Słowem wstępu przeproszę Was za to, że tak długo czekaliście na ten rozdział. Byłam na zielonej szkole i nie miałam szansy pisać, więc jakoś tak wyszło, że dopiero teraz skończyłam... Do tego ten post jest strasznie krótki, o całe dwie strony od poprzedniego (u mnie w wordzie, w każdym razie).
Muszę wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy. Mianowicie, nie wiem, czy w tym miesiącu pojawi się kolejny rozdział, a w lipcu wyjeżdżam. Na calusieńki miesiąc, bez internetu! Więc w całym lipcu nie pojawi się kolejny rozdział! Ale przysięgam na Styks, że na początku sierpnia będzie on na pewno! Albo w ostatnich trzech dniach lipca :)
Muszę wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy. Mianowicie, nie wiem, czy w tym miesiącu pojawi się kolejny rozdział, a w lipcu wyjeżdżam. Na calusieńki miesiąc, bez internetu! Więc w całym lipcu nie pojawi się kolejny rozdział! Ale przysięgam na Styks, że na początku sierpnia będzie on na pewno! Albo w ostatnich trzech dniach lipca :)
Cóż, trudno! Zapraszam do czytania i przypominam o tym, że komentarze bardzo motywują do dalszego pisania!
_________________________________
Kiedy
ogarnęłam myślami fakt, że Daisy i Temida znajdują się w
płonącym pokoju, poczułam się, jakby cały świat zawalił mi się
na głowę. Kłęby dymu wznosiły się ku niebu, szczęśliwe, że
mogą rozwiać się w rześkim powietrzu i zapomnieć o płomieniach
trawiących wszystko wokoło.
Z
osłupienia wyrwał mnie krzyk. Ktoś znajdujący się we wnętrzu
budynku krzyczał przeraźliwie. Puściłam się pędem w stronę
wejścia do hotelu. Tuż za sobą słyszałam odgłosy kroków Nico.
Wpadłam
do środka i zaczęłam biec po schodach w górę. Na kolejnym
piętrze byłam zmuszona przymknąć powieki. Gęsty dym gryzł mnie
w oczy i wysysał tlen z płuc. Kaszląc odbiegłam do drzwi, które,
jak podejrzewałam, prowadziły do pokoju, z którego wydobywał się
dym.
Otworzyłam
je i stanęłam. Uderzyła mnie fala żaru. W środku ktoś coś
krzyczał, pewnie Daisy.
Nico
minął mnie i wbiegł do środka. Otrząsnęłam się i wbiegłam za
nim.
Niewiele
widziałam, z powodu dymu, ale ujrzałam, jak płomienie skaczą po
meblach stojących pod ścianami.
Po
przeciwległej stronie pokoju stała Daisy. Pochylała się nad
kobietą, w której, po dokładniejszym przypatrzeniu się, poznałam
Temidę. Ciągnęła ją za ramiona. Temida chyba nadal spała, co
mnie nie zdziwiło, według Hypnosa tylko on mógł ją obudzić.
Podbiegliśmy
do córki Demeter i bogini. Nico złapał Temidę, a ja pomogłam mu
ją wynieść z pokoju. Daisy szła przed nami. Wydawało mi się, że
coś mówi, ale w trzasku spadających i przeżeranych ogniem mebli i
ryku syren strażackich nie słyszałam, co.
Wypadliśmy
na korytarz i kaszląc zbiegliśmy po schodach. Po chwili leżeliśmy
już na trawie pod budynkiem i patrzyliśmy jak płomienie wypalają
doszczętnie pokój, w którym jeszcze przed chwilą byliśmy.
Jak
przez mgłę dotarło do mnie to, że strażacy gaszą pożar i
sprawdzają, czy nikt nie zginął. Jeden z nich podszedł do nas.
-
Dzieci? Wydostałyście się z pożaru? - skrzętnie go zignorowałam
i dalej patrzyłam na hotel, który powoli gasł, dzięki wysiłkom
strażaków.
-
Wiecie, co wywołało pożar, dzieci? - co za idiota. Nikt z nas nie
czuł się już wtedy dzieckiem. Nawet Daisy nie można było
zaliczyć w pełni do tej kategorii, za wiele już przeszła.
Zerknęłam na nią niespokojnie; siedziała obok mnie i tępo
wpatrywała się w niebo, które powoli zmieniało barwę na różową.
Chyba nic jej nie było, ale była nieźle oszołomiona. Temida nadal
spała, a Nico... Nico patrzył na "dzielnego strażaka"
miną, która świadczyła o wielkiej chęci zadźgania tego
nachalnego faceta mieczem. No cóż.
-
Dzieci... - tym razem nie dałam mu dokończyć.
