nie jadłem czegoś tak obrzydliwego.
Zerknęłam na kanapkę, ale stwierdziłam, że zaufam mu w tej kwestii. Westchnęłam cicho i oparłam głowę o ścianę odchylając ją do tyłu.
Patrzyłam na sufit. Był biało szary, nieciekawy. Przeniosłam wzrok na ścianę. Biało szarą ścianę. W całym pokoju mogłam zatrzymać wzrok tylko na dwóch rzeczach. Jedną z nich była śpiąca córka Demeter, a drugą syn Hadesa.
Oczy miał, jak zwykle zresztą, podkrążone, włosy potargane; pełno było w nich błota, podobnie, jak na jego lotniczej kurtce i czarnych jeansach. Przymknął powieki i uśmiechał się lekko, jakby myślał o czymś przyjemnym, co był raczej dziwnym zjawiskiem.
- O czym myślisz? - pytanie samo wyskoczyło z moich ust, zanim zdążyłam to przemyśleć.
- Ja?- Nico otworzył oczy, a uśmiech na jego twarzy zastąpiło zdziwienie.
- A kto inny?
- Wyobrażałem sobie, że misja już się skończyła – kąciki ust znowu podniosły mu się do góry.
- I to dlatego się uśmiechasz? - spytałam zbita z tropu.
- Nie do końca, w sumie, to myślałem o wyrazie twarzy Leo.
- Leo? - teraz już zupełnie nie wiedziałam, o co mu chodzi.
- Tak. Leo od Hefajstosa.
- Wiem, kto to!
- Ech... Miałem na myśli to, że... – urwał, jak zawsze, kiedy wstydził się coś powiedzieć. Coś o nas.
- Że?
- Że to ja pierwszy mam dziewczynę – zarumienił się słodko i spuścił wzrok. Cóż. Wyznawanie swoich uczuć i myśli nie było jego mocną stroną.
Zastanowiłam się nad tym, co powiedział. Nico, który odtrącał od siebie wszystkich, który bał się powiedzieć cokolwiek o sobie, który zawsze chował się w cieniu. Z drugiej strony Leo. Śmieszny, żartowniś wręcz, podrywający każdą dziewczynę w promieniu kilometra. Tak, fakt, że to Nico pierwszy "ma dziewczynę" zasługiwał na uśmiech.
Dalej patrzyłam na syna Hadesa. Może i był "ufaflany", ale nawet tak nie potrafiłam stwierdzić, że nie jest przystojny. Nie patrzył mi w oczy, pewnie z powodu tego, co powiedział, więc ja mogłam bez żadnego zażenowania patrzeć w jego.
Mimo tej misji, która stawała się coraz bardziej absurdalna i straszna poczułam, że chyba po raz pierwszy od długiego czasu czuję się szczęśliwa. Właściwie, to czułam się tak, od kiedy pocałowałam Nico. Wcześniej, zanim trafiłam do Obozu Herosów, czułam, że nie mam swojego miejsca. Teraz miałam, Obóz. A gdyby zniknął on z powierzchni ziemi, to i tak takie "moje miejsce" istnieje. Przy synu Hadesa. Niemal zganiłam się za tę "romantyczną" myśl. To zupełnie nie w moim stylu.
- A ty, o czym myślisz? - teraz na serio żałowałam swoich rozmyślań.
- Nie ważne – zrobił zawiedzioną minę.
- Ja ci powiedziałem – zauważył.
- Owszem – zerknęłam mu w oczy – No dobrze. Myślałam, że przy tobie pierwszy raz od wielu lat czuję się naprawdę szczęśliwa.
