środa, 19 marca 2014

Rozdział V

Musisz się przygotować, Spite Altercation

Głos nabierał na sile, robił się coraz głośniejszy, kiedy wymawiał moje nazwisko był już tak głośny, że krzyknęłam i złapałam się za głowę z bólu. Oczywiście nie uszło to uwadze wszystkich obozowiczów. Głośne szepty, które nastały w chwili, kiedy Rachel skończyła przepowiednię, zamilkły równie szybko jak się pojawiły.
- Spite? Co się stało? - zapytał zatroskany Nico.
- Nic... - odpowiedziałam i spróbowałam się uśmiechnąć – Naprawdę, po prostu zabolała mnie głowa...
Po jego minie wiedziałam, że mi nie wierzy, ale spojrzałam na niego spojrzeniem „później ci powiem”. Kiwnął głową.
Tymczasem ludzie znowu zajęli się obgadywaniem przepowiedni. Patrzył na mnie tylko Chejron mrużąc z zaciekawieniem oczy, jakbym była jakimś ciekawym okazem do kolekcji na strychu! Raz tam byłam, okropne miejsce... Kawałki potworów, trofea herosów i hipisowskie koraliki.
W końcu Chejron wystąpił kilka kroków do przodu i poprosił o ciszę. Natychmiast wszyscy przestali rozmawiać i milcząc patrzyli na centaura.
- W związku z wypowiedzeniem nowej przepowiedni ogłaszam, że ognisko jest zakończone i zapraszam grupowych domków lub ich zastępców na naradę w sali rekreacyjnej, która odbędzie się za pół godziny.
Po amfiteatrze rozległ się szmer niezadowolenia, oczywiste było, że wszyscy chcieli uczestniczyć w naradzie, ale Chejron tupnął stanowczo kopytem i nikt już nie kwestionował jego decyzji.

***

Jako jedyne dziecko Eris w obozie mogłam iść na naradę. Czyli bycie jedyną ma jednak jakieś dobre strony... Inni grupowi poszli się przebrać do domków, a ja od razu poszłam na miejsce narady.
A tak z innej beczki. Przechodząc do sali rekreacyjnej zauważyłam, że na obrzeżach prostokąta w który były ustawione domki zaczęła pojawiać się nowa budowla. Cała była z ciemno-granatowej skały. Cyklopi nosili więcej głazów pogwizdując sobie z cicha. Wiedziałam czyj to domek. To domek bogini Eris, mojej matki, i to ja miałam w nim zamieszkać.
Nie wiem czemu na tę myśl ogarnęło mnie smutne uczucie. No tak, nie będę mieszkać z Nikiem. Domek wyglądał jakby mógł być ukończony już za dwa, góra trzy dni. Szkoda... Polubiłam domek syna Hadesa.
Dotarłam do sali rekreacyjnej. Weszłam do środka. Nie byłam pierwsza, siedziało tam już dwóch obozowiczów. Nico (pewnie dostał się tu za pomocą cienia) i Clovis, grupowy domku Hypnosa. Może w przypadku tego drugiego „siedziało” to za dużo powiedziane. Clovis leżał rozwalony na kanapie i chrapał w najlepsze. Kiedy trzasnęłam drzwiami zamykając je za sobą, usiadł szybko, krzyknął coś co wspaniałomyślnie uznałam za „zaraz wstaję, mamo!” i opadł z powrotem na kanapę. Westchnęłam i usiadłam w jednym z foteli zagłębiając się w niego przyjemnie.
Nico siedział na fotelu obok mnie, który znajdował się bardziej w cieniu i wpatrywał się we mnie przez chwilę. Po krótkim czasie opuścił wzrok i cicho zapytał:
- To... Dlaczego krzyknęłaś kiedy Rachel wypowiedziała przepowiednię?
- Krzyknęłam bo... – głos mi się zaciął. Jak ja mam to wytłumaczyć? Postanowiłam powiedzieć to bez owijania w bawełnę – Usłyszałam w mojej głowie głos, który powiedział „Musisz się przygotować, Spite Altercation”. - Spojrzałam pytająco na Nica.
- Altercation? - tym razem to on spojrzał pytająco. Na mnie.
- Tak. Pięęęękne nazwisko, prawda? - opuścił znowu wzrok. Widać było mu przykro. I dobrze. (musisz wiedzieć, że nienawidzę mojego nazwiska. Brzmi okropnie!)
- Nie jest takie złe... Przynajmniej nie nazywasz się „anioł”, kiedy wszyscy mają cię za potwora... - mruknął, pewnie myśląc, że go nie słyszę, po czym dodał trochę głośniej– Wracając do rzeczy. Według mnie może to oznaczać tyle, że masz brać udział w tej misji. Poza tym to pasuje, nie? „półbóg będzie to: śmierć, złość i szczęśliwe bycie, które przyrodę kocha ponad swe krótkie życie”. Złość to ty. Nie chodzi mi o to, że się często złościsz, ale wiesz... Eris. - dodał szybko, widząc moją minę – A ś... Nieważne. Ale o co chodzi ze „szczęśliwym byciem”?
Niezbyt zgrabnie ominął śmierć. Pewnie tak samo jak ja był pewny, że musi tu chodzić o niego. No bo kurczę, śmierć? Jest jedynym dzieckiem Hadesa, poza tym roztacza wokół siebie mroczną aurę śmierci... Mnie to tam nie przeszkadza, ale niektórym może się nie podobać wysyłanie na misję syna Hadesa.
Zastanawiał mnie jednak fragment o „szczęśliwym byciu, które przyrodę kocha ponad swe krótkie życie”. A więc tak. Mamy: Szczęśliwe „cuś”, przyrodę i krótkie życie. To ostatnie mogło znaczyć dwie rzeczy: albo to „cuś” długo nie pożyje, albo po prostu ma jeszcze mało lat. Modliłam się do wszystkich znanych mi bogów, aby chodziło raczej o tę drugą opcję. Już zaczęłam się domyślać kogo mogła mieć na myśli Rachel-Wyrocznia...
Nico musiał zobaczyć zrozumienie malujące się na mojej twarzy i sam szybko zaczerpnął powietrza.
- Myślisz, że może chodzić o nią? Przecież ona jest taka mała. Nie pozwolą jej nawet wyruszyć na tę misję. Niedawno trafiła do obozu i jest chyba najmłodszą obozowiczką od bardzo, ale to bardzo dawna. - widać było, że boi się, że coś się jej stanie. Nie chce, żeby wyruszyła na misję.
- Nico, ja rozumiem o co ci chodzi, ale spróbuj znaleźć kogoś innego w obozie, kto tak by pasował do opisu z przepowiedni.
Nico próbował, ale nie udało mu się to. Zapadł się jeszcze bardziej w fotel (wyglądało to tak, jakby wtapiał się trochę w cienie) i westchnął z rezygnacją.
- No dobra. Masz rację. Musimy tylko wytłumaczyć to obozowiczom i Chejronowi.
Długo nie czekaliśmy. Drzwi otworzyły się z hukiem i do sali wparowało kilku grupowych. Jakiś gość od Nemezis, syn Aresa (słynna Clariss była w domu, w Nowym Yorku), Drew od Afrodyty (Piper na misji!), jakiś facet od Hekate, Kate Gardner od Demeter i paru innych, których jeszcze nie umiałam przypisać do ich boskich rodziców. No i oczywiście, Leo. Uśmiechnął się do mnie szeroko i opadł z hukiem na najbliższe mnie krzesło.
Facet od Hekate bezceremonialnie zrzucił Clovisa z kanapy i sam się na niej rozsiadł, chociaż trzeba mu przyznać, że zostawił miejsce dla jeszcze jednej osoby (czteroosobowa kanapa). Reszta rozsiadła się po pustych miejscach przy stole do ping-ponga i zaczęła ze sobą gawędzić. Do czasu kiedy wszedł Chejron. Wtedy wszystkie rozmowy zamilkły.
Centaur wszedł spokojnie do sali i zamknął za sobą drzwi. Usiadł na wózku inwalidzkim i skurczył się do rozmiarów zwykłego człowieka. Wolałam się nie zastanawiać gdzie zniknęła jego hmm... zadnia część.
- Dobrze więc. Czy ktoś ma już jakieś pomysły co do rozwiązania przepowiedni?
- Ja mam. - Nico wyprostował się w swoim fotelu, tak, żeby wszyscy mogli go widzieć – Domyślam się o kogo może chodzić. Złość. To prawie oczywiste, że chodzi o Spite. - rozejrzał się po sali, jakby czekał aż ktoś zaprzeczy. Doczekał się.
- Tak? A jaki mamy na to dowód? Odpowiedź jest prosta. Nie mamy! - Drew wyglądała na zadowoloną ze swojej przemowy.
Leo wyglądał, jakby chciał ją udusić, a Nico obejrzał się na mnie i wzrokiem zachęcił do zabrania głosu. Dobrze, niech mu będzie. Opowiedziałam wszystkim o głosie, który usłyszałam w mojej głowie, pomijając moje nazwisko. (Nie muszą przecież znać każdego szczegółu... ) Mówiłam to patrząc w podłogę. Nie mogłam patrzeć na tych wszystkich ludzi którzy się na mnie gapili. Kiedy skończyłam odezwał się Chejron.
- Wierzę ci. Dobrze, wyruszysz na tę misję, ale ty byłaś wymieniona jako druga. Pierwsza była śmierć. I wydaje mi się, że wszyscy wiedzą o kogo tu chodzi – spojrzał na Nica, który kiwnął głową.
- Wiem – powiedział smutno (każdemu byłoby smutno, gdyby wszyscy kiedy tylko słyszą „śmierć” myśleli o tobie) – to jestem ja.
Tym razem nikt nie zaprzeczył. Może wiedzieli, że chodzi tu o Nica, a może się go bali i nie chcieli go denerwować. Ja natomiast byłam wniebowzięta. Może jechałam na śmiertelną misję, ale przynajmniej z kimś kto mnie lubi, a nie nienawidzi, tak jak np. Drew...
- A więc mamy już dwóch herosów. Został nam jeszcze trzeci. Ktoś ma jakiś pomysł?
Spojrzeliśmy na siebie z Nikiem, ale zanim któreś z nas się odezwało syn Hekate poruszył się na kanapie i otworzył oczy.
- Skoro ten ktoś „przyrodę kocha ponad życie”, to musi to być ktoś od Demeter. - zerknął niepewnie na Kate.
- O nie. Ja się z obozu nie ruszam i wiecie, że wielką optymistką nie jestem. Musi chodzić o kogoś innego z mojego domku. Kogoś stanowczo weselszego.
Wszyscy zaczęli myśleć, a na twarzach kilku osób zaczęło malować się zrozumienie. Nico postanowił wypowiedzieć na głos to co większość już zauważyła, ale nie chciała wypowiedzieć tego na głos.
- Tak. Według mnie chodzi o nową, najmłodszą córkę Demeter. Daisy Grass. Jest chyba najszczęśliwszą osobą jaką spotkałem, i nikt mi nie wmówi, że nie kocha przyrody.
Chejron już miał zaprotestować, ale syn Hadesa zgasił go jednym spojrzeniem swoich głębokich, czarnych oczu. Poznałam po tym, że nasze domysły były słuszne. Gdybyśmy nie mieli racji zaprzeczyłby na pewno.
Grupowi nie byli chyba zachwyceni wyborem herosów mających brać udział w misji. No tak. Byłam ja, od niedawna w obozie, a do tego córka Eris, niezbyt lubianej bogini. Nico di Angelo, wzbudzający raczej strach niż jakieś miłe uczucia, syn Hadesa, boga umarłych. I Daisy Grass. Właściwie to do Daisy nikt nic nie miał. Chodziło im o to, że była chyba najmłodsza w obozie i mieszkała tu krócej nawet ode mnie. Tak dopasowana drużyna nie wyglądała zbyt pewnie w ich oczach, a nie mogli nic powiedzieć, skoro taka była przepowiednia.
- Dobrze. Drużynę już mamy – powiedział niepewnie centaur nr 1 – Teraz zajmijmy się dalszą częścią przepowiedni. Wiemy, że musicie wyruszyć na zachód „Takie na zachodzie czeka ich zadanie”. O wiele ciekawsze i trudniejsze do zrozumienia jest, cytuję: „bóstwo co stracone odnajdzie i do powrotu nakłoni. dzięki nim sprawiedliwość bogom się pokłoni”. Stracone bóstwo? Jeżeli można wiązać ze sobą te dwa wersy bóstwem może być sprawiedliwość czyli Temida, ale nie wiemy czy oba wersy odnoszą się do tego samego. Już kiedyś popełniliśmy taki błąd myśląc, że Percy musi zginąć, kiedy tak naprawdę chodziło o Luka. „ W wiecznej ciemności otchłanie spadnie, czy zostanie”. To pozostawiam wam – spojrzał mi prosto w oczy. Jego oczy były pełne smutku, jakby myślał, że widzi mnie po raz ostatni w życiu. - No dobra. Koniec tego dobrego! Idziecie wszyscy spać. Kate! Masz rano powiadomić Daisy o jej udziale w tej misji. Nico, Spite zostańcie jeszcze chwilę chcę z wami porozmawiać o szczegółach wyprawy.