-
Niech pan się odwali z tymi "dziećmi"! - za dużo
negatywnych emocji, jak zawsze skończyło się to wybuchem –
Żadne z nas nie jest dzieckiem! Nic mnie nie obchodzi, co wywołało
ten idiotyczny pożar, podobnie jak pana! Niech pan lepiej pomyśli,
jak to by się skończyło, gdyby się pan pospieszył i nie
zastanawiał, czy ktoś nie zadzwonił "dla zabawy"! To
pana wina, że nie udało się tego ugasić na czas! - wstałam i
podparłam się rękami pod biodra – Idziemy.
Pomogłam
wstać córce Demeter i spojrzałam wyczekująco na syna Hadesa,
który, kiedy zobaczył moją minę, również wstał i spróbował
podnieść boginię. Na wszystko patrzył osłupiały strażak, który
wciąż zastanawiał się, skąd ta mała i głupia dziewczynka wie,
że myślał, że ktoś, kto dzwoni do remizy żartował.
Najwyraźniej doszedł do niepomyślnych dla nas wniosków, bo kazał
nam się zatrzymać, co nie było konieczne, ponieważ z powodu
śpiącej Temidy nie byliśmy nawet w stanie ruszyć.
Zawołał
swoich kolegów i chwilę później byliśmy eskortowani przez
czwórkę rosłych mężczyzn do wozu policyjnego. Tylko tego nam
brakowało.
***
-
Nic nie zrobiliśmy! – Nico próbował wyperswadować komisarzowi z
głowy wsadzenie nas wszystkich na noc do celi. Siedzieliśmy tu już
prawie cały dzień. Jeden z trzech. Cholera by wzięła tych
nadgorliwych stróży prawa!
Jak
narazie żaden z argumentów syna Hadesa nie trafił do
faceta-wiloryba siedzącego przed nami za biurkiem na obrowowym
krześle. Mimo absurdalnej sytuacji w jakiej się znaleźliśmy nie
mogłam się nie zastanawiać, jak to możliwe, że jeszcze nie
zapadł się pod ziemię. Zresztą byłoby to niezłe wyjście z
sytuacji.
Teoretycznie
mogliśmy przenieść się cieniem, Nico powiedział mi w
samochodzie, że byłby w stanie to zrobić, ale oni już nas
sfotografowali i bylibyśmy zbiegami poszukiwanymi w całych Stanach,
a mieliśmy już za dużo kłopotów, nie potrzebowaliśmy kolejnego
obciążenia w postaci goniącej nas policji.
Grubas
westchnął i spróbował się zaśmiać, co skończyło się
astmatycznym kaszlem. Ten gość dziwił mnie coraz bardziej. Jak on
w ogóle tutaj trafił?!
-
Moje kochane dzieci – już zastanawiałam się, z której strony mu
przywalić, ale syn Hadesa odgadł moje zamiary i położył mi rękę
na ramieniu. Może to i dobrze, chyba nie chciałam znać
konsekwencji rozkwaszenia twarzy ważnemu policjantowi na
przesłuchaniu. Wieloryb kontynuował wypowiedź po opanowaniu
kolejnego ataku kaszlu.
-
Ja chcę tylko wiedzieć, co robiliście w miejscu pożaru z kobietą
w śpiączce.
-
Po raz kolejny panu tłumaczę – odparłam drżącym ze złości
głosem – że nie jest to pana sprawa, i że kobieta ta wcale nie
jest w śpiączce, ale będzie, jeżeli nie odwieziemy jej na czas w
odpowiednie miejsce!
-
Proszę nie podnosić głosu – komisarz wziął łyk kawy i
odkaszlnął parę razy – Wspomniałaś o "odpowiednim
miejscu", czy mogłabyś mi wytłumaczyć, dlaczego nie miałby
nim być szpital w St. Louis?
I
tu sprawa się komplikowała. Próbowałam już wielu sposobów na
uniknięcie wyjawiania miejsca, gdzie musimy przenieść Temidę, a
kiedy w końcu stwierdziłam, że trudno, najwyżej Zeus trafi mnie
piorunem piorunów, i podałam im adres (a raczej nazwę parku) nasi
ukochani policjanci stwierdzili, że nie ma takiego miejsca, a
uściślając Blue Vallay Park owszem, istnieje, ale żadnego
drewnianego domu tam nie ma i "o ile im wiadomo" nigdy go
nie było. Tak więc sprawa nie została rozwiązana i szczerze mówiąc
była dla mnie tak samo niezrozumiała, jak to, że Wieloryb jeszcze
nie rozwalił krzesła swoim grubym tyłkiem.
-
Niestety jesteśmy zmuszeni zatrzymać was w areszcie – w jego
głosie nie słuchać było najmniejszej nuty współczucia.