Nie odezwał się, ale biło od niego takie zadowolenie, że nie musiał tego robić, żeby udowodnić, że podobają mu się moje myśli. Mi w żadnym stopniu nie podobało się to, że musiałam mu o nich powiedzieć, ale cóż.
Daisy poruszyła się we śnie. Mruknęła "tato" i przewróciła się na drugi bok.
- Co tak właściwie stało się z jej ojcem? - Spytałam.
- Nie wiem, pewnie wrócił do domu po ataku tego piekielnego ogara i teraz szuka swojej córeczki po całych stanach.
- I nikt mu nie powie, co się stało?
- Chyba lepiej, jeżeli zrobią to po udanej misji – zrobił ponurą minę.
- Dlaczego?
- Jak wróci, to będzie wiedział, gdzie mieszka i że nic jej nie jest. A jak... nie wróci, to będzie myślał, że może gdzieś jest i znalazła nowy dom.
Nie odpowiedziałam. W mojej głowie wciąż kołotały się słowa: "Jak nie wróci". Nie wróci? To znaczy... Nie dopuściłam do siebie tej myśli. Na pewno wróci. Będzie żyć w obozie i wkurzać wszystkich dookoła. Będzie biegać, skakać i śmiać się cały czas. Wróci.
Córka Demeter zaczęła się wiercić. Po chwili usiadła i otworzyła zielone oczy. Przez jakiś czas patrzyła na nas jakby nas nie widząc, a w jej oczach zbierały się łzy.
Starając się zapobiec płaczu przytuliłam ją szybko i zaczęłam szeptać.
- To tylko sen, tylko sen.
Daisy załkała cicho, a kilka sekund później ryczała na całego. Poznajcie moją umiejętność pocieszania dzieci.
- Nie rozumiesz! - krzyknęła załamującym się głosem – Go goniła zła pani! Cała w piórach! I miała takie okropne zęby!
- Kogo goniła ta pani? - Nico starał się pomóc. Mówił delikatnym głosem, ale i tak zgromiłam go wzrokiem. Na próżno, córka Demeter znowu wybuchnęła płaczem.
- Tatę – załkała, kiedy już przestała płakać.
Przytuliłam ją mocniej.
- Nic mu nie będzie, zobaczysz. Jak tylko skończymy misję, to do niego zadzwonisz, dobrze?
Dziewczynka przestała szlochać. Odsunęłam się od niej i wytarłam łzy z twarzy.
- Dobrze – powiedziała cicho.
Chwilę siedzieliśmy w milczeniu. Zegar za ścianą tykał, a my czekaliśmy aż Daisy się uspokoi.
- No, to chyba możemy ruszać – zagadnął w końcu Nico.
- Tak, chyba tak – odparłam i wstałam. Córka Demeter też.
Złapaliśmy się za ręce, a ja przygotowałam się na najgorsze.
W tej chwili drzwi ponownie się uchyliły, ukazując nam twarz tego samego policjanta, co wcześniej. "Teraz będziemy mieli przechlapane" przemknęło mi przez głowę. Wszyscy będą mieli szansę zobaczyć moją twarz w kartotece policyjnej. Mężczyzna otworzył szeroko oczy, a krzyk zamarł mu w gardle.
Nico go nie zauważył. Jak w zwolnionym tempie obserwowałam, jak powoli zapada się w ciemność. Już czułam to okropne uczucie w żołądku. Facet patrzył oniemiały, a my znikaliśmy w cieniu, który po chwili całkowicie nas pochłonął.