***

Chejron powiedział nam, że wyruszamy pojutrze o świcie i ze stoickim spokojem oświadczył, że nie rozumie tej misji. Naprawdę świetnie! Wszechwiedzący centaur nie wie o co chodzi w misji na którą się wybieram. Pewnie rozumiesz, jaka byłam szczęśliwa, po prostu aż skakałam z radości! Ale postanowiłam wyłączyć lub choć trochę poluzować opcję „pesymizm”. Na pewno nie będzie tak źle. Może uda nam się odkryć cel misji...
Po tej jakże pocieszającej rozmowie udaliśmy się do domku. Szliśmy w milczeniu, każde myśląc o tej dziwnej misji. Kiedy dotarliśmy do trzynastki i nadal milcząc udaliśmy się do swoich pokoi. Szybo wzięłam prysznic, przebrałam się i wskoczyłam do łóżka. Mimo wielkiego zmęczenia wiedziałam, że długo nie zasnę. Zbyt wiele myśli krążyło mi w głowie.
Słyszałam kroki w sąsiednim pokoju. Nico chodził w tę i z powrotem coś do siebie mrucząc pod nosem. Niestety nie słyszałam co mówi. To i tak niesamowite, że słyszałam, że w ogóle to robi. Zastanawiało mnie czy mówi naprawdę do siebie, czy też rozmawia z jakimś duchem. Ale jego głos był monotonny, nie robił żadnych przerw i nie zarejestrowałam innego głosu. Wszystko wskazywało na to, że syn Hadesa prowadzi monolog z samym sobą. Słuchając jego przyjemnego głosu w końcu udało mi się wpaść w objęcia Morfeusza.

***

Znalazłam się w... No, w jakimś zupełnie ciemnym miejscu. Nie widziałam własnej, wysuniętej przed siebie dłoni. Niepewnie zrobiłam krok w przód i zachwiałam się. W ostatniej chwili cofnęłam nogę i odzyskałam równowagę. Z miejsca przede mną wiał chłód. Czułam, że stoję na skraju przepaści. Nagle usłyszałam za sobą westchnienie. Obróciłam się na pięcie i wytrzeszczyłam oczy.
Na ziemi leżała śpiąca kobieta. Promieniowała delikatnym i czystym światłem,dzięki czemu mogłam ją zobaczyć mimo tych egipskich ciemności.
Wyglądała jak moja ulubiona nauczycielka z trzeciej klasy. Jako jedyna traktowała mnie jak resztę klasy, sprawiedliwie. Nie była jak inne nauczycielki, które wyżywały się na mnie. Uwielbiałam ją.
Kobieta miała taką samą piękną twarz, długie i puszyste kasztanowe włosy i łagodny uśmiech. Ubrana była w zwiewną, białą, grecką suknię. Uwagę przykuwały jednak jej nogi. Były bose i (o zgrozo!) przywiązane łańcuchem do ziemi.
Od razu poczułam, że muszę ją uwolnić, pomóc jej. To było oczywiste, wyglądała tak niewinnie. Niesprawiedliwe by było gdybym ją tutaj zostawiła, na pastwę losu. Podeszłam do niej bliżej i przyjrzałam się łańcuchom na jej nogach. Już miałam wyjąć mój miecz, który był włożony do pochwy przy moim boku, kiedy usłyszałam, znowu od strony przepaści, jakiś skowyt. Zanim zdążyłam się obrócić stworzenie wydające ten straszliwy dźwięk minęło mnie w pełnym pędzie i stanęło nad piękną kobietą.
Był to niewątpliwie najokropniejszy i najbrzydszy potwór na świecie. Wyglądał jak ogromny wilk. Mogłabym porównać jego rozmiar z rozmiarem dużego samochodu terenowego, nie wliczając w to jego ogona. Właśnie, ogona. Ogon nie przypominał ogona wilka, cały był najeżony kolcami w odcieniach brązu i krwistej czerwieni. Tegoż samego koloru były jego oczy, patrzące z nienawiścią na wszystko dookoła, a zwłaszcza na tę kobietę. Sierść miał brudną i skołtunioną. Oblepiona była czymś co podejrzanie przypominało krew. Zawarczał na śpiącą i ukazał w ten sposób żółte, ostre jak brzytwa kły, które pod względem czystości pozostawiały wiele do życzenia. Niemal żałowałam, że dzięki światłu emanującemu z kobiety mogę go widzieć.
Nogi się pode mną ugięły, ręce zaczęły się trząść. Oddychałam spazmatycznie. Z początku wydawało mi się, że potwór mnie nie widzi, ale szybko wyzbyłam się tej złudnej nadziei. Wilczur zawarczał jeszcze raz, tym razem patrząc prosto na mnie, a ja stłumiłam krzyk. Stworzenie przechyliło łeb i usłyszałam w myślach głos. Był chropowaty i niski, nigdy nie słyszałam tak strasznego głosu.
- A więc takie coś ma powstrzymać mnie i moją panią. Takie chuchro! Takie żałosne stworzenie ma powstrzymać samego Morosa, syna Nyks, uosobienie gwałtownej śmierci, nieszczęśliwego losu i tragicznego zgonu! Lepiej będzie dla ciebie jeżeli zabiję cię już teraz!
Zaczął skradać się w moją stronę. Gdy patrzył mi w oczy widziałam w myślach wszystkie możliwe sposoby strasznej śmierci (nie muszę dodawać, że główną „bohaterką” tych scen byłam ja). Przerażenie ścisnęło mi gardło, nie mogłam wydobyć głosu. Nie mogłam nawet krzyknąć. Jedyne co byłam w stanie zrobić to cofać się na zesztywniałych ze strachu nogach. Wydało mi się, że to cofanie trwa już wieczność, a przecież za mną powinna być przepaść. Nie do końca wiem dlaczego, ale poczułam niemal ulgę, gdy poczułam na plecach chłodny powiew świadczący o tym, że zbliżam się do krawędzi urwiska. Moros przyspieszył, a ja zdałam sobie sprawę z tego, że zaraz spadnę. Był już o metr ode mnie. Śmierdział jak rozkładające się mięso. Mdlący, gorzki zapach. Przestałam oddychać. Nie wiem czy z powodu smrodu, czy z przerażenia.
Podjęcie decyzji zajęło mi dosłownie pół sekundy. Wolałam spaść za krawędź ziejącą za moimi plecami niż dać się zabić temu potworowi. Zrobiłam ostateczny krok w tył i poczułam, że spadam. Już nic nie widziałam. Słyszałam tylko wściekły ryk niosący się za mną złowieszczym echem. Ryk, który zmienił się w odgłos konchy.