***
-
Wyglądacie, jakby jakiś potwór was pożarł i wyrzygał – to
było pierwsze zdanie, jakie wypowiedziała Daisy od czasu, kiedy
wyciągnęliśmy ją z płomieni. Muszę powiedzieć, że zaczęłam
ją podziwiać. Byłam pewna, że mała zaraz się rozbeczy, a ona
wyskakuje z czymś takim.
-
Cóż, dzięki – odpowiedziałam starając się otrzepać trochę z
błota i sadzy.
Siedzieliśmy
zamknięci w celi i zastanawialiśmy się, jak opuścić to miejsce.
Żadne z nas na razie na nic nie wpadło. Nadal istniała możliwość
podróży cieniem, ale naprawdę nie chcieliśmy widnieć na
plakatach "poszukiwani". Ten Wredny Wieloryb, powszechniej
znany jako Pan Komisarz, stwierdził, że jesteśmy winni pożaru,
więc z rangi "podejrzani" awansowaliśmy na "podpalaczy".
Nie wiedzieć czemu nie zależało mi na kolejnym awansie. Na
przykład na "zbrodniarzy".
-
A może ładnie go przeprosimy i powiemy, że to rzeczywiście nasza
wina? - spytała Daisy .
-
To nie byłby zły pomysł, ale żadne z nas teoretycznie nie
istnieje, a oni chcieliby skontaktować się z naszymi rodzicami –
Nico zrobił ponurą minę i mówił dalej – Najgorzej miałaby
Spite, bo ona uciekła z rodziny zastępczej. Daisy trafiłaby
prawdopodobnie do taty, a ja... nie wiem. Ja nie istnieję. Według
akt Nico di Angelo to jakiś koleś, który urodził się we Włoszech
przed Drugą Wojną Światową i nie wiadomo, co się z nim potem
stało.
Zapadła
cisza. W pokoju obok słychać było stukanie klawiatury, może to
ktoś pisał o nas raport.
Sytuacja
bez wyjścia. Będziemy tu siedzieć, aż sobie odpuszczą, czyli
długo, jeżeli o naszym wypuszczeniu będzie decydował Pan
Wieloryb. Coś nie dawało mi spokoju, jedna myśl.
-
Daisy – zagadnęłam – Co właściwie wywołało ten pożar?
-
Temida – odpowiedziała córka Demeter spokojnie.
-
Temida?! - nie rozumiałam ani trochę, przecież bogini spała!
-
No tak, Temida – Daisy chyba nie rozumiała mojego zdziwienia.
-
A jak dokładnie to się stało? – spytał Nico delikatnie, jakby
bał się odpowiedzi.
-
No... Włączyłam telewizję i zaczęłam oglądać jakiś głupi
teleturniej, bo nie było Animal Planet i jak krzyknęłam, że coś
tam, już nie pamiętam, co, jest niesprawiedliwe, to ta pani bogini
mruknęła pod nosem "niesprawiedliwe" i nie otwierając
oczu uniosła ręce. Z końców jej palców wyleciały płomienie,
ale nie tak, jak z palców tego śmiesznego chłopaka w obozie...
-
Leo? - wyrwało mi się.
-
No tak, chyba tak, ale nie przerywaj! No, w każdym razie, te
płomienie były śliczne i układały się w wzorki coś jak
roślinki, taki bluszcz i poleciały do telewizora, ale jak do niego
doleciały, to przestały być takie śliczne i telewizor wybuchł. A
potem zapaliły się zasłony, a potem inne rzeczy w pokoju, a ja
próbowałam ruszyć Temidę z miejsca. No, i wtedy wbiegliście wy.
Córka
Demeter skończyła mówić i położyła mi głowę na ramieniu.
-
Ale ja wiem, że ta pani bogini nie chciała tego zrobić. To znaczy;
nie chciała podpalić pokoju.
-
Też tak myślę – powiedziałam, ale Daisy już spała.
Na
chwilę zapadła cisza, którą przerywało tylko tykanie zegara.
Odmierzał nieubłagalnie czas, który traciliśmy w tym durnym
miejscu. Głupi Wieloryb!
-
Musimy ich przekonać, że to nie nasza wina – mruknął Nico z
głowa schowaną w dłoniach.
-
A jak? Zresztą to jest nasza wina. A dokładniej mówiąc -
Temidy.
-
Ale ona nie chciała podpalić tego budynku – jęknął z rozpaczą.
Nie
chciała, wiem, ale ta wiedza nic nam nie da; chciałam powiedzieć,
ale uznałam, że nie będę go "dobijać".
Daisy
zsunęła mi się z ramienia i ułożyła się na moich kolanach.
-
Musimy przenieść się cieniem – stwierdziłam po chwili namysłu
– To jest jedyne dobre wyjście.
-
I jedyne złe – odparł syn Hadesa nadal nie podnosząc głowy –
W ogóle nie mamy innego. A to jest beznadziejne!
