Kiedy
tylko zasnęłam, przyśniło mi się, że się budzę. Budzę w moim
pokoju, z czasów kiedy tata jeszcze żył. O nie! Od tak dawna ten
sen
nie śnił mi się od początku! Wiedziałam, że śpię, ale nijak
nie miało to wpływu na mój sen, nie mogłam się obudzić.
Musiałam przeżywać to kolejny raz. Chciało mi się płakać. Ile
można?!
Jako
mała dziewczynka usłyszałam drapanie w drzwi wejściowe, które
były po drugiej stronie domu. Moje maleńkie ciało się skuliło, i
jestem pewna, że to prawdziwe, w domku Hadesa też. Znowu drapanie.
Trzask pstryczka w pokoju taty.
Tata:
Kto tam?! Spite?
Chrapliwy
Głos: Nie! Ale to po nią przyszliśmy! Otwórz drzwi i daj nam ją,
a nic ci nie zrobimy!
Nawet
wtedy, w wieku sześciu lat, wiedziałam, że Chrapliwy Głos kłamie.
Znowu drapanie. Huk załamujących się drzwi. Krzyk taty. Mała Ja
zerwałam się z łóżka i wybiegłam na korytarz. Ujrzałam ciemny
cień próbujący się dostać do środka i tatę ze strzelbą w
trzęsących się rękach.
Huk:
to tata wystrzelił.
Śmiech:
to śmiał się w ogóle nieuszkodzony potwór.
Krzyknęłam.
Tymi małymi ustami i tymi dużymi. Podświadomie pomyślałam o Nicu
w sąsiednim pokoju, który pewnie usłyszał krzyk. Potwór obejrzał
się na mnie.
Chrapliwy
Głos: Skoro nie chcesz mi jej oddać, zabiorę ci ją kiedy
będziesz martwy.
To
był ułamek sekundy. Cień skoczył i jednym uderzeniem pozbawił
taty przytomności (i życia, ale to ostatnie wiedziałam tylko ja,
Starsza-Spite). Ta Młodsza-ja zaczęłam krzyczeć. Wtem poczułam
doniosłą obecność.
Doniosły
Damski Głos: Nikt nie tknie mojej córki.
Znikąd
pojawiła się strzała, która uderzyła potwora w głowę, a on
rozpłynął się w pył na moich małych oczach. Obecność
zniknęła, podbiegłam do nieżywego taty.
-
Nieeeeeeeee!!!
***
Usiadłam
na swoim łóżku, nadal krzycząc. Natychmiast zamknęłam usta. Za
późno. Usłyszałam szybkie kroki i po chwili do „mojego”
pokoju wpadł Nico w piżamie i z mieczem w ręku. Wyglądał na
naprawdę zaniepokojonego. Nie dziwiłam mu się. Byłam na siebie
wściekła! Pewnie go obudziłam!
-
Co się dzieje? - zapytał, rozglądając się za potworami, których
oczywiście nie zauważył, ponieważ ich nie było.
-
Nic. Przepraszam – powiedziałam jeszcze roztrzęsionym głosem –
Miałam tylko zły sen. Przepraszam, że cię obudziłam.
Powoli
opuścił miecz. Odetchnął z ulgą. Dlaczego? Powinien być na mnie
zły! Odpowiedział na moje pytanie jakby umiał czytać w myślach.
-
Nie jestem szczęśliwy dlatego, że śniły ci się koszmary!
Tylko... Jestem tak zmęczony, że chyba nie udałoby mi się obronić
cię przed potworami. - ziewnął przeciągle, był blady i wyglądał
jak upiór – Poza tym i tak nie spałem, więc mnie nie
obudziłaś...
A co ci się śniło? - zapytał, po czym zreflektował się –
Nie! Przepraszam, nie moja sprawa, już sobie idę.
-
Nie idź! Poczekaj! - „Co ja odwalam?” zapytałam samą siebie,
ale mówiłam dalej – Mogę ci powiedzieć. Spoko.
Może
miałam nadzieję, że jak się podzielę z kimś koszmarami, to
znikną... Nie wiem. Ale opowiedziałam Nicowi mój sen.
-
Powiedziałbym, że jest mi przykro z powodu twojego ojca, ale to
nigdy nie brzmi szczerze.
-
Wiem, dziękuję. A ty? Czemu nie spałeś?
Mruknął
coś, co brzmiało jak: „Nic... Nieważne”
-
Oczywiście, że ważne! - zaperzyłam się – Ja ci opowiedziałam
moje koszmary, jesteś mi coś winien.
-
Muszę?
-
Musisz!
Zrezygnowany
usiadł niepewnie koło mnie na łóżku. Zarejestrowałam, że jego
piżama jest czarna. Długie czarne spodnie i koszula z długim
rękawem. Na niej „tańczyły” szkieleciki.
-
Ech. Z tobą to... - pokręcił z rozbawieniem głową, ale zaraz
westchnął i spoważniał – Nic ciekawego, naprawdę. Podobne do
twojego. - opowiedział mi o wizji którą kiedyś wywołał w
podziemiu, wizji, w której ginęła jego matka. - No, i jeszcze
Bianca. O niej już słyszałaś, prawda?