***

Usiadłam na łóżku nadal czując się jakbym spadała. Oddychałam szybko. Spróbowałam się uspokoić. Policzyłam do piętnastu. Mogłabym doliczyć pewnie do stu, zanim bym się uspokoiła, gdyby nie Nico. Wbiegł bez pukania do mojego pokoju i zdyszany oznajmił:
- Spite! To była koncha na śniadanie! Spóźniliśmy się!
Zdziwiłam się jego przejęciem. Zazwyczaj olewał pory jedzenia. Może zazwyczaj olewał, ale teraz był naprawdę przejęty. Ziewnęłam i powiedziałam mu, żeby wyszedł bo chcę się ubrać. Szybko założyłam czarne rurki i czerwoną koszulkę. Wybiegając z pokoju zarzuciłam moją skórzaną kurtkę. Powinnam chyba założyć koszulkę obozową, ale uważałam, że źle w niej wyglądam (i nadal tak sądzę).
Wbiegliśmy z Nickiem do kantyny. Na szczęście wielu obozowiczów jeszcze nie było, pewnie też zaspali, po tej nieprzespanej z powodu narady, nocy. Wrzuciłam całego naleśnika (z dżemem!) na ofiarę dla matki błagając ją o udaną misję, na którą miałam wyruszyć już jutro. Tak jak się spodziewałam nie odpowiedziała. Miałam nadzieję, że przynajmniej usłyszała moją prośbę i postara się jakoś nam pomóc. Szczerze w to wątpiłam.
Szybko zjadłam resztę śniadania i poszłam na arenę. Wiedziałam, że muszę poćwiczyć jeszcze przed misją. Nie zamierzałam dać się zabić, dlatego, że ostatni dzień w obozie spędziłam na obijaniu się. Trenowałam walkę na miecze z dziećmi Hermesa. Udało mi się już piętnasty raz z rzędu rozbroić Connora Hooda, kiedy stwierdziłam, że to nie ma sensu. Co mi niby da ćwiczenie z kimś gorszym ode mnie? Powiedziałam Hoodom, że się zmęczyłam (,żeby nie było im przykro) i poszłam na ściankę.
Cztery razy weszłam, dziesięć razy próbowałam wejść bez rezultatu. Skutki? Przypalona koszulka (kurtkę mądrze zdjęłam przed wspinaczką), zadrapania na dłoniach i kolanach, odciski i śmierdzące dymem włosy. To ostatnie było najgorsze. Z westchnieniem podniosłam się z trawy pod ścianką, gdzie podłam po ostatnim wejściu, i powlokłam się do domku umyć włosy.
Stałam pod prysznicem jakąś godzinę. Do czasu kiedy skończyła się ciepła woda. Ubrałam się w nowe ciuchy i wyciągnęłam mój plecak, który miałam ze sobą jeszcze tego dnia, kiedy uciekłam z domu. Zamyśliłam się. Od ucieczki minął zaledwie nieco ponad tydzień, ale ja czułam się jakby działo się to wieki temu. Od tego czasu zdążyłam pogodzić się z tym, że jestem półboginią. Przyzwyczaiłam się do wielu dziwnych rzeczy, które jeszcze tak niedawno uznałabym z wierutne kłamstwo. Teraz niemal żałowałam, że opuszczam obóz.
Wrzuciłam do plecaka moje ubrania, dziesięć złotych drachm od Chejrona, batonik-ambrozję, buteleczkę-nektar (te dwie rzeczy też dostałam od centaura) i przybory toaletowe. W plecaku znalazłam jeszcze pieniądze śmiertelników z czasu przed ucieczką. Nie wiedziałam dokładnie co trzeba zabrać na misję, ale wydawało mi się, że mam już wszystko (miecz miałam przy sobie, przypięty do pasa).
Zarzuciłam plecak na plecy (masło maślane :D ) i wybiegłam z domku, żeby zapytać się Leo czy jestem dobrze spakowana.

***

Siedziałam w bunkrze dziewiątym i patrzyłam na Leona, który Właśnie robił... Lodówkę. Miała to być bardzo pojemna lodówka, którą miał potem dać dzieciom Hekate, żeby zaczarowały ją tak, aby sama się napełniała.
Wcześniej dałam mu do zbadania mój plecak. Spojrzał na niego sceptycznie, po czym dorzucił jeszcze dwa batoniki ambrozji i buteleczkę nektaru. Kazał mi wziąć też cieplejszą kurtkę, ale stanowczo odmówiłam. Uwielbiałam moją starą, skórzaną. Nie zamieniłabym jej na żadną inną.
Przesiedziałam w bunkrze do obiadu, a po nim powłóczyłam się jeszcze po obozie. Spotkałam Daisy, która ganiała za mną przez następne pół godziny krzycząc:
- Idę z wami na MISJĘ!!! Na MISJĘ!!! Wiesz?! Tak?! To super nie?
Jeszcze raz weszłam na ściankę (po trzech próbach), pokonałam w walce na miecze tego dziwnego chłopaka od Hekate, który był wczoraj na na naradzie i przez chwilę ćwiczyłam strzelanie z łuku, a jako, że nie szło mi to zbyt dobrze, na kolację poszłam w złym nastroju.
Na kolacji spotkałam Nica. Siedział przy stoliku Hadesa i drwiąco się uśmiechał patrząc na Rachel wykłócającą się o coś z Chejronem. Sprawiał wrażenie naprawdę rozbawionego tą sytuacją. Wrzuciłam jabłko na ofiarę dla matki i usiadłam przy stoliku naprzeciwko Nica. Skinął mi głową. Dopiero teraz zauważyłam, że widziałam go dziś tylko rano, na śniadaniu. Cały dzień spędziłam na przygotowaniach do misji i siedzeniu w bunkrze dziewiątym. Ciekawe co robił prze ten czas... Może on też przygotowywał się do misji na swój sposób? Od kogoś słyszałam, że syn Hadesa ćwiczy walkę z umarłymi. Ciekawa byłam czy to prawda, ale bałam się go o to zapytać.
- Coś się stało? - Nico uniósł pytająco jedną brew – Jesteś wyjątkowo cicha...
Odpowiedziałam mu burknięciem, które mogło znaczyć „Nic...”, jeżeli miało się wyjątkowo dobry słuch. Nico miał. Wzruszył ramionami, a ja dojadłam resztę kolacji.


Po kolacji było ognisko, ale nie poszłam na nie podobnie jak Nico. Wcześnie rano mieliśmy wyruszyć na misję. Nie chciałam być niewyspana. Poszliśmy do domku, Nico życzył mi dobrej nocy i wślizgnął się do swojego pokoju. Powiedziałam „dobranoc” do zamkniętych drzwi jego pokoju i sama weszłam do mojego. Wzięłam szybki prysznic i położyłam się spać. Zasnęłam wyjątkowo szybko, co było dziwne biorąc pod uwagę fakt iż w ciągu następnych paru dni czeka na mnie możliwa śmierć.

niedziela, 9 marca 2014

Rozdział IV

Kiedy tylko zasnęłam, przyśniło mi się, że się budzę. Budzę w moim pokoju, z czasów kiedy tata jeszcze żył. O nie! Od tak dawna ten sen nie śnił mi się od początku! Wiedziałam, że śpię, ale nijak nie miało to wpływu na mój sen, nie mogłam się obudzić. Musiałam przeżywać to kolejny raz. Chciało mi się płakać. Ile można?!
Jako mała dziewczynka usłyszałam drapanie w drzwi wejściowe, które były po drugiej stronie domu. Moje maleńkie ciało się skuliło, i jestem pewna, że to prawdziwe, w domku Hadesa też. Znowu drapanie. Trzask pstryczka w pokoju taty.

Tata: Kto tam?! Spite?
Chrapliwy Głos: Nie! Ale to po nią przyszliśmy! Otwórz drzwi i daj nam ją, a nic ci nie zrobimy!

Nawet wtedy, w wieku sześciu lat, wiedziałam, że Chrapliwy Głos kłamie. Znowu drapanie. Huk załamujących się drzwi. Krzyk taty. Mała Ja zerwałam się z łóżka i wybiegłam na korytarz. Ujrzałam ciemny cień próbujący się dostać do środka i tatę ze strzelbą w trzęsących się rękach.

Huk: to tata wystrzelił.
Śmiech: to śmiał się w ogóle nieuszkodzony potwór.
Krzyknęłam. Tymi małymi ustami i tymi dużymi. Podświadomie pomyślałam o Nicu w sąsiednim pokoju, który pewnie usłyszał krzyk. Potwór obejrzał się na mnie.

Chrapliwy Głos: Skoro nie chcesz mi jej oddać, zabiorę ci ją kiedy będziesz martwy.

To był ułamek sekundy. Cień skoczył i jednym uderzeniem pozbawił taty przytomności (i życia, ale to ostatnie wiedziałam tylko ja, Starsza-Spite). Ta Młodsza-ja zaczęłam krzyczeć. Wtem poczułam doniosłą obecność.

Doniosły Damski Głos: Nikt nie tknie mojej córki.

Znikąd pojawiła się strzała, która uderzyła potwora w głowę, a on rozpłynął się w pył na moich małych oczach. Obecność zniknęła, podbiegłam do nieżywego taty.