-
Jesteś promykiem słońca w ciemnościach, Nico - oświadczyłam z
powagą.
-
Ale to prawda!
-
Wiem – odparłam zrezygnowana.
-
Poczekamy, aż Daisy się obudzi. Potem przeniesiemy się do
szpitala, zabierzemy Temidę, gdzieś odpoczniemy i lecimy do Hypnosa
– syn Hadesa wyprostował nogi i oparł się o ścianę.
Kiwnęłam
głową na "tak", nie miałam lepszego pomysłu.
Najtrudniejszym punktem wydawało mi się zabranie Temidy ze
szpitala. Podobno zamknęli ją w jakiejś sali i podpięli do
kroplówek. Nienawidziłam szpitali. Kiedyś uwięzili mnie w jednym
i też przyczepili do mnie te wszystkie brzęczące urządzenia i
rureczki. Biały pokój i ludzie ubrani w niezdrowo zielone kilty. Na
samą myśl robiło mi się niedobrze.
Wracając
do tematu; w szpitalu zawsze ktoś pilnuje pacjentów. Jak zabrać
jednego (a raczej jedną) z nich bez zauważenia przez personel, albo
jakąś pielęgniarkę?
Kiedy
tak rozmyślałam drzwi celi otworzyły się z cichym skrzypnięciem,
a w nich pojawił się młody policjant, którego wcześniej nie
widziałam. Bez słowa wszedł do środka i postawił na podłodze
tacę z jedzeniem dla trzech osób. Woda i chleb z bliżej
nieokreśloną, ohydną paciają. Widzę, że bawimy się na bogato.
Facet,
nadal się nie odzywając, wyszedł i zamknął za sobą drzwi na
klucz. Spojrzeliśmy na tacę. Niemal jednocześnie sięgnęliśmy po
wodę.
Zapomniałam,
jak dawno nic nie piłam. Na smak wody w ustach poczułam się niezwykle szczęśliwa. Duszkiem wypiłam całą szklankę i
odstawiłam ją już pustą z powrotem na tacę.
Nico
był oszczędniejszy, wypił połowę swojej wody i sięgnął po
kromkę. Wziął małego gryza z niepewnością w oczach. Przełknął
powoli i odłożył chleb.
-
Fuj – wystawił język – Dawno nie jadłem czegoś tak
obrzydliwego.
Zerknęłam
na kanapkę, ale stwierdziłam, że zaufam mu w tej kwestii.
Westchnęłam cicho i oparłam głowę o ścianę odchylając ją do
tyłu.
Patrzyłam
na sufit. Był biało szary, nieciekawy. Przeniosłam wzrok na
ścianę. Biało szarą ścianę. W całym pokoju mogłam zatrzymać
wzrok tylko na dwóch rzeczach. Jedną z nich była śpiąca córka
Demeter, a drugą syn Hadesa.
Oczy
miał, jak zwykle zresztą, podkrążone, włosy potargane; pełno
było w nich błota, podobnie, jak na jego lotniczej kurtce i
czarnych jeansach. Przymknął powieki i uśmiechał się lekko,
jakby myślał o czymś przyjemnym, co był raczej dziwnym
zjawiskiem.
-
O czym myślisz? - pytanie samo wyskoczyło z moich ust, zanim
zdążyłam to przemyśleć.
-
Ja?- Nico otworzył oczy, a uśmiech na jego twarzy zastąpiło
zdziwienie.
-
A kto inny?
-
Wyobrażałem sobie, że misja już się skończyła – kąciki ust
znowu podniosły mu się do góry.
-
I to dlatego się uśmiechasz? - spytałam zbita z tropu.
-
Nie do końca, w sumie, to myślałem o wyrazie twarzy Leo.
-
Leo? - teraz już zupełnie nie wiedziałam, o co mu chodzi.
-
Tak. Leo od Hefajstosa.
-
Wiem, kto to!
-
Ech... Miałem na myśli to, że... – urwał, jak zawsze, kiedy
wstydził się coś powiedzieć. Coś o nas.
-
Że?
-
Że to ja pierwszy mam dziewczynę – zarumienił się słodko i
spuścił wzrok. Cóż. Wyznawanie swoich uczuć i myśli nie było
jego mocną stroną.
Zastanowiłam
się nad tym, co powiedział. Nico, który odtrącał od siebie
wszystkich, który bał się powiedzieć cokolwiek o sobie, który
zawsze chował się w cieniu. Z drugiej strony Leo. Śmieszny,
żartowniś wręcz, podrywający każdą dziewczynę w promieniu
kilometra. Tak, fakt, że to Nico pierwszy "ma dziewczynę"
zasługiwał na uśmiech.
Dalej
patrzyłam na syna Hadesa. Może i był "ufaflany", ale
nawet tak nie potrafiłam stwierdzić, że nie jest przystojny. Nie
patrzył mi w oczy, pewnie z powodu tego, co powiedział, więc ja
mogłam bez żadnego zażenowania patrzeć w jego.