Zdumiona
pokiwałam głową na „tak”. Przypomniały mi się słowa Leo „On
chyba z nikim nie rozmawia. No, i często znika.”. Pamiętam jak
potem rozmawialiśmy i powiedział, że Nico rzadko siedzi w obozie
dłużej niż pięć dni. Co prawda powiedział to śmiejąc się ze
mnie, że zadałam takie pytanie, ale miałam wrażenie, że mówił
wtedy prawdę...
Do
rzeczy. Od kiedy się pojawiłam nie „zniknął” ani razu, na
dłużej. Serce chciało zatańczyć makarenę! Nie... Pewnie nie
wyjechał, bo wiedział, że przyjadą Łowczynie... Chociaż, one po
Bitwie porozmawiały z Chejronem i odjechały. Co tu gadać... życie
jest dziwne i pokręcone.
Byłam
tak zamyślona, że nie zauważyłam jak Nico wstał i ruszył do
drzwi.
-
No to do rana – powiedział uśmiechając się blado – Może
jednak uda mi się dzisiaj zasnąć.
Pożegnałam
się z nim i położyłam się znowu spać. Tym razem nic mi się nie
śniło.
***
Po
raz pierwszy od bardzo dawna obudziłam się wyspana. Może powtórzę:
WYSPANA. No, chyba wyraziłam się jasno. Otworzyłam oczy i trochę
się zdziwiłam, ponieważ po przebudzeniu przywykłam oglądać
drewniany sufit jedenastki, a nie biały sufit domku Hadesa. Był
zdecydowanie zbyt
idealny, nie mogłam skupić na nim wzroku. Miałam wrażenie, ze
wisi tuż nade mną i zaraz mnie przygniecie.
Zamrugałam
i przeniosłam wzrok na (chwilowo) mój pokój. Wszystko wyglądało
tak jak wczoraj, niby nic szczególnego, ale... Prawda uderzyła mnie
jak miecz dwuręczny Aresa, wymierzony mi prosto w policzek.
Mieszkałam w domku Hadesa, a zaprosił mnie tu mój wymarzony
chłopak (wiem, że brzmi to, jakby był moim chłopakiem, ale nie o
to mi chodziło). Jakby tego było mało, to w dodatku chyba mu się
podobałam!!! Teraz cała chciałam wstać i zatańczyć!!! Jak to
możliwe?! Pomyślałabym, że to sen, ale ja miałam tylko koszmary,
od śmierci taty nie miałam normalnych snów. Więc to jest
prawda!!!
Chyba
bym wstała, i naprawdę zatańczyła, gdyby nie nieśmiałe, ciche
pukanie do drzwi. Szybko przetarłam oczy i zaciągnęłam kołdrę
pod szyję.
-
Proszę!!!
Drzwi
uchyliły się i w szparze pokazała się głowa Nica. Wyglądał
jakby rzeczywiście udało mu się wyspać. Cienie pod oczami stały
się teraz dużo mniej wyraźne, a oczy błyszczały mu zdrowo. Mimo
to nadal był śmiertelnie blady, choć, oczywiście, nie uważałam,
aby szkodziło to jego urodzie.
-
Nie chcę cię budzić, skoro w końcu śpisz do późna, ale
niedługo jest śniadanie. Nie chciałbym, żebyś się spóźniła.
- powiedział wesołym tonem, który brzmi tak ślicznie, a kiedy
jeszcze się uśmie... Stop! Spite, ogarnij się!
-
Muszę cię zmartwić, ale nie obudziłeś mnie. Tak jak ja wczoraj
ciebie.
Chwilę
zajęło mu ogarnięcie o co mi chodziło. Strasznie lubię jego
zdziwioną minę. Tak śmiesznie wtedy uchylają mu się usta...
Spite!!!
-
Czyli... Nie śniło mi się to? Naprawdę? - wyglądał na nieźle
skołowanego – Znaczy się, naprawdę tu przyszedłem?
-
No tak. Chyba, że oboje mieliśmy taki sam sen, w co śmiem szczerze
wątpić. No, i ja nie miewam takich snów. Zazwyczaj są to
koszmary, czego zdążyłeś doświadczyć wczoraj, na własnej
skórze.
Zamyślił
się. Po chwili, kiedy stwierdziłam, że nie odpowie, powiedziałam:
-
A teraz, z łaski swojej, wyjdź. Chcę się ubrać.
Nadal
zamyślony wyszedł z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi.
Usiadłam na łóżku i potrząsnęłam głową, żeby się
rozbudzić. Wstałam i poszłam powoli do łazienki, gdzie wzięłam
szybki prysznic i umyłam zęby. Ubrałam się, i już gotowa,
jako-tako, by pokazać się światu, wyszłam z pokoju i domku.
Zrównałam
kroki z krokami syna Hadesa i tak szliśmy w milczeniu. Moje myśli
biegały jak oszalałe teletubisie. Nareszcie inne skojarzenie niż
mitologia, chociaż chyba mitologia byłaby w tym przypadku lepsza.
Wracając
do tematu... Myślałam o wszystkim naraz. O Nicu, o jego domku, o
mojej matce... Właśnie zaczęłam się zastanawiać, jak ktoś tak
miły jak tata mógł zakochać się w takiej bogini, kiedy napadła
mnie nagła, i bardzo rezolutna myśl. „Hey, ale gdzie ja właściwie
będę jeść?”. Przez chwilę zamierzałam iść i zapytać o to
Chejrona, który miał teraz wolne od nauczania i siedział na
werandzie Wielkiego Domu, ale w porę sobie przypomniałam, że
wczoraj się na niego wydarłam i obraziłam. Oczywiście nie bez
powodu. Oczywiście. Zwróciłam się więc do Nica.