- Nieeeeeeeee!!!

***

Usiadłam na swoim łóżku, nadal krzycząc. Natychmiast zamknęłam usta. Za późno. Usłyszałam szybkie kroki i po chwili do „mojego” pokoju wpadł Nico w piżamie i z mieczem w ręku. Wyglądał na naprawdę zaniepokojonego. Nie dziwiłam mu się. Byłam na siebie wściekła! Pewnie go obudziłam!
- Co się dzieje? - zapytał, rozglądając się za potworami, których oczywiście nie zauważył, ponieważ ich nie było.
- Nic. Przepraszam – powiedziałam jeszcze roztrzęsionym głosem – Miałam tylko zły sen. Przepraszam, że cię obudziłam.
Powoli opuścił miecz. Odetchnął z ulgą. Dlaczego? Powinien być na mnie zły! Odpowiedział na moje pytanie jakby umiał czytać w myślach.
- Nie jestem szczęśliwy dlatego, że śniły ci się koszmary! Tylko... Jestem tak zmęczony, że chyba nie udałoby mi się obronić cię przed potworami. - ziewnął przeciągle, był blady i wyglądał jak upiór – Poza tym i tak nie spałem, więc mnie nie obudziłaś... A co ci się śniło? - zapytał, po czym zreflektował się – Nie! Przepraszam, nie moja sprawa, już sobie idę.
- Nie idź! Poczekaj! - „Co ja odwalam?” zapytałam samą siebie, ale mówiłam dalej – Mogę ci powiedzieć. Spoko.
Może miałam nadzieję, że jak się podzielę z kimś koszmarami, to znikną... Nie wiem. Ale opowiedziałam Nicowi mój sen.
- Powiedziałbym, że jest mi przykro z powodu twojego ojca, ale to nigdy nie brzmi szczerze.
- Wiem, dziękuję. A ty? Czemu nie spałeś?
Mruknął coś, co brzmiało jak: „Nic... Nieważne”
- Oczywiście, że ważne! - zaperzyłam się – Ja ci opowiedziałam moje koszmary, jesteś mi coś winien.
- Muszę?
- Musisz!
Zrezygnowany usiadł niepewnie koło mnie na łóżku. Zarejestrowałam, że jego piżama jest czarna. Długie czarne spodnie i koszula z długim rękawem. Na niej „tańczyły” szkieleciki.
- Ech. Z tobą to... - pokręcił z rozbawieniem głową, ale zaraz westchnął i spoważniał – Nic ciekawego, naprawdę. Podobne do twojego. - opowiedział mi o wizji którą kiedyś wywołał w podziemiu, wizji, w której ginęła jego matka. - No, i jeszcze Bianca. O niej już słyszałaś, prawda?
Zdumiona pokiwałam głową na „tak”. Przypomniały mi się słowa Leo „On chyba z nikim nie rozmawia. No, i często znika.”. Pamiętam jak potem rozmawialiśmy i powiedział, że Nico rzadko siedzi w obozie dłużej niż pięć dni. Co prawda powiedział to śmiejąc się ze mnie, że zadałam takie pytanie, ale miałam wrażenie, że mówił wtedy prawdę...
Do rzeczy. Od kiedy się pojawiłam nie „zniknął” ani razu, na dłużej. Serce chciało zatańczyć makarenę! Nie... Pewnie nie wyjechał, bo wiedział, że przyjadą Łowczynie... Chociaż, one po Bitwie porozmawiały z Chejronem i odjechały. Co tu gadać... życie jest dziwne i pokręcone.
Byłam tak zamyślona, że nie zauważyłam jak Nico wstał i ruszył do drzwi.
- No to do rana – powiedział uśmiechając się blado – Może jednak uda mi się dzisiaj zasnąć.
Pożegnałam się z nim i położyłam się znowu spać. Tym razem nic mi się nie śniło.

***

Po raz pierwszy od bardzo dawna obudziłam się wyspana. Może powtórzę: WYSPANA. No, chyba wyraziłam się jasno. Otworzyłam oczy i trochę się zdziwiłam, ponieważ po przebudzeniu przywykłam oglądać drewniany sufit jedenastki, a nie biały sufit domku Hadesa. Był zdecydowanie zbyt idealny, nie mogłam skupić na nim wzroku. Miałam wrażenie, ze wisi tuż nade mną i zaraz mnie przygniecie.
Zamrugałam i przeniosłam wzrok na (chwilowo) mój pokój. Wszystko wyglądało tak jak wczoraj, niby nic szczególnego, ale... Prawda uderzyła mnie jak miecz dwuręczny Aresa, wymierzony mi prosto w policzek. Mieszkałam w domku Hadesa, a zaprosił mnie tu mój wymarzony chłopak (wiem, że brzmi to, jakby był moim chłopakiem, ale nie o to mi chodziło). Jakby tego było mało, to w dodatku chyba mu się podobałam!!! Teraz cała chciałam wstać i zatańczyć!!! Jak to możliwe?! Pomyślałabym, że to sen, ale ja miałam tylko koszmary, od śmierci taty nie miałam normalnych snów. Więc to jest prawda!!!
Chyba bym wstała, i naprawdę zatańczyła, gdyby nie nieśmiałe, ciche pukanie do drzwi. Szybko przetarłam oczy i zaciągnęłam kołdrę pod szyję.
- Proszę!!!
Drzwi uchyliły się i w szparze pokazała się głowa Nica. Wyglądał jakby rzeczywiście udało mu się wyspać. Cienie pod oczami stały się teraz dużo mniej wyraźne, a oczy błyszczały mu zdrowo. Mimo to nadal był śmiertelnie blady, choć, oczywiście, nie uważałam, aby szkodziło to jego urodzie.
- Nie chcę cię budzić, skoro w końcu śpisz do późna, ale niedługo jest śniadanie. Nie chciałbym, żebyś się spóźniła. - powiedział wesołym tonem, który brzmi tak ślicznie, a kiedy jeszcze się uśmie... Stop! Spite, ogarnij się!
- Muszę cię zmartwić, ale nie obudziłeś mnie. Tak jak ja wczoraj ciebie.
Chwilę zajęło mu ogarnięcie o co mi chodziło. Strasznie lubię jego zdziwioną minę. Tak śmiesznie wtedy uchylają mu się usta... Spite!!!
- Czyli... Nie śniło mi się to? Naprawdę? - wyglądał na nieźle skołowanego – Znaczy się, naprawdę tu przyszedłem?
- No tak. Chyba, że oboje mieliśmy taki sam sen, w co śmiem szczerze wątpić. No, i ja nie miewam takich snów. Zazwyczaj są to koszmary, czego zdążyłeś doświadczyć wczoraj, na własnej skórze.
Zamyślił się. Po chwili, kiedy stwierdziłam, że nie odpowie, powiedziałam:
- A teraz, z łaski swojej, wyjdź. Chcę się ubrać.
Nadal zamyślony wyszedł z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi. Usiadłam na łóżku i potrząsnęłam głową, żeby się rozbudzić. Wstałam i poszłam powoli do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic i umyłam zęby. Ubrałam się, i już gotowa, jako-tako, by pokazać się światu, wyszłam z pokoju i domku.
Zrównałam kroki z krokami syna Hadesa i tak szliśmy w milczeniu. Moje myśli biegały jak oszalałe teletubisie. Nareszcie inne skojarzenie niż mitologia, chociaż chyba mitologia byłaby w tym przypadku lepsza.
Wracając do tematu... Myślałam o wszystkim naraz. O Nicu, o jego domku, o mojej matce... Właśnie zaczęłam się zastanawiać, jak ktoś tak miły jak tata mógł zakochać się w takiej bogini, kiedy napadła mnie nagła, i bardzo rezolutna myśl. „Hey, ale gdzie ja właściwie będę jeść?”. Przez chwilę zamierzałam iść i zapytać o to Chejrona, który miał teraz wolne od nauczania i siedział na werandzie Wielkiego Domu, ale w porę sobie przypomniałam, że wczoraj się na niego wydarłam i obraziłam. Oczywiście nie bez powodu. Oczywiście. Zwróciłam się więc do Nica.
- Nico, przy którym stoliku mam jeść?
- Co? - syn Hadesa wyglądał jakbym go wyrwała z głębokich rozmyślań lub przebudziła z drzemki. Powtórzyłam pytanie.
- Hmm... - Nico zastanowił się – Chyba jesteś skazana na mój stolik. Sorry. Jeszcze nie ma stolika dla dzieci Eris, ale Chejron na pewno niedługo naprawi to niedopatrzenie.
Czy mi się tylko zdawało, czy mówił z lekką goryczą w głosie? Nie Spite, po prostu chcesz myśleć, że mu na tobie zależy. Nie myśl o nim cały czas! Postanowiłam się ogarnąć. Nie wyszło.
Zdałam sobie sprawę z tego co się stało. Spite, wiecznie obrażona i zła na cały świat Spite, się zakochała!!! Parsknęłam śmiechem.
- Co? Ze mnie się śmiejesz? - zapytał zdziwiony moją reakcją Nico.
- Nie... - udało mi się zaczerpnąć powietrza – Tak sobie tylko pomyślałam, że... O matko!!! Prawie mu powiedziałam!!! Miałam ochotę trzasnąć się w twarz!
- Pomyślałaś, że co? - teraz zupełnie nie wiedział o co mi chodzi.
- A nieważne... Ale mogę ci powiedzieć, że nie z ciebie. Tak na pocieszenie.
- Dzięki... - mruknął, ale nie wyglądał na obrażonego.
Chciałabym wiedzieć co on sobie teraz myśli... Może zastanawia się czy przypadkiem nie kłamię, a może myśli o Łowczyniach, albo o... No, o tym co robił kiedy go tu nie było. Nie żebym miała najmniejsze pojęcie co to było.
Doszliśmy do kantyny. Wzięłam jedzenie, w postaci tostów, i wstałam. Cichutko, starając się nie wpadać nikomu w oczy, podeszłam do trójnoga i pomyślałam:
Mamo, jeżeli mnie słyszysz, to wiedz,
że wcale nie jestem ci wdzięczna za uznanie mnie.
Może tylko trochę. Przez ciebie mieszkam z Nikiem w domku.