***

Wycie i wrzaski. I ciemność. Jedyną rzeczą, która dodawała mi otuchy była ręka syna Hadesa. Ścisnęłam ją mocno. Wiatr wiał mi w twarz, nie mogłam złapać oddechu. Zrobiło mi się niedobrze.
I wtedy wszystko ucichło. Otworzyłam oczy, które nie pamiętam, kiedy zamknęłam. Ze wszystkich stron otaczała mnie biel i niezdrowa zieleń. Zwymiotowałam.
- Spite? Co się dzieje? - Nico puścił moją rękę i złapał mnie za ramiona.
- Nic, tylko... to chyba po podróży – odpowiedziałam wyjawiając tylko połowę prawdy.
Rozejrzałam się po sali. Puste łóżka przykryte miętową pościelą. Białe ściany. I dwie pary drzwi. Podbiegłam do tych oznaczonych napisem "WC" i przemyłam usta, a potem twarz i od razu poczułam się lepiej.
Wyszłam z łazienki i podeszłam do Nico i Daisy.
- Możemy już iść – powiedziałam cicho.
- Na pewno? Wszystko już okej? - spytał syn Hadesa wyraźnie zmieszany.
Kiwnęłam głową i ruszyłam do drugich drzwi. Nico i córka Demeter ruszyli za mną.
Na korytarzu było zgaszone światło. Nacisnęłam najbliższy włącznik. Białe, szpitalne lampy zaszumiały, zamrugały i w końcu zapaliły się zupełnie. Hol, w którym się znaleźliśmy, miał zieloną podłogę i tego samego koloru listwy na wysokości dłoni, zapewne były to po to, żeby pacjenci mogli się ich przytrzymywać. Ściany, na szczęście, nie były zielone, tylko białe, a co jakieś pięć metrów stały w nich jasne, drewniane drzwi.
Skręciłam w prawo, ponieważ po lewej stronie korytarz się kończył.
- A jak mamy znaleźć Temidę? - mój głos poniósł się echem po holu. Mimo iż mówiłam cicho ten dźwięk wydawał mi się bardzo głośny.
- Właściwie, to nie wiem – odpowiedział szeptem syn Hadesa – Ten wredny policjant mówił, że będzie na specjalnym oddziale. Wiesz, dla takich ludzi w śpiączce.
- Czyli szukamy sali, w której będzie dużo śpiących ludzi? - spytała Daisy.
- Chyba nie, teraz wszędzie śpią, ale na drzwiach powinno być napisane, co to za sala.
Dalej szliśmy cicho i czytaliśmy podpisy na drzwiach. Nie wiem, ile czasu minęło, ale mi zdawało się, że cała wieczność, zanim Nico szepnął:
- Tu.
Stanęliśmy. Rozejrzałam się po korytarzu i powoli nacisnęłam klamkę, która ustąpiła z cichym kliknięciem.
Weszliśmy do środka. Sala przypominała wystrojem korytarz, ale była szersza, a pod ścianami stały cztery łóżka. Czwarte z nich było puste. Na tym, którego byliśmy najbliżej leżał jakiś facet, po uszy przykryty pościelą. Na następnym mała dziewczynka, mniej-więcej w wieku Daisy, a na trzecim młoda kobieta, która zdawała się lekko świecić. Temida.
- I co, mamy ją stąd po prostu zabrać? - spytał Nico.
Mnie też wydawało się to o wiele za proste, ale postanowiłam, że choć raz będę optymistką i z góry założę, że rzeczywiście wszystko jest dobrze i nie trzeba się martwić.
- Wydaje mi się, że przynajmniej raz powinniśmy mieć szczęście – mimo wcześniejszego zapewnienia mój głos nie brzmiał zbyt przekonująco.
- Może – odpowiedział zdawkowo syn Hadesa.
Na palcach skradałam się do łóżka bogini, kiedy przypomniałam sobie, że jesteśmy w sali dla ludzi w śpiączce, raczej mało prawdopodobne było to, że chociaż jedno z nich się obudzi.
Pewniejszym już krokiem podeszłam do Temidy. Wyglądała tak niewinnie śpiąc... Puszyste kasztanowe włosy rozsypywały się po poduszce i spływały prawie do ziemi. Oddychała lekko i była niesamowicie blada, co przyjęłam jako zły znak.
Stanęłam przy niej. Dopiero teraz zauważyłam, że jest podłączona rożnymi rureczkami do kroplówki, która wisiała na stojaku po prawej stronie łóżka. Na szafce obok jej głowy stała szklanka z zielonym kisielem. Skąd ja to znam... Nie wiem, co takiego jest w jabłkowym kisielu, ale wszystkie dzieci na sali, włącznie ze mną, musiały go jeść. Pamiętam, że był obrzydliwy.
Zresztą to głupie, przecież ona była w śpiączce, a przynajmniej według lekarzy, po co jej kisiel? To bez sensu.
- Czy my możemy ją tak najnormalniej w świecie odłączyć od tego wszystkiego? - Nico zrobił niepewną minę, chyba nigdy nie miał do czynienia ze szpitalem. A w każdym razie nie takim.
Nie odpowiedziałam. Wyrwałam rurkę z wenflonu przy ręce Temidy, wzięłam z szafeczki nożyczki i rozcięłam nimi plaster, który trzymał "igłę".
- Mógłbyś mi podać wacik i spirytus? - wyciągnęłam wolną rękę w stronę chłopaka, który szybko wykonał moje polecenie. Zamoczyłam wacik w płynie i przytknęłam do wenflonu, po czym wyciągnęłam go szybkim ruchem. Jeszcze chwilę trzymałam mokry opatrunek przy miejscu, gdzie przed chwilą była igła i odliczyłam do trzydziestu. Zabrałam wacik.
- Teraz możemy ją stąd zabrać – powiedziałam spokojnym głosem, ale w głowie wciąż kołotały mi wspomnienia, które wróciły ze zdwojoną siłą. I nie były one miłe.
Nadal ze zdziwioną miną syn Hadesa ściągnął kołdrę z bogini sprawiedliwości. Zabawne, ciągle miała na sobie grecki, biały chiton. Zastanawiałam się, czy śmiertelnicy widzieli coś innego, przecież powinni ją przebrać w szpitalne ubrania.
Teraz byłoby dobrze, gdybyśmy szybko przenieśli się cieniem do jakiegoś hotelu w Kansas, odpoczęli i rano trzeciego dnia znaleźli się u Hypnosa. Ale nie ma tak dobrze. Gdyby wszystko było tak łatwe Mojry nie miałyby zabawy, prawda?
W chwili, kiedy mieliśmy już lecieć usłyszeliśmy kroki tuż przed drzwiami. Wstrzymaliśmy oddechy. Klamka powoli opadała, a my jak głupi staliśmy w miejscu. Drzwi uchyliły się. Ktoś wchodził do sali.