-
Nico, przy którym stoliku mam jeść?
-
Co? - syn Hadesa wyglądał jakbym go wyrwała z głębokich
rozmyślań lub przebudziła z drzemki. Powtórzyłam pytanie.
-
Hmm... - Nico zastanowił się – Chyba jesteś skazana na mój
stolik. Sorry. Jeszcze nie ma stolika dla dzieci Eris, ale Chejron na
pewno niedługo naprawi to niedopatrzenie.
Czy
mi się tylko zdawało, czy mówił z lekką goryczą w głosie? Nie
Spite, po prostu chcesz myśleć, że mu na tobie zależy. Nie myśl
o nim cały czas! Postanowiłam się ogarnąć. Nie wyszło.
Zdałam
sobie sprawę z tego co się stało. Spite, wiecznie obrażona i zła
na cały świat Spite, się zakochała!!! Parsknęłam
śmiechem.
-
Co? Ze mnie się śmiejesz? - zapytał zdziwiony moją reakcją Nico.
-
Nie... - udało mi się zaczerpnąć powietrza – Tak sobie tylko
pomyślałam, że... O matko!!! Prawie mu powiedziałam!!! Miałam
ochotę trzasnąć się w twarz!
-
Pomyślałaś, że co? - teraz zupełnie nie wiedział o co mi
chodzi.
-
A nieważne... Ale mogę ci powiedzieć, że nie z ciebie. Tak na
pocieszenie.
-
Dzięki... - mruknął, ale nie wyglądał na obrażonego.
Chciałabym
wiedzieć co on sobie teraz myśli... Może zastanawia się czy
przypadkiem nie kłamię, a może myśli o Łowczyniach, albo o...
No, o tym co robił kiedy go tu nie było. Nie żebym miała
najmniejsze pojęcie co to było.
Doszliśmy
do kantyny. Wzięłam jedzenie, w postaci tostów, i wstałam.
Cichutko, starając się nie wpadać nikomu w oczy, podeszłam do
trójnoga i pomyślałam:
Mamo,
jeżeli mnie słyszysz, to wiedz,
że
wcale nie jestem ci wdzięczna za uznanie mnie.
Może
tylko trochę. Przez ciebie mieszkam z Nikiem w domku.
Wiem.
Głos,
który usłyszałam był dziwnie znajomy. Przypominał ten z mojego
snu, ale teraz nie był zły, był tylko dumny. Czekałam na dalszy
ciąg wypowiedzi, ale nie nastąpił. Wróciłam zamyślona do
stolika Hadesa.
Śniadanie
zjadłam pogrążona w rozmyślaniach o tym
głosie. Nie mogłam uwierzyć, że matka odezwała się do mnie po
tylu latach nieobecności. W ciągu siedmiu lat zdążyłam się
przyzwyczaić do tego, że jestem sierotą. W dodatku to, że nie mam
matki nie sprawiało mi najmniejszego problemu. To śmierć ojca i
pustka po nim wywoływały u mnie uczucia smutku i żalu, a nie
nieobecność matki, której nigdy nie znałam. Byłam na nią
wściekła, że nie odezwała się do mnie wcześniej. Możesz mi
wierzyć, też tak byś się czuł/czuła. Jak ona mogła mi to
robić?! Całe życie w niewiedzy! Wiem, że trzynaście lat to nie
dużo, ale sorry! Jak matka może tak postępować?!
Byłam
tak zamyślona, że nie zauważyłam, że prawie wszyscy już zjedli.
Nico siedział naprzeciwko mnie i czekał. On zawsze jadł strasznie
mało. Ciekawe, zważywszy na to,że miał tyle energii do walki i
używania swoich mocy. Szybko dokończyłam jeść i przeprosiłam go
za to, że tak długo jadłam.
-
Nie ma sprawy... I tak nie wiem co robić... - uśmiechnął się
cierpko – masz może jakiś pomysł?
Może
to było złośliwe pytanie, na które miałam nie odpowiadać, ale
nagle wpadłam na ciekawy pomysł.
-
Posłuchaj. Nigdy nie walczyłam z prawdziwym potworem. Chodzi mi o
prawdziwą walkę z mieczem. Moglibyśmy pójść do lasu i
spróbować. Na wypadek gdybym sobie nie radziła, możesz mi pomóc.
Co ty na to?
Nico
zastanowił się chwilę. Wyglądał na zaciekawionego tym pomysłem,
a jednocześnie miałam wrażenie, że owija się jakąś
niewidoczną psychiczną „bańką” przeciw ludziom, którzy mogą
go skrzywdzić. Znałam ten sposób aż za dobrze, ale było mi
przykro, że zastosował to na mnie, przecież nie zrobiłabym mu
żadnej krzywdy.
Po
pewnym czasie odpowiedział:
-
Okej... No to chodź.
Wstaliśmy
i ruszyliśmy w stronę lasu. Może było to nieodpowiedzialne z
naszej strony, ale czułam, że muszę poćwiczyć walkę z czymś co
stanowczo nie jest człowiekiem. W prawdziwym świecie będę
walczyła raczej z potworami niż z ludźmi, a poza tym to ostatnie
miałam już nieźle wyćwiczone dzięki lekcjom z Nikiem.
