piątek, 5 września 2014

Rozdział XIV cz.1

Witajcie kochani! Chciałabym Was przeprosić za tak długą przerwę między rozdziałami! Naprawdę nie miałam ani czasu ani weny! No, może czasami, ale wtedy nie miałam ochoty, albo komputera pod ręką. Napisałam trochę na telefonie, ale nie mogłam się zmusić do przepisania tego na komputer.
Ale już jestem! Co prawda jest to najkrótszy rozdział w historii tego bloga (spokojnie, to dopiero pierwsza jego część!), ale postanowiłam już go opublikować, żebyście nie musieli dłużej na niego czekać! Kolejna część powinna pojawić się w ten weekend, albo w ciągu nadchodzącego tygodnia, nie później. W ciągu roku szkolnego postaram się dodawać rozdziały co dwa tygodnie, ale wiadomo, jak to czasami bywa, prawda?
Jeszcze raz przepraszam i zapraszam do czytania!
__________________

Przedostanie się przez miasto pełne potworów jest rzeczą raczej trudną. Kiedy ma się ze sobą małe, rozbrykane dziecko i boginię w śpiączce, jest to prawie niewykonalne. Mimo to musieliśmy to zrobić. Według mapy, którą szczęśliwie znaleźliśmy w koszu na śmieci, mieliśmy do przejścia tylko kilka ulic. Szczęście w nieszczęściu. Nie mieliśmy najmniejszych szans z taką masą potworów. Może gdybyśmy byli sami, Nico i ja, zdołalibyśmy się jakoś przedostać nie zwracając na siebie ich uwagi, ale z Temidą i Daisy było to niemożliwe.
Droga cieni nie wchodziła w rachubę. Nie znaliśmy tego miasta i mogliśmy wylądować w jakimś obcym miejscu, albo, co gorsza, w samym środku grupy tych okropieństw rodem z Tartaru.
- Czyli będziecie tutaj tkwić bezmyślnie, aż jakiś potwór was zauważy? Popieram.
Odwróciłam się w stronę głosu. Za nami, oparta plecami o mur, stała nieznana mi kobieta o typowo greckich rysach. Ubrana była w lekką białą sukienkę. Patrzyła na nas z lekką pogardą.
Krępującą ciszę przerwał okrzyk zachwytu Daisy.
- Zeusie! Ale masz śliczne kolczyki!
Kolczyki Pani Sarkastycznej pozostawiały wiele do życzenia. Osobiście nie gustuję w wściekło różowych i plastikowych kwiatach wielkości małych talerzy, ale podobno o gustach się nie dyskutuje, no nie wiem...
- Dziękuję – zrobiła do córki Demeter minę, która ewentualnie mogła uchodzić za krzywy uśmiech. - Osobiście nie uważam za konieczne, żebyście nie dali się zabić. Ale, szczerze mówiąc nie byłoby mi to na rękę. Za to możecie mi wierzyć, że wiem, co jest konieczne, żeby ten mały świat nie został pozbawiony bogini sprawiedliwości.
- Wiesz? - spytałam zanim zdążyłam się powstrzymać. No, bo chyba nie powinnam tak od razu ufać obcej kobiecie, która niewątpliwie należała do tej popapranej, mitologicznej części rodziny?
- Oczywiście, że wiem! Jak ja mogłabym nie wiedzieć co jest konieczne? - prychnęła z pogardą i odrzuciła do tyłu pukle czarnych włosów.
Zerknęłam na Nico ciekawa, co o tym sądzi. Minę miał dość niezwykłą. Był bardzo skupiony, jakby starał się przypomnieć sobie skąd zna tę kobietę, a jednocześnie widać było, że raczej nie przypadła mu do gustu, bo patrzył na nią spode łba. Niestety chyba nie najlepiej wychodziło mu zgadywanie z kim mamy do czynienia, bo nadal marszczył czoło.
- Kim jesteś? - zapytałam ostro. Chyba niezbyt grzecznie, ponieważ na twarzy bogini (uznałam, że raczej jest boginią) pojawił się wyraz oburzenia.
- Nie tym tonem! Chyba nie chcesz, żebym zmusiła cię do czegoś, czego nie chciałabyś zrobić? - uśmiechnęła się złośliwie.
- Już wiem... – szepnął Nico. Całe szczęście mnie uprzedził, bo właśnie miałam odpowiedzieć Pani Wrednej, że w życiu by się jej to nie udało, cokolwiek miała na myśli.