18 komentarzy:

  1. Dlaczego Spite wymiotuje? Jest w ciąży?
    Żart!
    Fajny rozdział u mnie też jest nowy, ale straszliwie krótki...
    Czekam na kontynuację!!! Ciekawe kto przyszedł... o.O

    OdpowiedzUsuń
  2. Wraaaaaacam do żywych!
    Wiem, że dłuuuugo nie komentowałam, no, ale ludzie: lepiej późno niż wcale! ^^
    Wracając, dziś krótko, bo ostatnio nie mam weny do komentarzy.
    Pan Wieloryb jest zły :C kotletem go po twarzy i wiejcie!
    Ale jak to, że on to widział? Wiiidział jak podróżują cieniem? Wooooo!
    Może to on wejdzie do tej sali? Chociaż nie, wydaje mi się, że ktoś inny.
    Hm. To w sumie na tyle.
    Jestem na poziomie tworzenia rozdziału i przesiąknięta nim, chwilowo jestem niezdolna do komentowania. Pseplasam! :)
    Pozdrowionka i weny! I miłych wakacji! ♡
    Króliczek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za piękny komentarz! ^^
      Dziękuję i nawzajem! :)

      Usuń
  3. Jeju,jeju rozdział taki mega *-*
    Czemu ja nie umiem pisać długich komentarz?
    Ech, nie o tym miałam xd
    Piszesz genialnie - ale pewnie o tym wiesz xd
    Masz taki talent ( ale pewnie o tym wiesz)
    czekam na next xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju... ^^ Dziękuję! :)
      Bardzo mi miło słyszeć, że uważasz, że j a mam talent ^^

      Usuń
    2. Zapomniałam ;D
      Pozdrawiam i weny!
      Paulla K

      Usuń
  4. Genialny rozdział :D Daisy... tak mi jej szkoda. Ma ogromny talent, piszesz śietnie :D Twój rozdział jest dużo dłuższy od moich (Y) Pan Wieloryb, co za ksywka XD I to z krzesłem <3 Podróż cieniem... Spite wymiotuje... Policjant to widzi(w sensie jak podróżują cieniem) xD Omg xD Ciekawe kiedy trafią do Hypnosa i kto wejdzie do tej sali :D Jakaś walka będzie czy coś?
    Pozdrawiam, weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      Kto wejdzie do sali? Mam nadzieję, że Cię zaskoczę i się zdziwisz
      SPOILER!!!
      Walka będzie, ale tylko w pewnym sensie, zobaczysz ;P
      Jeszcze raz dziękuję! :D

      Usuń
  5. Muszę przezwyciężyć lenistwo u skopiować link, żeby dodać do listy obserwowanych XD Od czasu do czasu wpadam tutaj, żeby zobaczyć czy jest nowy rozdział u zawsze jest : O
    Teraz nie mam już co napisać, bo wszystko jest w komentarzach powyżej ;____; Więc pozwól, że stwierdzę, że rozdział bardzo mi się podoba :3 i już chcę następny xd
    Pomimo tego, że mam dosyć bujną (a nawet zbyt wybujałą) wyobraźnię to nie potrafię sobie wyobrazić, że Spite nie będzie miesiąc lub dwa w bloggoswerze :C Ale trudno. Wierzę, że opłaci się czekanie i następny rozdział będzie superextraświetny :3
    Okropnie jestem ciekawa kto wchodzi do tej sali. Może to jakiś bóg, żeby ją odwiedzić? XD Albo lekarz lub pielęgniarka, którzy zmienią się w potwory? Albo nie zamienią się w potwory tylko okaże się, że też są herosami i pomogą wydostać się ze szpitala?
    Ale tym panem-wielorybem mnie rozwaliłaś. Serio xd
    Masz talent dziewczyno, więc pisz, żeby go nie zmarnować.
    Weny!
    Pozdrawiam
    Nieoficjalna :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      Tylko miesiąc, bez trzech dni, bodajże :(
      Nie będę spoilerować... :D Takim jestem złem ;P
      Jeszcze raz dzięki!
      Spite