Doszliśmy
na skraj lasu. Spojrzałam niepewnie w mroczną gęstwinę.
Wchodzenie tam z Leo, aby dostać się do Bunkra 9 to zupełnie inna
sprawa niż walka z potworami. Tak samo Zdobywanie sztandaru.
Nico
musiał zobaczyć moją niepewność, ponieważ przystanął i
spojrzał na mnie uważnie.
-
Pewna jesteś, że tego chcesz, tak? - Patrzył z rozbawieniem, jak
staram się przywołać na twarz poważną i pewną siebie minę. -
Możesz się wycofać i pójść na ściankę...
Na
jego twarzy błąkał się kpiący uśmiech. No nie! Nie jest mi
potrzebny drugi Leo! Poza tym... Zrezygnować? Poddać się? Nie...
To zupełnie nie w moim stylu. Na głos powiedziałam:
-
Może ty się poddajesz. Ja nie mam zamiaru.
Z
głową dumnie uniesioną weszłam pewnym krokiem w las. Zza pleców
dobiegł mnie cichy głos Nica.
-
I właśnie to w tobie lubię naj...
Uśmiech
przemknął mi przez twarz. Szybko zrobiłam Poker-Face i odwróciłam
się na pięcie.
-
Co mówisz?
-
Ja? - „mądre” pytanie Nico dodatkowo mnie rozweseliło.
-
A widzisz w pobliżu kogoś innego? Hmm?
-
Nie... Nic... Tak do siebie coś tam mówiłem... - zaczerwieniony
Nico próbował wkręcić mi kit. Trudno. Nie będę chłopaka męczyć
pytaniami skoro nie mam ochoty, ani odwagi.
Udając
obojętność wzruszyłam ramionami i zagłębiłam się na poważnie
w las. Po chwili Nico zrównał ze mną swoje kroki z moimi i tak
szliśmy w milczeniu przez jakieś dziesięć minut.
Dotarliśmy
do polany wielkości parkingu przy centrum handlowym. Trawa była
niezdrowego żółtego koloru, cała polana była poorana dziurami i
rowami. Na samym środku wznosił się dziesięciometrowy stos
kamieni.
-
Oj. Niedobrze. - zawyrokował Nico i rozejrzał się po rozkopanej
polanie.
-
Co „niedobrze”? - zapytałam. Syn Hadesa dalej patrzył posępnie
na polanę, jakby wspominał coś niezbyt przyjemnego.
-
To jest pole bitwy. Bitwy w Labiryncie. - odrzekł lakonicznie, ale
zaraz się zorientował, że jestem nowa i jeszcze nie ogarniam tych
wszystkich „bitw”. - Och. Dwa lata temu odbyła się tu bitwa z
armią tytana Kronosa. O Kronosie słyszałaś, prawda? - potaknęłam
szybko i wpatrywałam się w niego czekając na dalszy ciąg historii
– Więc... Armia Kronosa zaatakowała obóz, ale udało się nam go
obronić. Dedal, twórca Labiryntu, poświęcił swoje życie, żeby
zniszczyć Labirynt. - po jego twarzy przemknął cień - Był on
związany z jego życiem, więc kiedy Dedal umarł Labirynt się
zawalił. - Nico zaczerpnął tchu i mówił dalej, chyba się
nakręcił. - Ta sterta kamieni, to wszystko co zastało z Pięści
Zeusa. Briareus, sturęki, zawalił te kamienie na Kampe, strażniczkę
jego byłego więzienia. A tam...
Nie
zdążył powiedzieć mi co się zdarzyło „tam”, ponieważ
usłyszeliśmy straszny huk po prawej stronie polany, gdzie jeżeli
dobrze się orientowałam znajdował się strumyk. Kolejny huk i
dodatkowo czyjś krzyk. Dziewczęcy, wysoki i niezwykle
przerażony krzyk. Natychmiast oboje z Nikiem pobiegliśmy w tamtą
stronę.
Naszym
oczom ukazała się straszliwa scena. Nieznana mi dziewczynka,
rozpaczliwie machała mieczem na ogromnego piekielnego ogara
wielkości ciężarówki, mogła mieć najwyżej osiem lat i miała
rude włosy. Psisko warknęło i zamachnęło się na nią. Rozcięło
jej bok. Dziecko upadło i spojrzało z przerażeniem w niesamowicie
zielonych oczach na potwora, który przygotowywał się do zadania
śmiertelnego ciosu.
Krzyknęłam
głośno i pobiegłam w stronę potwora. Może nie było to zbyt
rozsądne posunięcie, ale nie miałam czasu na obmyślanie lepszej
taktyki, a to pomogło przynajmniej w taki sposób, że bestia
przestała zwracać uwagę na rudą dziewczynkę. Odwróciła głowę
w moją stronę i wlepiła we mnie przerażające oczy. Zamachnęłam
się na wielkiego psa i uderzyłam go po pysku. Ogar zdążył jednak
wykonać „unik” i zamachnąć się na mnie łapą. Myślałam, że
już po mnie, kiedy coś równie czarnego jak ten pies przemknęło
mi przed oczami i odtrąciło z trudem mierzące we mnie ostre jak
brzytwa pazury.