- Co wiesz? - burknęłam niezadowolona, że nie mogłam jej zdenerwować jeszcze bardziej, choć może dobrze się stało.
- Wiem kim ona jest. To Anake. Ale to niemożliwe. - Zmarszczył czoło, a bogini uśmiechnęła się tryumfalnie.
- Ależ możliwie, mój drogi Nico – odparła szczęśliwa, a ja postanowiłam nie zastanawiać się skąd ona zna jego imię. - Inaczej by mnie tu nie było.
- Ale ty... - zawahał się, ale po chwili kontynuował już pewniej. – Ty Zgasłaś! Byłaś już nie potrzebna, bo Mojry patronowały podobnej rzeczy.
- Och, ja nie poddaję się tak łatwo... Żeby się mnie pozbyć trzeba więcej, niż jakiś głupich Mojr! Jestem od nich wiele razy potężniejsza!
Rozejrzałam się. Nic. Żadnych piorunów, czy potworów. Zadziwiające, że Mojry nie ukarały jej za takie słowa.
- Ale nie czas na przechwałki! - kontynuowała bogini. - Musicie koniecznie przebudzić Temidę, bo inaczej Gaja będzie panować na wieki! - zwiesiła głos i z szerokim uśmiechem spojrzała na nas. Kiedy zobaczyła, że jej przemowa nie zrobiła na nas wrażenia mówiła dalej. - Co prawda obudzenie Sprawiedliwości tylko spowolni Gaję i przeszkodzi jej w walce. Ale cóż. To już chyba nie będzie wasza walka! Macie moje błogosławieństwo!
Po ostatnich słowach bogini zaczęła świecić się tak mocno, że musiałam odwrócić wzrok. Poczułam, jak owiewa mnie ciepły powiew. Kiedy ponownie spojrzałam w miejsce, na którym przed chwilą stała Anake zobaczyłam tylko brudny asfalt i obdrapany mur.
Byłam całkowicie oszołomiona słowami bogini. O Gai i o Temidzie... I co znaczyło to ostatnie zdanie? Jakie błogosławieństwo.
Postanowiłam spytać o ta Nico, ale kiedy odwróciłam głowę w jego stronę nie zobaczyłam mojego przystojnego chłopaka tylko... Demona! Był cały czarny, a z głowy wyrastały mu rogi. Gapił się na mnie z rozdziawionymi ustami i nie wyglądał groźnie, ale nie zastanawiałam się nad jego miną, tylko szybko sięgnęłam po miecz. Ale miecz nie było przy moim pasie. Spojrzałam w dół, na moje ciało. I prawie krzyknęłam ze zdumienia. Miałam na sobie krótką spódniczkę, a bluzka nie sięgała mi nawet do pępka. Ciało może było i moje, na przykład budowa i odcień skóry, ale nogi... Jedna z nich była metalowa, a drugą cała owłosiona i kończyła się kopytem! Zdumiona też poczułam, że moje włosy się wydłużyły i spływają teraz czerwoną kaskadą po moich plecach aż do pasa.
Zerknęłam jeszcze raz na tego demona. Nadal się na mnie gapił. Wyglądał na zdziwionego. Coś w jego oczach...
- N... Nico? - spytałam z drżeniem w głosie. Na szczęście głos miałam swój.
Kiwnął powoli głową.
- Jesteś... jesteś empuzą - wyjąkał po chwili milczenia. - Ale twarz ci się nie zmieniła – powiedział chyba na pocieszenie, kiedy zobaczył moją zrozpaczoną minę.
- A ty jesteś bardzo przystojnym demonem. - Udało mi się uśmiechnąć.
Prychnął cicho pod nosem i zerknął za mnie, pewnie na Daisy. Uśmiechnął się lekko. Śmiesznie to wyglądało.
Kiedy udało mi się oderwać od niego wzrok (mimo, że był potworem jego oczy nadal był niesamowicie hipnotyczne!), spojrzałam na Daisy. Miała na sobie takie samo ubranie jak ja. Anake zmieniła ją w malutką empuzę, co wydało mi się dosyć zabawne. Włosy nadal miała w swoim kolorze. Nie za bardzo było co zmieniać, ponieważ córka Demeter miała włosy w kolorze marchewki. Uśmiechała się szeroko, jakby nie zdziwiła się naszym wyglądem. Temida leżała za nią na ziemi, ale na nasze nieszczęście wyglądała normalnie. To znaczy normalnie, jak na grecką boginię, oczywiście.
Odwróciłam się z powrotem do Nico.

- W takim przebraniu chyba możemy wyjść na ulicę? - spytałam z uśmiechem.