Mimo
tej misji, która stawała się coraz bardziej absurdalna i straszna
poczułam, że chyba po raz pierwszy od długiego czasu czuję się
szczęśliwa. Właściwie, to czułam się tak, od kiedy pocałowałam
Nico. Wcześniej, zanim trafiłam do Obozu Herosów, czułam, że nie
mam swojego miejsca. Teraz miałam, Obóz. A gdyby zniknął on z
powierzchni ziemi, to i tak takie "moje miejsce" istnieje.
Przy synu Hadesa. Niemal zganiłam się za tę "romantyczną"
myśl. To zupełnie nie w moim stylu.
-
A ty, o czym myślisz? - teraz na serio żałowałam swoich rozmyślań.
-
Nie ważne – zrobił zawiedzioną minę.
-
Ja ci powiedziałem – zauważył.
-
Owszem – zerknęłam mu w oczy – No dobrze. Myślałam, że przy
tobie pierwszy raz od wielu lat czuję się naprawdę szczęśliwa.
Nie
odezwał się, ale biło od niego takie zadowolenie, że nie musiał
tego robić, żeby udowodnić, że podobają mu się moje myśli. Mi
w żadnym stopniu nie podobało się to, że musiałam mu o nich
powiedzieć, ale cóż.
Daisy
poruszyła się we śnie. Mruknęła "tato" i przewróciła
się na drugi bok.
-
Co tak właściwie stało się z jej ojcem? - Spytałam.
-
Nie wiem, pewnie wrócił do domu po ataku tego piekielnego ogara i
teraz szuka swojej córeczki po całych stanach.
-
I nikt mu nie powie, co się stało?
-
Chyba lepiej, jeżeli zrobią to po udanej misji – zrobił ponurą
minę.
-
Dlaczego?
-
Jak wróci, to będzie wiedział, gdzie mieszka i że nic jej nie
jest. A jak... nie wróci, to będzie myślał, że może gdzieś
jest i znalazła nowy dom.
Nie
odpowiedziałam. W mojej głowie wciąż kołotały się słowa: "Jak
nie wróci". Nie wróci? To znaczy... Nie dopuściłam do siebie
tej myśli. Na pewno wróci. Będzie żyć w obozie i wkurzać
wszystkich dookoła. Będzie biegać, skakać i śmiać się cały
czas. Wróci.
Córka
Demeter zaczęła się wiercić. Po chwili usiadła i otworzyła
zielone oczy. Przez jakiś czas patrzyła na nas jakby nas nie
widząc, a w jej oczach zbierały się łzy.
Starając
się zapobiec płaczu przytuliłam ją szybko i zaczęłam szeptać.
-
To tylko sen, tylko sen.
Daisy
załkała cicho, a kilka sekund później ryczała na całego.
Poznajcie moją umiejętność pocieszania dzieci.
-
Nie rozumiesz! - krzyknęła załamującym się głosem – Go goniła
zła pani! Cała w piórach! I miała takie okropne zęby!
-
Kogo goniła ta pani? - Nico starał się pomóc. Mówił delikatnym
głosem, ale i tak zgromiłam go wzrokiem. Na próżno, córka
Demeter znowu wybuchnęła płaczem.
-
Tatę – załkała, kiedy już przestała płakać.
Przytuliłam
ją mocniej.
-
Nic mu nie będzie, zobaczysz. Jak tylko skończymy misję, to do
niego zadzwonisz, dobrze?
Dziewczynka
przestała szlochać. Odsunęłam się od niej i wytarłam łzy z
twarzy.
-
Dobrze – powiedziała cicho.
Chwilę
siedzieliśmy w milczeniu. Zegar za ścianą tykał, a my czekaliśmy
aż Daisy się uspokoi.
-
No, to chyba możemy ruszać – zagadnął w końcu Nico.
-
Tak, chyba tak – odparłam i wstałam. Córka Demeter też.
Złapaliśmy
się za ręce, a ja przygotowałam się na najgorsze.
W
tej chwili drzwi ponownie się uchyliły, ukazując nam twarz tego
samego policjanta, co wcześniej. "Teraz będziemy mieli
przechlapane" przemknęło mi przez głowę. Wszyscy będą
mieli szansę zobaczyć moją twarz w kartotece policyjnej. Mężczyzna
otworzył szeroko oczy, a krzyk zamarł mu w gardle.
Nico
go nie zauważył. Jak w zwolnionym tempie obserwowałam, jak powoli
zapada się w ciemność. Już czułam to okropne uczucie w żołądku.
Facet patrzył oniemiały, a my znikaliśmy w cieniu, który po
chwili całkowicie nas pochłonął.