Nico
stał przede mną na ugiętych nogach i mierzył swoim mieczem ze
czarnego metalu w potwora. Bestia się zawahała patrząc w ciemne
oczy syna Hadesa. On wykorzystał tę chwilę na wbicie broni w kark
Piekielnego ogara. Potwór rozpłynął się w pył. Już myślałam,
że po wszystkim, ale Nico zrobił skupioną minę i pod „prochami”
zwierzęcia otworzyła się szczelina odpowiedniej wielkości, by
pochłonąć ten pył. Spojrzałam pytającym wzrokiem o co chodzi, a
Nico rzekł cicho zachrypniętym głosem:
-
Wrota Śmierci są otwarte. Potwory, takie jak ten, mogą się bardzo
szybko odtwarzać.
Chwilę
staliśmy w milczeniu. W głowie miałam myśl, że zapomniałam o
czymś bardzo, ale to bardzo ważnym. Zdusiłam krzyk i odwróciłam
się za siebie. Na śmierć zapomniałam o dziewczynce! Leżała
zemdlona, pod dużym drzewem, i powoli się wykrwawiała. Rana była
bardzo poważna. Zerknęłam na Nica i spojrzałam na jego kieszenie.
Zrozumiał mnie od razu. Ciekawe kiedy to się stało, że tak się
poznaliśmy, że mógł rozpoznać o co mi chodzi po jednym, nawet
niezaznaczonym, spojrzeniu.
Szybko
podbiegliśmy do rudowłosej. Nico już w biegu wyciągnął z
kieszeni w kurtce mały batonik-ambrozję i buteleczkę-nektar.
Uklękliśmy przy niej. Miała rozerwane ubranie, ale żeby uleczyć
ranę trzeba było je zdjąć. Syn Hadesa podciągnął trochę jej
ciemnozieloną bluzę, pod którą znajdowała się tegoż samego
koloru bluzka. Podwinął i ją. Ukazała się paskudnie rozdarta
rana. Nico skrzywił się i oblał ranę nektarem. Powoli zaczęła
się zasklepiać. Po wylaniu całej buteleczki po ranie pozostał
tylko strup. Mała dziewczynka zachłysnęła się powietrzem i z
krzykiem usiadła. Spojrzała na nas bardzo uważnie, po czym
odetchnęła z ulgą i powiedziała:
-
Zabiliście go? Błagam, powiedzcie, że go zabiliście, i że nie
chcecie mi zrobić krzywdy. - w jej zielonych oczach zabłysły na
chwilę łzy.
-
Nic ci nie zrobimy – Nico ubiegł mnie w uspokajaniu dziecka,
przemawiał łagodnym, usypiającym tonem – nic ci już nie grozi.
Możesz odpocząć. Masz. Zjedz to, a lepiej się poczujesz. - podał
jej ambrozję.
-
Umm... Pycha... - rozmarzyła się dziewczynka, która z niesamowitą
prędkością wyrwała Nicowi z ręki batonik.
Nie
zdążyliśmy jej powiedzieć, żeby nie jadła całego. Po takiej
dawce nektaru jaką dostała nie powinna opychać się ambrozją. Na
szczęście nie spaliła się od środka. Tylko zaczerwieniły jej
się policzki i ogólnie wyglądała, jakby była rozpalona.
-
Smakowało jak czekolada Milki, ta z Oreo...
Nie
wytrzymałam. Na widok tej małej, z tak rozmarzoną miną, musiałam
się roześmiać. Spojrzała na mnie uważnie. Ściągnęła swoje
brwi i przyjrzała mi się z troską.
-
Wszystko okej? - zapytała
Teraz
już niemal płakałam ze śmiechu. Ona pyta mnie, czy „wszystko
okej”! Tak jakbym to ja została zaatakowana przez piekielnego
ogara! I nieomal przez niego zabita!
Usłyszałam
perlisty śmiech syna Hadesa, który też najwidoczniej nie
wytrzymał. Jaka ona była urocza! Udało jej się rozśmieszyć
nawet Nica!
-
Śmiejecie się ze mnie! To bardzo nieładnie! - oburzyła się.
-
Hey, mała jak ty się nazywasz, co? I ile masz lat? - zapytałam
uspokoiwszy się już.
-
Właśnie. I skąd się tu wzięłaś? - dodał Nico, który nadal
się uśmiechał.
-
Nazywam się Daisy Grass - odpowiedziała już szeroko uśmiechnięta.
Cóż, szybko umiała wybaczać – Mam siedem i pół roku, i
przyszłam tu bo uciekałam przed tym ogrooomnym psem. - przy słowie
ogromnym rozłożyła szeroko ręce, abyśmy mogli poznać ogrom
potwora.
-
Ślicznie się nazywasz – oświadczyłam.
-
Tak, bardzo ładnie – potwierdził Nico – Ale jak to się stało,
że uciekałaś przed tym psem?
-
No... Stałam w ogrodzie, u mnie w domu, kiedy usłyszałam krzyk
taty. Chwilę później tata wybiegł z domu i zaczął krzyczeć,
żebym uciekała. Oczywiście go nie posłuchałam i weszłam do
domu. My w domu mamy trawę...
-
Trawę? - zapytał zbity z tropu syn Hadesa.