      P.s.: Zajrzę do Ciebie, ale mam strasznie mało czasu ostatnio :( Nie wiem, kiedy uda mi się nadrobić rozdziały :(

      Usuń
    2. Chyba jednak dobrze, że nie będziesz spoilerować, bo tym bardziej nie będę mogła się doczekać XD
      I w ogóle miło mi, że zechciałabyś do mnie zajrzeć :3

      Usuń
  6. Wybacz opóźnienie, ale sama wiesz... Może już nie będę się powtarzać i od razu przejdę ad rem. Będę się raczej streszczała, bo pora stosunkowo późna, a jeszcze muszę popracować nad własnym rozdziałem. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz.

    Rozdział czytało mi się przyjemnie :) Ten pożar... Mater Dei, chcesz, abym Ci tu zeszła na zawał? Mała dziewczyna + nieprzytomna bogini + ogień = mieszanka wybuchowa. Trudno zaprzeczyć. Przyznam, nie spodziewałam się, że ten pożar wywołała Temida. Choć w sumie chyba można było się spodziewać, że dość ostro zareaguje na przejaw niesprawiedliwości :P Całe szczęście, że nic im się nie stało... No, prawie. Mater Dei, dlaczego te służby publiczne pomagają jedynie z założenia? Czy pan strażak/pan Wieloryb naprawdę nie mają na głowie poważniejszych problemów od maglowania... e... młodych ludzi? (Nie chciałam napisać "dzieci" :P). No po prostu oszaleć można. Mam nadzieję, że podróżowanie cieniem przy śmiertelnym świadku nie będzie miało poważnych konsekwencji dla naszych bohaterów. I umieszczać boginię w szpitalu, też pomysł... Wiem, wiem, dla normalnych ludzi to wydaje się oczywiste, ale wiedząc, kim ona jest, jakoś ciężko mi to sobie wyobrazić. Swoją drogą, jak w ogóle bogowie reagują na śmiertelne lekarstwa? No, mniejsza z tym. Wiesz co, żeby kończyć w takim momencie? I teraz rwij sobie włosy z głowy i zastanawiaj się, kto to jest... Naturalnie marzy mi się, żeby to był Kob, ale na to raczej nie ma co liczyć, prawda? Tak czy siak, mamy w sumie dwie opcje: zwykły śmiertelnik albo ktoś mitologiczny. W obu przypadkach zanosi się na niezłe kłopoty. No nic, trzeba czekać na następny rozdział.

    Pozdrawiam i życzę weny,
    Lakia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      Uwielbiam obrażać policje, względnie inne służby bezpieczeństwa ;P
      Kob..." nie... Zasmucę Cię, ale nie.
      Nawzajem!

      Usuń
  7. Ave Spite!
    Świetny rozdział!
    Krótkie to będzie bo nie chce mi się pisać.
    "Wyglądacie, jakby jakiś potwór was pożarł i wyrzygał" To mnie rozwaliło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      A tekst wzięty z życia ;P Mojej młodszej o sześć lat siostry, tylko był w liczbie pojedynczej :)

      Usuń
  8. W takim momencie. Naprawdę?!
    Rozdział genialny.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jesteś naprawdę genialna. Mówię serio. Pomagasz oderwać się od okropnej rzeczywistości.

    OdpowiedzUsuń

Zwracam się do wszystkich, którzy czytają tego bloga!!! Informuję, że dochód z każdego pozostawionego komentarza idzie na cele dobroczynne mające na uwadze dobro Dzikiej Przyrody, jako, że wielki bóg Pan naprawdę nie żyje!!!

Z wyrazami uszanowania,
Grover Underwood, Władca Dzikiej Przyrody