***
Wycie
i wrzaski. I ciemność. Jedyną rzeczą, która dodawała mi otuchy
była ręka syna Hadesa. Ścisnęłam ją mocno. Wiatr wiał mi w
twarz, nie mogłam złapać oddechu. Zrobiło mi się niedobrze.
I
wtedy wszystko ucichło. Otworzyłam oczy, które nie pamiętam,
kiedy zamknęłam. Ze wszystkich stron otaczała mnie biel i
niezdrowa zieleń. Zwymiotowałam.
-
Spite? Co się dzieje? - Nico puścił moją rękę i złapał mnie
za ramiona.
-
Nic, tylko... to chyba po podróży – odpowiedziałam wyjawiając
tylko połowę prawdy.
Rozejrzałam
się po sali. Puste łóżka przykryte miętową pościelą. Białe
ściany. I dwie pary drzwi. Podbiegłam do tych oznaczonych napisem
"WC" i przemyłam usta, a potem twarz i od razu poczułam
się lepiej.
Wyszłam
z łazienki i podeszłam do Nico i Daisy.
-
Możemy już iść – powiedziałam cicho.
-
Na pewno? Wszystko już okej? - spytał syn Hadesa wyraźnie
zmieszany.
Kiwnęłam
głową i ruszyłam do drugich drzwi. Nico i córka Demeter ruszyli
za mną.
Na
korytarzu było zgaszone światło. Nacisnęłam najbliższy
włącznik. Białe, szpitalne lampy zaszumiały, zamrugały i w końcu
zapaliły się zupełnie. Hol, w którym się znaleźliśmy, miał
zieloną podłogę i tego samego koloru listwy na wysokości dłoni,
zapewne były to po to, żeby pacjenci mogli się ich przytrzymywać.
Ściany, na szczęście, nie były zielone, tylko białe, a co jakieś
pięć metrów stały w nich jasne, drewniane drzwi.
Skręciłam
w prawo, ponieważ po lewej stronie korytarz się kończył.
-
A jak mamy znaleźć Temidę? - mój głos poniósł się echem po
holu. Mimo iż mówiłam cicho ten dźwięk wydawał mi się bardzo
głośny.
-
Właściwie, to nie wiem – odpowiedział szeptem syn Hadesa – Ten
wredny policjant mówił, że będzie na specjalnym oddziale. Wiesz,
dla takich ludzi w śpiączce.
-
Czyli szukamy sali, w której będzie dużo śpiących ludzi? -
spytała Daisy.
-
Chyba nie, teraz wszędzie śpią, ale na drzwiach powinno być
napisane, co to za sala.
Dalej
szliśmy cicho i czytaliśmy podpisy na drzwiach. Nie wiem, ile czasu
minęło, ale mi zdawało się, że cała wieczność, zanim Nico
szepnął:
-
Tu.
Stanęliśmy.
Rozejrzałam się po korytarzu i powoli nacisnęłam klamkę, która
ustąpiła z cichym kliknięciem.
Weszliśmy
do środka. Sala przypominała wystrojem korytarz, ale była szersza,
a pod ścianami stały cztery łóżka. Czwarte z nich było puste.
Na tym, którego byliśmy najbliżej leżał jakiś facet, po uszy
przykryty pościelą. Na następnym mała dziewczynka, mniej-więcej
w wieku Daisy, a na trzecim młoda kobieta, która zdawała się
lekko świecić. Temida.
-
I co, mamy ją stąd po prostu zabrać? - spytał Nico.
Mnie
też wydawało się to o wiele za proste, ale postanowiłam, że choć
raz będę optymistką i z góry założę, że rzeczywiście
wszystko jest dobrze i nie trzeba się martwić.
-
Wydaje mi się, że przynajmniej raz powinniśmy mieć szczęście –
mimo wcześniejszego zapewnienia mój głos nie brzmiał zbyt
przekonująco.
-
Może – odpowiedział zdawkowo syn Hadesa.
Na
palcach skradałam się do łóżka bogini, kiedy przypomniałam
sobie, że jesteśmy w sali dla ludzi w śpiączce, raczej mało
prawdopodobne było to, że chociaż jedno z nich się obudzi.
Pewniejszym
już krokiem podeszłam do Temidy. Wyglądała tak niewinnie śpiąc...
Puszyste kasztanowe włosy rozsypywały się po poduszce i spływały
prawie do ziemi. Oddychała lekko i była niesamowicie blada, co
przyjęłam jako zły znak.
Stanęłam
przy niej. Dopiero teraz zauważyłam, że jest podłączona rożnymi
rureczkami do kroplówki, która wisiała na stojaku po prawej
stronie łóżka. Na szafce obok jej głowy stała szklanka z
zielonym kisielem. Skąd ja to znam... Nie wiem, co takiego jest w
jabłkowym kisielu, ale wszystkie dzieci na sali, włącznie ze mną,
musiały go jeść. Pamiętam, że był obrzydliwy.