-
Tak. Trawę. - odrzekła niecierpliwie Daisy – Tak... Na trawie
zobaczyłam brzydką twarz pani z zamkniętymi oczami. Byłam złam,
bo ona była z ziemi, a tam gdzie była nie było już trawy... Nie
zdziwiłam się nawet tą buzią, ale byłam zła, że popsuła mi
trawę w salonie, więc rzuciłam w nią konewką. No to ona wtedy
zaczęła dygotać, a była duża jak trzy mnie. Dlatego dom się
zatrząsł. No i ja wybiegłam i zaczął mnie gonić ten piiees –
znowu rozłożyła ręce dla podkreślenia jego rozmiarów – No i
tak biegłam długo, aż nie mogłam. Wzięłam ten długi nóż...
-
Miecz – poprawił ją machinalnie Nico. Spojrzała na niego
karcącym wzrokiem swoich zieloniutkich oczu i mówiła dalej.
-
Wzięłam długi nóż, który leżał na podziurawionej
polanie, tam – machnęła ręką w stronę polany, na której
rozegrała się Bitwa o Labirynt, czy jak to się tam nazywało – i
odbiegłam jeszcze kawałek, ale już byłam strasznie zmęczona,
więc się odwróciłam, żeby mnie nie podszedł od tyłu i on
machnął parę razy i uderzył mnie w nogę i zabolało, i zaczęłam
przestać dobrze widzieć. Zauważyłam tylko, że on, ten pies, się
odwrócił. I chyba... zamdlełam... Tak się mówi? Nie? Zemdlałam!
Właśnie! Ale teraz wiem, że on odwrócił się do was. Dziękuję!!!
Spojrzała
z wdzięcznością na mnie i na syna Hadesa, który był zupełnie
skołowany. Drugi raz w ciągu dwóch, krótkich dni ktoś był mu za
coś bardzo wdzięczny.
-
Hmm... Nie ma za co... - znowu mnie ubiegł – Myślę, że ona jest
od Demeter – zwrócił się do mnie.
-
Tak. A tą ziemistą panią była Ga...
-
Mogę już wstać? - naszą wymianę zdań przerwała Daisy, która
była chyba bardziej nadpobudliwa od Leo, a możesz mi wierzyć, że
jest to rzeczą bardzo trudną.
-
A jak się czujesz? - zapytałam tym razem ja.
W
odpowiedzi na moje słowa rudowłosa zerwała się na nogi, złapała
Nica za rękę i próbowała zmusić go do wstania. „Dzielne
dziecko” pomyślałam. Zdumiony do granic możliwości Nico dał
sobie pomóc i wstał.
Idąc
do obozu Daisy zdążyła dowiedzieć się naszych imion.
Próbowaliśmy, na zmianę, wytłumaczyć jej o co chodzi z greckimi
bogami i Obozem Herosów, ale nie jestem pewna ile zrozumiała, bo co
chwila coś „ciekawego” odwracało jej uwagę. Zainteresowała
się chyba tylko tym kawałkiem o tym, że jej mama jest boginią.
-
Powiedziałaś: „Jest”? - Wyglądała na wstrząśniętą.
-
Taak... - odpowiedziałam niepewnie.
-
To muszę powiedzieć tacie, że ona żyje, bo on myśli, że nie...
Patrz! To Krokusy?!
I
odbiegła podziwiać kwiatki. Niesamowite dziecko... A jakie wesołe!
W jej obecności miałam ochotę niemal ciągle się śmiać, a
jednocześnie wyglądała na rezolutną dziewczynkę. Na pewno nie
była głupia. Co to, to nie...
Po
dłuższym czasie („Nie!!! Ja chcę zostać i popatrzeć na
Konwalie!!!”) dotarliśmy do obozu. Obydwoje z synem Hadesa
skierowaliśmy się automatycznie w stronę Wielkiego Domu. Tam
posadziliśmy, nie chcącą wcale usiąść, Daisy i szybko
streściliśmy całe wydarzenie Wielmożnemu Panu Centaurowi Nr. 1
(tak, ciągle się na niego boczę).
***
Chejron
wyglądał na zaniepokojonego pojawieniem się piekielnego ogara, w
lesie, w Obozie. Oświadczył, że musi porozmawiać z wyrocznią i
odbiegł. Nie wiedziałam o jaką wyrocznię mu chodziło, ale nie
miałam szans się nad tym zastanowić z powodu Daisy.
Po
zbadaniu jej przez jakiegoś gościa od Apollina („Wszystko już w
porządku. Szybko zareagowaliście. Gdyby was tam nie było...”)
nad jej głową pojawił się świecący znak, piękny zielony
narcyz. Zerwała się z kanapy wniebowzięta i spróbowała go złapać
krzycząc:
-
Ojej!!! To to o czym mi mówiłeś, Nico!!! Jestem uznana!!! -
poskakała przez chwilę – Ale przez kogo? - Nico zaczerpnął
powietrza by odpowiedzieć, ale Daisy krzyknęła:
-
Nie mów!!! Mówiliście! Sekundę... Wiem! Demeter! Tak?
-
Tak... - odpowiedział cicho Nico. Ktoś kto go nie znał mógł
myśleć, że jest smutny, ale ja widziałam błyski w jego oczach.
Wiedziałam, że cieszy się niezmiernie z odnalezienia i uratowania
małej.
Odprowadziliśmy
ją do jej domku i oddaliśmy przerażonemu jej gwałtownością
rodzeństwu, które zawsze zachowywało się spokojnie i opanowanie.