Wiem.

Głos, który usłyszałam był dziwnie znajomy. Przypominał ten z mojego snu, ale teraz nie był zły, był tylko dumny. Czekałam na dalszy ciąg wypowiedzi, ale nie nastąpił. Wróciłam zamyślona do stolika Hadesa.
Śniadanie zjadłam pogrążona w rozmyślaniach o tym głosie. Nie mogłam uwierzyć, że matka odezwała się do mnie po tylu latach nieobecności. W ciągu siedmiu lat zdążyłam się przyzwyczaić do tego, że jestem sierotą. W dodatku to, że nie mam matki nie sprawiało mi najmniejszego problemu. To śmierć ojca i pustka po nim wywoływały u mnie uczucia smutku i żalu, a nie nieobecność matki, której nigdy nie znałam. Byłam na nią wściekła, że nie odezwała się do mnie wcześniej. Możesz mi wierzyć, też tak byś się czuł/czuła. Jak ona mogła mi to robić?! Całe życie w niewiedzy! Wiem, że trzynaście lat to nie dużo, ale sorry! Jak matka może tak postępować?!
Byłam tak zamyślona, że nie zauważyłam, że prawie wszyscy już zjedli. Nico siedział naprzeciwko mnie i czekał. On zawsze jadł strasznie mało. Ciekawe, zważywszy na to,że miał tyle energii do walki i używania swoich mocy. Szybko dokończyłam jeść i przeprosiłam go za to, że tak długo jadłam.
- Nie ma sprawy... I tak nie wiem co robić... - uśmiechnął się cierpko – masz może jakiś pomysł?
Może to było złośliwe pytanie, na które miałam nie odpowiadać, ale nagle wpadłam na ciekawy pomysł.
- Posłuchaj. Nigdy nie walczyłam z prawdziwym potworem. Chodzi mi o prawdziwą walkę z mieczem. Moglibyśmy pójść do lasu i spróbować. Na wypadek gdybym sobie nie radziła, możesz mi pomóc. Co ty na to?
Nico zastanowił się chwilę. Wyglądał na zaciekawionego tym pomysłem, a jednocześnie miałam wrażenie, że owija się jakąś niewidoczną psychiczną „bańką” przeciw ludziom, którzy mogą go skrzywdzić. Znałam ten sposób aż za dobrze, ale było mi przykro, że zastosował to na mnie, przecież nie zrobiłabym mu żadnej krzywdy.
Po pewnym czasie odpowiedział:
- Okej... No to chodź.
Wstaliśmy i ruszyliśmy w stronę lasu. Może było to nieodpowiedzialne z naszej strony, ale czułam, że muszę poćwiczyć walkę z czymś co stanowczo nie jest człowiekiem. W prawdziwym świecie będę walczyła raczej z potworami niż z ludźmi, a poza tym to ostatnie miałam już nieźle wyćwiczone dzięki lekcjom z Nikiem.
Doszliśmy na skraj lasu. Spojrzałam niepewnie w mroczną gęstwinę. Wchodzenie tam z Leo, aby dostać się do Bunkra 9 to zupełnie inna sprawa niż walka z potworami. Tak samo Zdobywanie sztandaru.
Nico musiał zobaczyć moją niepewność, ponieważ przystanął i spojrzał na mnie uważnie.
- Pewna jesteś, że tego chcesz, tak? - Patrzył z rozbawieniem, jak staram się przywołać na twarz poważną i pewną siebie minę. - Możesz się wycofać i pójść na ściankę...
Na jego twarzy błąkał się kpiący uśmiech. No nie! Nie jest mi potrzebny drugi Leo! Poza tym... Zrezygnować? Poddać się? Nie... To zupełnie nie w moim stylu. Na głos powiedziałam:
- Może ty się poddajesz. Ja nie mam zamiaru.
Z głową dumnie uniesioną weszłam pewnym krokiem w las. Zza pleców dobiegł mnie cichy głos Nica.
- I właśnie to w tobie lubię naj...
Uśmiech przemknął mi przez twarz. Szybko zrobiłam Poker-Face i odwróciłam się na pięcie.
- Co mówisz?
- Ja? - „mądre” pytanie Nico dodatkowo mnie rozweseliło.
- A widzisz w pobliżu kogoś innego? Hmm?
- Nie... Nic... Tak do siebie coś tam mówiłem... - zaczerwieniony Nico próbował wkręcić mi kit. Trudno. Nie będę chłopaka męczyć pytaniami skoro nie mam ochoty, ani odwagi.
Udając obojętność wzruszyłam ramionami i zagłębiłam się na poważnie w las. Po chwili Nico zrównał ze mną swoje kroki z moimi i tak szliśmy w milczeniu przez jakieś dziesięć minut.
Dotarliśmy do polany wielkości parkingu przy centrum handlowym. Trawa była niezdrowego żółtego koloru, cała polana była poorana dziurami i rowami. Na samym środku wznosił się dziesięciometrowy stos kamieni.
- Oj. Niedobrze. - zawyrokował Nico i rozejrzał się po rozkopanej polanie.
- Co „niedobrze”? - zapytałam. Syn Hadesa dalej patrzył posępnie na polanę, jakby wspominał coś niezbyt przyjemnego.
- To jest pole bitwy. Bitwy w Labiryncie. - odrzekł lakonicznie, ale zaraz się zorientował, że jestem nowa i jeszcze nie ogarniam tych wszystkich „bitw”. - Och. Dwa lata temu odbyła się tu bitwa z armią tytana Kronosa. O Kronosie słyszałaś, prawda? - potaknęłam szybko i wpatrywałam się w niego czekając na dalszy ciąg historii – Więc... Armia Kronosa zaatakowała obóz, ale udało się nam go obronić. Dedal, twórca Labiryntu, poświęcił swoje życie, żeby zniszczyć Labirynt. - po jego twarzy przemknął cień - Był on związany z jego życiem, więc kiedy Dedal umarł Labirynt się zawalił. - Nico zaczerpnął tchu i mówił dalej, chyba się nakręcił. - Ta sterta kamieni, to wszystko co zastało z Pięści Zeusa. Briareus, sturęki, zawalił te kamienie na Kampe, strażniczkę jego byłego więzienia. A tam...
Nie zdążył powiedzieć mi co się zdarzyło „tam”, ponieważ usłyszeliśmy straszny huk po prawej stronie polany, gdzie jeżeli dobrze się orientowałam znajdował się strumyk. Kolejny huk i dodatkowo czyjś krzyk. Dziewczęcy, wysoki i niezwykle przerażony krzyk. Natychmiast oboje z Nikiem pobiegliśmy w tamtą stronę.
Naszym oczom ukazała się straszliwa scena. Nieznana mi dziewczynka, rozpaczliwie machała mieczem na ogromnego piekielnego ogara wielkości ciężarówki, mogła mieć najwyżej osiem lat i miała rude włosy. Psisko warknęło i zamachnęło się na nią. Rozcięło jej bok. Dziecko upadło i spojrzało z przerażeniem w niesamowicie zielonych oczach na potwora, który przygotowywał się do zadania śmiertelnego ciosu.
Krzyknęłam głośno i pobiegłam w stronę potwora. Może nie było to zbyt rozsądne posunięcie, ale nie miałam czasu na obmyślanie lepszej taktyki, a to pomogło przynajmniej w taki sposób, że bestia przestała zwracać uwagę na rudą dziewczynkę. Odwróciła głowę w moją stronę i wlepiła we mnie przerażające oczy. Zamachnęłam się na wielkiego psa i uderzyłam go po pysku. Ogar zdążył jednak wykonać „unik” i zamachnąć się na mnie łapą. Myślałam, że już po mnie, kiedy coś równie czarnego jak ten pies przemknęło mi przed oczami i odtrąciło z trudem mierzące we mnie ostre jak brzytwa pazury.
Nico stał przede mną na ugiętych nogach i mierzył swoim mieczem ze czarnego metalu w potwora. Bestia się zawahała patrząc w ciemne oczy syna Hadesa. On wykorzystał tę chwilę na wbicie broni w kark Piekielnego ogara. Potwór rozpłynął się w pył. Już myślałam, że po wszystkim, ale Nico zrobił skupioną minę i pod „prochami” zwierzęcia otworzyła się szczelina odpowiedniej wielkości, by pochłonąć ten pył. Spojrzałam pytającym wzrokiem o co chodzi, a Nico rzekł cicho zachrypniętym głosem:
- Wrota Śmierci są otwarte. Potwory, takie jak ten, mogą się bardzo szybko odtwarzać.
Chwilę staliśmy w milczeniu. W głowie miałam myśl, że zapomniałam o czymś bardzo, ale to bardzo ważnym. Zdusiłam krzyk i odwróciłam się za siebie. Na śmierć zapomniałam o dziewczynce! Leżała zemdlona, pod dużym drzewem, i powoli się wykrwawiała. Rana była bardzo poważna. Zerknęłam na Nica i spojrzałam na jego kieszenie. Zrozumiał mnie od razu. Ciekawe kiedy to się stało, że tak się poznaliśmy, że mógł rozpoznać o co mi chodzi po jednym, nawet niezaznaczonym, spojrzeniu.
Szybko podbiegliśmy do rudowłosej. Nico już w biegu wyciągnął z kieszeni w kurtce mały batonik-ambrozję i buteleczkę-nektar. Uklękliśmy przy niej. Miała rozerwane ubranie, ale żeby uleczyć ranę trzeba było je zdjąć. Syn Hadesa podciągnął trochę jej ciemnozieloną bluzę, pod którą znajdowała się tegoż samego koloru bluzka. Podwinął i ją. Ukazała się paskudnie rozdarta rana. Nico skrzywił się i oblał ranę nektarem. Powoli zaczęła się zasklepiać. Po wylaniu całej buteleczki po ranie pozostał tylko strup. Mała dziewczynka zachłysnęła się powietrzem i z krzykiem usiadła. Spojrzała na nas bardzo uważnie, po czym odetchnęła z ulgą i powiedziała:
- Zabiliście go? Błagam, powiedzcie, że go zabiliście, i że nie chcecie mi zrobić krzywdy. - w jej zielonych oczach zabłysły na chwilę łzy.
- Nic ci nie zrobimy – Nico ubiegł mnie w uspokajaniu dziecka, przemawiał łagodnym, usypiającym tonem – nic ci już nie grozi. Możesz odpocząć. Masz. Zjedz to, a lepiej się poczujesz. - podał jej ambrozję.
- Umm... Pycha... - rozmarzyła się dziewczynka, która z niesamowitą prędkością wyrwała Nicowi z ręki batonik.
Nie zdążyliśmy jej powiedzieć, żeby nie jadła całego. Po takiej dawce nektaru jaką dostała nie powinna opychać się ambrozją. Na szczęście nie spaliła się od środka. Tylko zaczerwieniły jej się policzki i ogólnie wyglądała, jakby była rozpalona.
- Smakowało jak czekolada Milki, ta z Oreo...
Nie wytrzymałam. Na widok tej małej, z tak rozmarzoną miną, musiałam się roześmiać. Spojrzała na mnie uważnie. Ściągnęła swoje brwi i przyjrzała mi się z troską.
- Wszystko okej? - zapytała
Teraz już niemal płakałam ze śmiechu. Ona pyta mnie, czy „wszystko okej”! Tak jakbym to ja została zaatakowana przez piekielnego ogara! I nieomal przez niego zabita!
Usłyszałam perlisty śmiech syna Hadesa, który też najwidoczniej nie wytrzymał. Jaka ona była urocza! Udało jej się rozśmieszyć nawet Nica!
- Śmiejecie się ze mnie! To bardzo nieładnie! - oburzyła się.
- Hey, mała jak ty się nazywasz, co? I ile masz lat? - zapytałam uspokoiwszy się już.
- Właśnie. I skąd się tu wzięłaś? - dodał Nico, który nadal się uśmiechał.
- Nazywam się Daisy Grass - odpowiedziała już szeroko uśmiechnięta. Cóż, szybko umiała wybaczać – Mam siedem i pół roku, i przyszłam tu bo uciekałam przed tym ogrooomnym psem. - przy słowie ogromnym rozłożyła szeroko ręce, abyśmy mogli poznać ogrom potwora.
- Ślicznie się nazywasz – oświadczyłam.
- Tak, bardzo ładnie – potwierdził Nico – Ale jak to się stało, że uciekałaś przed tym psem?
- No... Stałam w ogrodzie, u mnie w domu, kiedy usłyszałam krzyk taty. Chwilę później tata wybiegł z domu i zaczął krzyczeć, żebym uciekała. Oczywiście go nie posłuchałam i weszłam do domu. My w domu mamy trawę...
- Trawę? - zapytał zbity z tropu syn Hadesa.
- Tak. Trawę. - odrzekła niecierpliwie Daisy – Tak... Na trawie zobaczyłam brzydką twarz pani z zamkniętymi oczami. Byłam złam, bo ona była z ziemi, a tam gdzie była nie było już trawy... Nie zdziwiłam się nawet tą buzią, ale byłam zła, że popsuła mi trawę w salonie, więc rzuciłam w nią konewką. No to ona wtedy zaczęła dygotać, a była duża jak trzy mnie. Dlatego dom się zatrząsł. No i ja wybiegłam i zaczął mnie gonić ten piiees – znowu rozłożyła ręce dla podkreślenia jego rozmiarów – No i tak biegłam długo, aż nie mogłam. Wzięłam ten długi nóż...
- Miecz – poprawił ją machinalnie Nico. Spojrzała na niego karcącym wzrokiem swoich zieloniutkich oczu i mówiła dalej.
- Wzięłam długi nóż, który leżał na podziurawionej polanie, tam – machnęła ręką w stronę polany, na której rozegrała się Bitwa o Labirynt, czy jak to się tam nazywało – i odbiegłam jeszcze kawałek, ale już byłam strasznie zmęczona, więc się odwróciłam, żeby mnie nie podszedł od tyłu i on machnął parę razy i uderzył mnie w nogę i zabolało, i zaczęłam przestać dobrze widzieć. Zauważyłam tylko, że on, ten pies, się odwrócił. I chyba... zamdlełam... Tak się mówi? Nie? Zemdlałam! Właśnie! Ale teraz wiem, że on odwrócił się do was. Dziękuję!!!
Spojrzała z wdzięcznością na mnie i na syna Hadesa, który był zupełnie skołowany. Drugi raz w ciągu dwóch, krótkich dni ktoś był mu za coś bardzo wdzięczny.
- Hmm... Nie ma za co... - znowu mnie ubiegł – Myślę, że ona jest od Demeter – zwrócił się do mnie.
- Tak. A tą ziemistą panią była Ga...
- Mogę już wstać? - naszą wymianę zdań przerwała Daisy, która była chyba bardziej nadpobudliwa od Leo, a możesz mi wierzyć, że jest to rzeczą bardzo trudną.
- A jak się czujesz? - zapytałam tym razem ja.
W odpowiedzi na moje słowa rudowłosa zerwała się na nogi, złapała Nica za rękę i próbowała zmusić go do wstania. „Dzielne dziecko” pomyślałam. Zdumiony do granic możliwości Nico dał sobie pomóc i wstał.
Idąc do obozu Daisy zdążyła dowiedzieć się naszych imion. Próbowaliśmy, na zmianę, wytłumaczyć jej o co chodzi z greckimi bogami i Obozem Herosów, ale nie jestem pewna ile zrozumiała, bo co chwila coś „ciekawego” odwracało jej uwagę. Zainteresowała się chyba tylko tym kawałkiem o tym, że jej mama jest boginią.
- Powiedziałaś: „Jest”? - Wyglądała na wstrząśniętą.
- Taak... - odpowiedziałam niepewnie.
- To muszę powiedzieć tacie, że ona żyje, bo on myśli, że nie... Patrz! To Krokusy?!
I odbiegła podziwiać kwiatki. Niesamowite dziecko... A jakie wesołe! W jej obecności miałam ochotę niemal ciągle się śmiać, a jednocześnie wyglądała na rezolutną dziewczynkę. Na pewno nie była głupia. Co to, to nie...
Po dłuższym czasie („Nie!!! Ja chcę zostać i popatrzeć na Konwalie!!!”) dotarliśmy do obozu. Obydwoje z synem Hadesa skierowaliśmy się automatycznie w stronę Wielkiego Domu. Tam posadziliśmy, nie chcącą wcale usiąść, Daisy i szybko streściliśmy całe wydarzenie Wielmożnemu Panu Centaurowi Nr. 1 (tak, ciągle się na niego boczę).