Zresztą
to głupie, przecież ona była w śpiączce, a przynajmniej według
lekarzy, po co jej kisiel? To bez sensu.
-
Czy my możemy ją tak najnormalniej w świecie odłączyć od tego
wszystkiego? - Nico zrobił niepewną minę, chyba nigdy nie miał
do czynienia ze szpitalem. A w każdym razie nie takim.
Nie
odpowiedziałam. Wyrwałam rurkę z wenflonu przy ręce Temidy,
wzięłam z szafeczki nożyczki i rozcięłam nimi plaster, który
trzymał "igłę".
-
Mógłbyś mi podać wacik i spirytus? - wyciągnęłam wolną rękę
w stronę chłopaka, który szybko wykonał moje polecenie.
Zamoczyłam wacik w płynie i przytknęłam do wenflonu, po czym
wyciągnęłam go szybkim ruchem. Jeszcze chwilę trzymałam mokry
opatrunek przy miejscu, gdzie przed chwilą była igła i odliczyłam
do trzydziestu. Zabrałam wacik.
-
Teraz
możemy ją stąd zabrać – powiedziałam spokojnym głosem, ale w
głowie wciąż kołotały mi wspomnienia, które wróciły ze
zdwojoną siłą. I nie były one miłe.
Nadal
ze zdziwioną miną syn Hadesa ściągnął kołdrę z bogini
sprawiedliwości. Zabawne, ciągle miała na sobie grecki, biały
chiton. Zastanawiałam się, czy śmiertelnicy widzieli coś innego,
przecież powinni ją przebrać w szpitalne ubrania.
Teraz
byłoby dobrze, gdybyśmy szybko przenieśli się cieniem do jakiegoś
hotelu w Kansas, odpoczęli i rano trzeciego dnia znaleźli się u
Hypnosa. Ale nie ma tak dobrze. Gdyby wszystko było tak łatwe Mojry
nie miałyby zabawy, prawda?
W
chwili, kiedy mieliśmy już lecieć usłyszeliśmy kroki tuż przed
drzwiami. Wstrzymaliśmy oddechy. Klamka powoli opadała, a my jak
głupi staliśmy w miejscu. Drzwi uchyliły się. Ktoś wchodził do
sali.
Dlaczego Spite wymiotuje? Jest w ciąży?
OdpowiedzUsuńŻart!
Fajny rozdział u mnie też jest nowy, ale straszliwie krótki...
Czekam na kontynuację!!! Ciekawe kto przyszedł... o.O
Dzięki :)
UsuńWraaaaaacam do żywych!
OdpowiedzUsuńWiem, że dłuuuugo nie komentowałam, no, ale ludzie: lepiej późno niż wcale! ^^
Wracając, dziś krótko, bo ostatnio nie mam weny do komentarzy.
Pan Wieloryb jest zły :C kotletem go po twarzy i wiejcie!
Ale jak to, że on to widział? Wiiidział jak podróżują cieniem? Wooooo!
Może to on wejdzie do tej sali? Chociaż nie, wydaje mi się, że ktoś inny.
Hm. To w sumie na tyle.
Jestem na poziomie tworzenia rozdziału i przesiąknięta nim, chwilowo jestem niezdolna do komentowania. Pseplasam! :)
Pozdrowionka i weny! I miłych wakacji! ♡
Króliczek
Dzięki za piękny komentarz! ^^
UsuńDziękuję i nawzajem! :)
Jeju,jeju rozdział taki mega *-*
OdpowiedzUsuńCzemu ja nie umiem pisać długich komentarz?
Ech, nie o tym miałam xd
Piszesz genialnie - ale pewnie o tym wiesz xd
Masz taki talent ( ale pewnie o tym wiesz)
czekam na next xd
Jeju... ^^ Dziękuję! :)
UsuńBardzo mi miło słyszeć, że uważasz, że j a mam talent ^^
Zapomniałam ;D
UsuńPozdrawiam i weny!
Paulla K
Genialny rozdział :D Daisy... tak mi jej szkoda. Ma ogromny talent, piszesz śietnie :D Twój rozdział jest dużo dłuższy od moich (Y) Pan Wieloryb, co za ksywka XD I to z krzesłem <3 Podróż cieniem... Spite wymiotuje... Policjant to widzi(w sensie jak podróżują cieniem) xD Omg xD Ciekawe kiedy trafią do Hypnosa i kto wejdzie do tej sali :D Jakaś walka będzie czy coś?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, weny :)
Dzięki :)
UsuńKto wejdzie do sali? Mam nadzieję, że Cię zaskoczę i się zdziwisz
SPOILER!!!