Katy Gardner spojrzała na nas z Nikiem tak, jakby to była nasza
wina, że dziecko jest nadpobudliwe. Po chwili jednak zaczęła
zerkać to na Nica, to na mnie. Uśmiechnęła się serdecznie i z
prostotą spytała:
-
Wy ze sobą chodzicie, prawda?
Trudno
jest mi nawet teraz stwierdzić, które z nas bardziej się
zawstydziło, ja, czy Nico. Wtedy byłam przekonana, że ja. Miałam
ochotę zakopać się w ziemi i umrzeć ze wstydu. Chociaż... Nico
był cały czerwony, co było dziwne, ponieważ nawet kiedy się
rumienił wyglądał blado, ale teraz nie można było tego o nim
powiedzieć.
Zaczęliśmy
jedno przez drugie się tłumaczyć i zaprzeczać jej pytaniu.
Wyglądała na nieźle rozbawioną naszą reakcją. Jej mina mówiła:
A powinniście być! Głuptasy z was...”
Zgadzałam
się z tym w zupełności, ale nie potrafiłam do tego doprowadzić...
Nie wiedziałam jak. No bo chyba do niego nie podejdę i nie powiem:
„Hey! Chcesz ze mną chodzić?” Po raz kolejny pomyślałam jakie
to życie jet pokręcone i trudne.
Nadal
zaczerwieniony Nico stwierdził, że musi iść na chwilę do domku.
Wyczułam, że chce iść sam, więc powiedziałam, że ja pójdę na
arenę. Rozeszliśmy się w nerwowym milczeniu. Zamyślona, nie
zauważyłam idącego w moją stroną Leo, wpadłam na niego. Na
szczęście, tym razem, nie miał ze sobą złomu, więc skończyło
się to niezbyt groźnie. Też był zamyślony, znaczy się... do
chwili, kiedy na niego wpadłam. Tuż przed zderzeniem mruczał pod
nosem coś w rodzaju: „Muszę zainstalować Festusa” i „Do
silnika... Styks...”. Po upadku zerwał się i potrząsnął parę
razy głową. Podał mi rękę z ostentacyjnym westchnieniem.
-
Ile razy jeszcze masz zamiar na mnie wpadać? Co? Wiesz, że to już
trzeci raz? Słuchaj. Pierwszy: po nim pokazałem ci bunkier. Drugi:
Na ściance. Pamiętasz, nie?
Trudno
nie pamiętać. Wspinałam się na ściankę, kiedy z dołu dobiegł
mnie krzyk, obejrzałam się i... spadłam na śmiejącego się Leo.
Krzyknął po to, żebym spadła, oczywiście. Nadal miałam siniaki,
chociaż nie byłam wtedy znowu tak wysoko. Nie odzywałam się do
niego do końca tamtego dnia.
-
Ten drugi to twoja wina – zauważyłam wstając.
-
No dobrze... Zwracam honor. Ale i tak znowu na mnie wpadłaś.
Miałam
ochotę na niego nakrzyczeć, albo go trzepnąć. Wybrałam to
drugie. Krzycząc na niego mogłabym przez przypadek użyć swojej
„mocy” i zranić go naprawdę.
-
Zeusie! Biją! - krzyknął łapiąc się za ramię, ale uśmiechnął
się od ucha do ucha i zapytał co teraz robię, oprócz bicia
niewinnych. Na słowo „niewinnych” spojrzałam na niego moim
miażdżącym spojrzeniem, ale on nic sobie z tego nie robił.
-
Wybieram się na arenę – odpowiedziałam zrezygnowana, kiedy nadal
nie odwracał wzroku.
Wzruszył
ramionami i oświadczył, że on idzie do bunkra. W odpowiedzi ja też
wzruszyłam ramionami i poszłam dalej w swoją stronę. W obozie
było mało osób. Większość obozowiczów przyjeżdżała latem, a
mieliśmy pierwszy tydzień stycznia. Właściwie, mało w którym
domku było więcej niż trzy osoby. Oczywiście do wyjątków
należała jedenastka, zawsze przepełniona.
Kiedy
więc doszłam na arenę nie spotkałam wielu chętnych do walki na
miecze. Walczyli ze sobą jakiś syn Hermesa i córka Aresa, kilku
herosów pokątnie okładało manekiny, a dwie córki Afrodyty
chichrały się patrząc na chłopaków, pokazując ich sobie i
obgadując ich. Miałam szczerą nadzieję, że nigdy nie wydałam, i
nie wydam, z siebie tak głupiego dźwięku.
Rozejrzałam
się jeszcze raz po arenie, ale nie wypatrzyłam nikogo z kim
chciałabym walczyć. Zrezygnowana ruszyłam w stronę domku Hadesa.
Po przygodzie z potworem czułam silną potrzebę wzięcia prysznica.
Weszłam do pokoju i cicho zamknęłam za sobą drzwi. Nie słyszałam
żadnych dźwięków ze strony pokoju Nica. Może spał... Nie
wiedziałam. Wzięłam chłodny prysznic i od razu poczułam się
lepiej, chociaż nie byłam córką Posejdona. Postanowiłam wyjść
przed domek i na słońcu posuszyć włosy. Nie lubiłam używać
suszarki, jej odgłos doprowadzał mnie do szału.