***

Chejron wyglądał na zaniepokojonego pojawieniem się piekielnego ogara, w lesie, w Obozie. Oświadczył, że musi porozmawiać z wyrocznią i odbiegł. Nie wiedziałam o jaką wyrocznię mu chodziło, ale nie miałam szans się nad tym zastanowić z powodu Daisy.
Po zbadaniu jej przez jakiegoś gościa od Apollina („Wszystko już w porządku. Szybko zareagowaliście. Gdyby was tam nie było...”) nad jej głową pojawił się świecący znak, piękny zielony narcyz. Zerwała się z kanapy wniebowzięta i spróbowała go złapać krzycząc:
- Ojej!!! To to o czym mi mówiłeś, Nico!!! Jestem uznana!!! - poskakała przez chwilę – Ale przez kogo? - Nico zaczerpnął powietrza by odpowiedzieć, ale Daisy krzyknęła:
- Nie mów!!! Mówiliście! Sekundę... Wiem! Demeter! Tak?
- Tak... - odpowiedział cicho Nico. Ktoś kto go nie znał mógł myśleć, że jest smutny, ale ja widziałam błyski w jego oczach. Wiedziałam, że cieszy się niezmiernie z odnalezienia i uratowania małej.
Odprowadziliśmy ją do jej domku i oddaliśmy przerażonemu jej gwałtownością rodzeństwu, które zawsze zachowywało się spokojnie i opanowanie. Katy Gardner spojrzała na nas z Nikiem tak, jakby to była nasza wina, że dziecko jest nadpobudliwe. Po chwili jednak zaczęła zerkać to na Nica, to na mnie. Uśmiechnęła się serdecznie i z prostotą spytała:
- Wy ze sobą chodzicie, prawda?
Trudno jest mi nawet teraz stwierdzić, które z nas bardziej się zawstydziło, ja, czy Nico. Wtedy byłam przekonana, że ja. Miałam ochotę zakopać się w ziemi i umrzeć ze wstydu. Chociaż... Nico był cały czerwony, co było dziwne, ponieważ nawet kiedy się rumienił wyglądał blado, ale teraz nie można było tego o nim powiedzieć.
Zaczęliśmy jedno przez drugie się tłumaczyć i zaprzeczać jej pytaniu. Wyglądała na nieźle rozbawioną naszą reakcją. Jej mina mówiła: A powinniście być! Głuptasy z was...”
Zgadzałam się z tym w zupełności, ale nie potrafiłam do tego doprowadzić... Nie wiedziałam jak. No bo chyba do niego nie podejdę i nie powiem: „Hey! Chcesz ze mną chodzić?” Po raz kolejny pomyślałam jakie to życie jet pokręcone i trudne.
Nadal zaczerwieniony Nico stwierdził, że musi iść na chwilę do domku. Wyczułam, że chce iść sam, więc powiedziałam, że ja pójdę na arenę. Rozeszliśmy się w nerwowym milczeniu. Zamyślona, nie zauważyłam idącego w moją stroną Leo, wpadłam na niego. Na szczęście, tym razem, nie miał ze sobą złomu, więc skończyło się to niezbyt groźnie. Też był zamyślony, znaczy się... do chwili, kiedy na niego wpadłam. Tuż przed zderzeniem mruczał pod nosem coś w rodzaju: „Muszę zainstalować Festusa” i „Do silnika... Styks...”. Po upadku zerwał się i potrząsnął parę razy głową. Podał mi rękę z ostentacyjnym westchnieniem.
- Ile razy jeszcze masz zamiar na mnie wpadać? Co? Wiesz, że to już trzeci raz? Słuchaj. Pierwszy: po nim pokazałem ci bunkier. Drugi: Na ściance. Pamiętasz, nie?
Trudno nie pamiętać. Wspinałam się na ściankę, kiedy z dołu dobiegł mnie krzyk, obejrzałam się i... spadłam na śmiejącego się Leo. Krzyknął po to, żebym spadła, oczywiście. Nadal miałam siniaki, chociaż nie byłam wtedy znowu tak wysoko. Nie odzywałam się do niego do końca tamtego dnia.
- Ten drugi to twoja wina – zauważyłam wstając.
- No dobrze... Zwracam honor. Ale i tak znowu na mnie wpadłaś.
Miałam ochotę na niego nakrzyczeć, albo go trzepnąć. Wybrałam to drugie. Krzycząc na niego mogłabym przez przypadek użyć swojej „mocy” i zranić go naprawdę.
- Zeusie! Biją! - krzyknął łapiąc się za ramię, ale uśmiechnął się od ucha do ucha i zapytał co teraz robię, oprócz bicia niewinnych. Na słowo „niewinnych” spojrzałam na niego moim miażdżącym spojrzeniem, ale on nic sobie z tego nie robił.
- Wybieram się na arenę – odpowiedziałam zrezygnowana, kiedy nadal nie odwracał wzroku.
Wzruszył ramionami i oświadczył, że on idzie do bunkra. W odpowiedzi ja też wzruszyłam ramionami i poszłam dalej w swoją stronę. W obozie było mało osób. Większość obozowiczów przyjeżdżała latem, a mieliśmy pierwszy tydzień stycznia. Właściwie, mało w którym domku było więcej niż trzy osoby. Oczywiście do wyjątków należała jedenastka, zawsze przepełniona.
Kiedy więc doszłam na arenę nie spotkałam wielu chętnych do walki na miecze. Walczyli ze sobą jakiś syn Hermesa i córka Aresa, kilku herosów pokątnie okładało manekiny, a dwie córki Afrodyty chichrały się patrząc na chłopaków, pokazując ich sobie i obgadując ich. Miałam szczerą nadzieję, że nigdy nie wydałam, i nie wydam, z siebie tak głupiego dźwięku.
Rozejrzałam się jeszcze raz po arenie, ale nie wypatrzyłam nikogo z kim chciałabym walczyć. Zrezygnowana ruszyłam w stronę domku Hadesa. Po przygodzie z potworem czułam silną potrzebę wzięcia prysznica. Weszłam do pokoju i cicho zamknęłam za sobą drzwi. Nie słyszałam żadnych dźwięków ze strony pokoju Nica. Może spał... Nie wiedziałam. Wzięłam chłodny prysznic i od razu poczułam się lepiej, chociaż nie byłam córką Posejdona. Postanowiłam wyjść przed domek i na słońcu posuszyć włosy. Nie lubiłam używać suszarki, jej odgłos doprowadzał mnie do szału.
Usiadłam pod ścianą, na której było okno Nica. Siedziałam spokojnie i mrużyłam oczy w słońcu. Skupiałam się na każdym oddechu z osobna i wsłuchiwałam się w ciszę (no, prawie ciszę, czasami ktoś obok mnie przechodził, ale starannie go ignorowałam). Dzięki skupieniu się na ciszy usłyszałam bardzo cichy głos dobiegający ze środka domku, z pokoju Nica. Ostrożnie przysunęłam się bliżej, ciekawa z kim on może rozmawiać, skoro nikogo poza nim w środku chyba nie było.
- … bo ona jest niesamowita, ale jest córką Eris. I tak jest już odtrącona. Nie mówiąc już o tym, że na pewno się jej nie podobam. Ale ty nie rozumiesz – usłyszałam pełen wyrzutu głos Nica.
- Owszem, nie rozumiem, i nie zrozumiem. Jeśli pamiętasz przysięga polegała na wyrzeczeniu się romantycznej miłości, więc ja nie mogę ci w tym w żaden sposób pomóc – odpowiedział spokojny dziewczęcy głos.
- „Jeśli pamiętasz”? Jak możesz tak do mnie mówić? Czy może uważasz, że nie pamiętam, co? Że nie pamiętam, że moja siostra wyrzekła się miłości? I nie tylko miłości romantycznej. Miłości do mnie chyba też! - głos chłopaka drżał z emocji. Bólu, złości, strachu i tęsknoty.
- Próbuję ci tylko uświadomić, że ja nie mogę ci pomóc – odpowiedziała nadal spokojna dziewczyna, którą, o ile się orientowałam, była Bianca di Angelo.
- Chyba rzeczywiście nie możesz – odparł zrezygnowany Nico.
Usłyszałam dźwięk zapadającej się ziemi i zapadła głucha cisza. Siedziałam cicho bojąc się, że Nico mnie usłyszy i zrozumie, że słyszałam tę wymianą zdań. Koło trzynastki przeszła dwójka rozchichotanych blondynek od Afrodyty, które wracały z areny. Korzystając z chwilowego hałasu poderwałam się na nogi i szybko oddaliłam się od okna i od domku.