Walka będzie, ale tylko w pewnym sensie, zobaczysz ;P
Jeszcze raz dziękuję! :D
Muszę przezwyciężyć lenistwo u skopiować link, żeby dodać do listy obserwowanych XD Od czasu do czasu wpadam tutaj, żeby zobaczyć czy jest nowy rozdział u zawsze jest : O
OdpowiedzUsuńTeraz nie mam już co napisać, bo wszystko jest w komentarzach powyżej ;____; Więc pozwól, że stwierdzę, że rozdział bardzo mi się podoba :3 i już chcę następny xd
Pomimo tego, że mam dosyć bujną (a nawet zbyt wybujałą) wyobraźnię to nie potrafię sobie wyobrazić, że Spite nie będzie miesiąc lub dwa w bloggoswerze :C Ale trudno. Wierzę, że opłaci się czekanie i następny rozdział będzie superextraświetny :3
Okropnie jestem ciekawa kto wchodzi do tej sali. Może to jakiś bóg, żeby ją odwiedzić? XD Albo lekarz lub pielęgniarka, którzy zmienią się w potwory? Albo nie zamienią się w potwory tylko okaże się, że też są herosami i pomogą wydostać się ze szpitala?
Ale tym panem-wielorybem mnie rozwaliłaś. Serio xd
Masz talent dziewczyno, więc pisz, żeby go nie zmarnować.
Weny!
Pozdrawiam
Nieoficjalna :3
Dzięki :)
UsuńTylko miesiąc, bez trzech dni, bodajże :(
Nie będę spoilerować... :D Takim jestem złem ;P
Jeszcze raz dzięki!
Spite
P.s.: Zajrzę do Ciebie, ale mam strasznie mało czasu ostatnio :( Nie wiem, kiedy uda mi się nadrobić rozdziały :(
Chyba jednak dobrze, że nie będziesz spoilerować, bo tym bardziej nie będę mogła się doczekać XD
UsuńI w ogóle miło mi, że zechciałabyś do mnie zajrzeć :3
Wybacz opóźnienie, ale sama wiesz... Może już nie będę się powtarzać i od razu przejdę ad rem. Będę się raczej streszczała, bo pora stosunkowo późna, a jeszcze muszę popracować nad własnym rozdziałem. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz.
OdpowiedzUsuńRozdział czytało mi się przyjemnie :) Ten pożar... Mater Dei, chcesz, abym Ci tu zeszła na zawał? Mała dziewczyna + nieprzytomna bogini + ogień = mieszanka wybuchowa. Trudno zaprzeczyć. Przyznam, nie spodziewałam się, że ten pożar wywołała Temida. Choć w sumie chyba można było się spodziewać, że dość ostro zareaguje na przejaw niesprawiedliwości :P Całe szczęście, że nic im się nie stało... No, prawie. Mater Dei, dlaczego te służby publiczne pomagają jedynie z założenia? Czy pan strażak/pan Wieloryb naprawdę nie mają na głowie poważniejszych problemów od maglowania... e... młodych ludzi? (Nie chciałam napisać "dzieci" :P). No po prostu oszaleć można. Mam nadzieję, że podróżowanie cieniem przy śmiertelnym świadku nie będzie miało poważnych konsekwencji dla naszych bohaterów. I umieszczać boginię w szpitalu, też pomysł... Wiem, wiem, dla normalnych ludzi to wydaje się oczywiste, ale wiedząc, kim ona jest, jakoś ciężko mi to sobie wyobrazić. Swoją drogą, jak w ogóle bogowie reagują na śmiertelne lekarstwa? No, mniejsza z tym. Wiesz co, żeby kończyć w takim momencie? I teraz rwij sobie włosy z głowy i zastanawiaj się, kto to jest... Naturalnie marzy mi się, żeby to był Kob, ale na to raczej nie ma co liczyć, prawda? Tak czy siak, mamy w sumie dwie opcje: zwykły śmiertelnik albo ktoś mitologiczny. W obu przypadkach zanosi się na niezłe kłopoty. No nic, trzeba czekać na następny rozdział.
Pozdrawiam i życzę weny,
Lakia
Dzięki :)
UsuńUwielbiam obrażać policje, względnie inne służby bezpieczeństwa ;P
Kob..." nie... Zasmucę Cię, ale nie.
Nawzajem!
Ave Spite!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział!
Krótkie to będzie bo nie chce mi się pisać.
"Wyglądacie, jakby jakiś potwór was pożarł i wyrzygał" To mnie rozwaliło
Dzięki :)
UsuńA tekst wzięty z życia ;P Mojej młodszej o sześć lat siostry, tylko był w liczbie pojedynczej :)
W takim momencie. Naprawdę?!
OdpowiedzUsuńRozdział genialny.
Jesteś naprawdę genialna. Mówię serio. Pomagasz oderwać się od okropnej rzeczywistości.
OdpowiedzUsuń