***

Szłam powoli do bunkra dziewiątego. Rozmyślałam nad wydarzeniem, którego świadkiem byłam. Szczerze mówiąc nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Właśnie słyszałam jak Nico rozmawia ze swoją martwą siostrą, w dodatku rozmawiali o mnie. Przeszył mnie dziwny dreszcz, gdy uświadomiłam sobie, że rozmawiała o mnie martwa osoba. Skręciłam w dróżkę do bunkra. Poza tym nie rozumiałam co miał na myśli Nico mówiąc, że jestem odtrącona. Mam dwóch wspaniałych przyjaciół i tyle mi starczy! W całym moim życiu od śmierci taty nie miałam ani jednego. Co z tego, że inni obozowicze traktują mnie oschle, lub, tych kilku na których użyłam mojej mocy, jawnie wrogo. Mówi się trudno.
Stanęłam przed drzwiami do bunkra. Nie wiedziałam co zrobić. Zapukać? Podeszłam do wapiennej ściany i uderzyłam w nią gołą pięścią, co muszę przyznać nieco mnie zabolało. Na powierzchni skały pojawił się ekranik, przedstawiający uśmiechniętego Leona w środku bunkra.
- O! Kogo tu nogi przyniosły! Mam cię wpuścić?
- Oczywiście! Inaczej bym chyba nie pukała, co?
- Och. Ja nie słyszałem, że pukałaś. Przecież to lita skała. Po prostu ostrzegł mnie alarm.
Super. Czyli bez sensu stłukłam sobie rękę? Naprawdę świetnie.
- Nie ważne – westchnęłam – wpuść mnie.
- Jak sobie życzysz...
Drzwi uchyliły się cicho. Łał. Nieźle były naoliwione, jeżeli tak cicho się otwierały. Weszłam niepewnie. Po jakiś dziesięciu minutach znalazłam Leo pochylającego się nad jakimś szkicem przedstawiającym chyba broń palną. Odwrócił się i uśmiechnął szeroko.
- I co? Nie poszłaś na arenę?
- Poszłam – odpowiedziałam dumnie – Ale nie było nikogo, z kim mogłabym poćwiczyć.
Leo wzruszył ramionami z zadowoloną miną i zaczął znowu przyglądać się planowi. Ech... Z nim to trudno pogadać kiedy jest zajęty jakimś swoim „projektem”. Usiadłam na obrotowym krześle i zaczęłam się kręcić skrzypiąc niemiłosiernie (może drzwi były naoliwione, ale to krzesło stanowczo nie). To zwróciło jego uwagę.
- A po co właściwie tu przyszłaś, co?
- Przyszłam tu, ponieważ chciałam sobie w spokoju pomyśleć i pogadać z kimś pokręconym. - uchyliłam się przed przelatującym kluczem francuskim – więc pomyślałam, że wpadnę tutaj – Leo westchnął teatralnie – Słyszałeś o mojej przygodzie? - zapytałam wiedząc, że to go zainteresuje.
- Przygodzie? - uniósł jedną brew. Miałam rację.
Opowiedziałam mu o piekielnym ogarze i małej Daisy, którą uratowaliśmy. Leo coś tam sobie dłubał w swoich rzeczach, ale mnie słuchał. To ciekawe jak umiał słuchać. Z nieznośnego chłopaka zmieniał się w cierpliwego słuchacza.
Pominęłam uwagę Katy Gardner o mnie i Nicu, i zastanawiałam się czy opowiedzieć mu o podsłuchanej rozmowie Nica z Biancą. To zależało od tego, jak bardzo to poważna sprawa. Jeżeli jest poważna, Leo mnie wysłucha i może mi pomoże, ale jeśli nie jest poważna... Po prostu mnie wyśmieje. Nie... Na razie mu nie powiem. Może potem, to zależy od tego co będzie dalej.
- Mówisz, że ta Daisy zobaczyła Gaję? - wyrwał mnie z moich rozmyślań Leo.
- No tak, bo kim innym może być „brzydka twarz pani z zamkniętymi oczami”? Do tego zrobiona z ziemi?
- Niby tak... Ale to dziwne, że pokazała się zwykłemu dziecku Demeter, a zwłaszcza, że ona ma tylko siedem lat, nie? Co ona może obchodzić Gaję?
Milczeliśmy zastanawiając się nad tym pytaniem. Właśnie. Co ona może obchodzić Gaję? Przecież to tylko małe dziecko. Jest córką bogini, więc to, że gonił ją piekielny ogar nie jest jeszcze takie dziwne, ale Gaja? Może Daisy ma jakieś szczególne moce? Ale na czym mogłyby polegać szczególne moce dziecka Demeter? Przecież ona panowała tylko nad roślinami.
Leo wrócił do swojej roboty, a ja skierowałam swoje myśli na zupełnie inne tory. (I dużo przyjemniejsze niż zastanawianie się, dlaczego ktoś chce skrzywdzić małe dziecko.) Myślałam o rozmowie Nica z siostrą. Do tej pory nie śmiałabym myśleć, że mogę się komuś podobać. Dobra, może nie byłam jakaś brzydka, ale pięknością też nie byłam. Może miałam spoko figurę, i niezłą kondycję, ale moje włosy pozostawiały dużo do życzenia, zawsze potargane. Nie umiałam ich rozczesać tak, żeby pozostały na dłużej gładkie.
Nie będę też mówić tu o moim nieznośnym charakterze. Tyle osób zwracało mi uwagę, że jestem źle wychowana, że nie umiem się zachować, i że jestem po prostu niemiła i opryskliwa. Jak mogłam się Nicowi podobać? Do tego już przy naszym pierwszym spotkaniu się na niego wydarłam. Potem w szpitalu też. Więc jak to możliwe? Nie wiedziałam.
Moje rozmyślania przerwał dźwięk konchy. Spojrzałam ze zdziwieniem na Leo. Czy to już kolacja?
- To kolacja. - odpowiedział na moje nieme pytanie Leo.
Pozbierał rzeczy i ruszyliśmy ku wyjściu. Milczeliśmy całą drogę do obozu. Ja myślałam o Nicu, a Leo pewnie jeszcze o Daisy i o tym dlaczego Gaja jej się ukazała. Byliśmy już przy kantynie kiedy powiedział:
- Wiesz... Tak sobie myślałem i wymyśliłem, że Gaja pewnie nie za bardzo lubi Demeter i jej dzieci. Wyobraź sobie, że ktoś sadzi ci na skórze kwiaty i rośliny, i do tego jeszcze w niej dłubie, żeby to zrobić.
- Pewnie masz rację, ale dlaczego Daisy? Przecież ona jest taka mała.
Zamyślił się, ale już nie odpowiedział. Najwidoczniej nie miał zielonego pojęcia. Cóż, trudno. Może ktoś inny znajdzie odpowiedź.
Weszliśmy do kantyny i każde z nas skierowało się do innego stolika. Leo do dziewiątki, a ja do trzynastki. Przy stole przywitał mnie obiekt moich wcześniejszych rozmyślań, Nico. Odpowiedziałam „cześć” i poszłam wrzucić do ognia ofiarę do matki. Nie za bardzo wiedziałam co mam powiedzieć. Po chwili zastanowienia pomyślałam po prostu:

Dzięki za to, że udało nam się z Nikiem uratować Daisy.

Tym razem nie doczekałam się żadnej odpowiedzi. Do dotychczasowych rozmów z matką należały trzy krótkie zdania z mojej strony i jedno słowo z jej, i to ja odezwałam się pierwsza. Nie ma co, widać jak ta matka mnie kocha.
Westchnęłam i usiadłam, żeby zjeść tosty. Nico już kończył jeść granat, owoc podziemia. Niezłe poczucie humoru. Naprawdę zastanawiało mnie jak on może przetrwać na takich porcjach żywieniowych.
Zjadłam szybko kolację i zaczęłam rozglądać się po kantynie. Wszyscy powoli kończyli jeść i teraz rozmawiali ze sobą i śmiali się. Po chwili wstał Chejron.
- A teraz możecie iść na ognisko!!!
Wszyscy zerwali się ze swoich miejsc i pobiegli na ognisko. Dopiero wtedy zauważyłam rudowłosą dziewczynę, która siedziała przy stoliku numer dwanaście, czyli tym samym przy którym siedział Chejron. Wyglądała na zwyczajną nastolatkę, ale czułam bijącą od niej moc. Kim ona była, na Zeusa?
- To jest Rachel – Nico zauważył, że wpatruję się w dziewczynę – Jest Wyrocznią Delficką.
- Wyrocznią? To z nią chciał porozmawiać Chejron, kiedy przyprowadziliśmy Daisy?
- No. Z nią. - Nico westchnął – Ona nie jest półkrwi. To zwyczajna śmiertelniczka, ale widziała przez mgłę i znała Percy'ego. Raz po prostu przyleciała tu na pegazie i przyjęła ducha Wyroczni, który był w mumii, która kiedy jeszcze żyła wypowiedziała Wielką Przepowiednię.
- Wielką Przepowiednię?
- Przepowiednię mówiącą, że dziecko Wielkiej Trójki zabije Kronosa, tak oględnie mówiąc...
- A czemu Wyrocznią była mumia, skoro może nią być śmiertelniczka? Nikt tego nie chciał?
- Była klątwa, która na to nie pozwalała. W to lato mój ojciec ją zdjął. - Nico odwrócił się i ruszył w stronę ogniska. Poszłam za nim.

***

Ognisko odbywało się w amfiteatrze. Wszyscy obozowicze siedzieli na schodach. No, prawie wszyscy. Chejron i ta Rachel stali pośrodku i czekali aż wszyscy usiądą i zamilkną. Usiedliśmy z Nikiem gdzieś z brzegu i czekaliśmy. W końcu Chejron odezwał się swoim niskim głosem.
- Witam nową obozowiczkę, Daisy Grass! Córkę Demeter! - rozległy się ciche oklaski – Muszę opowiedzieć jednak w jaki sposób znalazła się, całe szczęście cała, w obozie.
Opowiedział w skrócie naszą historię. To jak Daisy zobaczyła Gaję, jak uciekała przed piekielnym ogarem i jak ja i Nico ją uratowaliśmy. Około sześćdziesięciu głów zwróciło się jednocześnie w naszą stronę. Dobrze, że miałam na sobie bluzę z kapturem bo zrobiłam się cała czerwona.
Ku mojemu szczęściu Wyrocznia Rachel wystąpiła do przodu i uniosła rękę na znak ciszy, ponieważ wszyscy obozowicze zaczęli ze sobą rozmawiać przytłumionymi głosami. Wszyscy ucichli, gdy tylko ją zobaczyli. Wyglądało to tak jakby wszyscy ci obozowicze, z całą tą swoją bronią i w ogóle bali się tej śmiertelniczki. Ciekawe co ona takiego zrobiła, że budziła taki postrach.
- Pragnę przypomnieć naszą sytuację i uświadomić ją tym, którzy jej nie znają. Niedługo po Wojnie Tytanów wypowiedziałam drugą Wielką Przepowiednię która brzmiała tak:

"Podjąć musi herosów siedmioro wyzwanie,
Inaczej pastwą ognia lub burz świat się stanie.
Przysięga tchem ostatnim dochowana będzie,
A wróg w zbrojnym rynsztunku u Wrót Śmierci siędzie."

Znowu rozległy się głosy, ale Rachel uciszyła je jednym machnięciem ręki.
- Wiemy już, że trojgiem z tych herosów będą Jazon, Piper i Leo. - ciągnęła dalej (wiedziałam już o tym od Nica i Leona) – Wyruszą w dzień letniego przesilenia, kiedy moc bogów jest największa, i udadzą się do obozu Rzymian, gdzie zbiorą resztę drużyny. Co dalej na razie nie wiadomo.
Już miała usiąść, kiedy nagle zachwiała się i zemdlała. Dwóch chłopaków podbiegło i podtrzymało ją. Inny pobiegł gdzieś i po chwili wrócił z trójnogiem. Posadzili Rachel na trójnogu. Z jej ust zaczął wydobywać się zielonkawy dym. Otworzyła oczy. Nie były one jednak jej zwykłego koloru, jaśniały dziwnym blaskiem. Kiedy się odezwała jej głos też nie należał do niej, był zachrypnięty i brzmiał jakby miała tysiąc lat:

Troje herosów na misję niebezpieczną wyruszy
cel wyprawy osiągnie, lecz umrzeć może w głuszy
bóstwo co stracone odnajdzie i do powrotu nakłoni
dzięki nim sprawiedliwość bogom się pokłoni
półbóg będzie to: śmierć, złość i szczęśliwe bycie,
które przyrodę kocha ponad swe krótkie życie
w wiecznej ciemności otchłanie spadnie,czy zostanie
Takie na zachodzie czeka ich zadanie


Gdy skończyła wypowiadać przepowiednię poczułam dziwne uczucie i usłyszałam czyjś cichy głos w głowie.