Usiadłam
pod ścianą, na której było okno Nica. Siedziałam spokojnie i
mrużyłam oczy w słońcu. Skupiałam się na każdym oddechu z
osobna i wsłuchiwałam się w ciszę (no, prawie ciszę, czasami
ktoś obok mnie przechodził, ale starannie go ignorowałam). Dzięki
skupieniu się na ciszy usłyszałam bardzo cichy głos dobiegający
ze środka domku, z pokoju Nica. Ostrożnie przysunęłam się
bliżej, ciekawa z kim on może rozmawiać, skoro nikogo poza nim w
środku chyba nie było.
-
… bo ona jest niesamowita, ale jest córką Eris. I tak jest już
odtrącona. Nie mówiąc już o tym, że na pewno się jej nie
podobam. Ale ty nie rozumiesz – usłyszałam pełen wyrzutu głos
Nica.
-
Owszem, nie rozumiem, i nie zrozumiem. Jeśli pamiętasz przysięga
polegała na wyrzeczeniu się romantycznej miłości, więc ja nie
mogę ci w tym w żaden sposób pomóc – odpowiedział spokojny
dziewczęcy głos.
-
„Jeśli pamiętasz”? Jak możesz tak do mnie mówić? Czy może
uważasz, że nie pamiętam, co? Że nie pamiętam, że moja siostra
wyrzekła się miłości? I nie tylko miłości romantycznej. Miłości
do mnie chyba też! - głos chłopaka drżał z emocji. Bólu,
złości, strachu i tęsknoty.
-
Próbuję ci tylko uświadomić, że ja nie mogę ci pomóc –
odpowiedziała nadal spokojna dziewczyna, którą, o ile się
orientowałam, była Bianca di Angelo.
-
Chyba rzeczywiście nie możesz – odparł zrezygnowany Nico.
Usłyszałam
dźwięk zapadającej się ziemi i zapadła głucha cisza. Siedziałam
cicho bojąc się, że Nico mnie usłyszy i zrozumie, że słyszałam
tę wymianą zdań. Koło trzynastki przeszła dwójka
rozchichotanych blondynek od Afrodyty, które wracały z areny.
Korzystając z chwilowego hałasu poderwałam się na nogi i szybko
oddaliłam się od okna i od domku.
***
Szłam powoli do bunkra dziewiątego. Rozmyślałam nad wydarzeniem,
którego świadkiem byłam. Szczerze mówiąc nie wiedziałam co mam
o tym myśleć. Właśnie słyszałam jak Nico rozmawia ze swoją
martwą siostrą, w dodatku rozmawiali o mnie. Przeszył mnie
dziwny dreszcz, gdy uświadomiłam sobie, że rozmawiała o mnie
martwa osoba. Skręciłam w dróżkę do bunkra. Poza tym nie
rozumiałam co miał na myśli Nico mówiąc, że jestem odtrącona.
Mam dwóch wspaniałych przyjaciół i tyle mi starczy! W całym moim
życiu od śmierci taty nie miałam ani jednego. Co z tego, że inni
obozowicze traktują mnie oschle, lub, tych kilku na których użyłam
mojej mocy, jawnie wrogo. Mówi się trudno.
Stanęłam
przed drzwiami do bunkra. Nie wiedziałam co zrobić. Zapukać?
Podeszłam do wapiennej ściany i uderzyłam w nią gołą pięścią,
co muszę przyznać nieco mnie zabolało. Na powierzchni skały
pojawił się ekranik, przedstawiający uśmiechniętego Leona w
środku bunkra.
-
O! Kogo tu nogi przyniosły! Mam cię wpuścić?
-
Oczywiście! Inaczej bym chyba nie pukała, co?
-
Och. Ja nie słyszałem, że pukałaś. Przecież to lita skała. Po
prostu ostrzegł mnie alarm.
Super.
Czyli bez sensu stłukłam sobie rękę? Naprawdę świetnie.
-
Nie ważne – westchnęłam – wpuść mnie.
-
Jak sobie życzysz...
Drzwi
uchyliły się cicho. Łał. Nieźle były naoliwione, jeżeli tak
cicho się otwierały. Weszłam niepewnie. Po jakiś dziesięciu
minutach znalazłam Leo pochylającego się nad jakimś szkicem
przedstawiającym chyba broń palną. Odwrócił się i uśmiechnął
szeroko.
-
I co? Nie poszłaś na arenę?
-
Poszłam – odpowiedziałam dumnie – Ale nie było nikogo, z kim
mogłabym poćwiczyć.
Leo
wzruszył ramionami z zadowoloną miną i zaczął znowu przyglądać
się planowi. Ech... Z nim to trudno pogadać kiedy jest zajęty
jakimś swoim „projektem”. Usiadłam na obrotowym krześle i
zaczęłam się kręcić skrzypiąc niemiłosiernie (może drzwi były
naoliwione, ale to krzesło stanowczo nie). To zwróciło jego uwagę.
-
A po co właściwie tu przyszłaś, co?
-
Przyszłam tu, ponieważ chciałam sobie w spokoju pomyśleć i
pogadać z kimś pokręconym. - uchyliłam się przed przelatującym
kluczem francuskim – więc pomyślałam, że wpadnę tutaj – Leo
westchnął teatralnie – Słyszałeś o mojej przygodzie? -
zapytałam wiedząc, że to go zainteresuje.
-
Przygodzie? - uniósł jedną brew. Miałam rację.
Opowiedziałam
mu o piekielnym ogarze i małej Daisy, którą uratowaliśmy. Leo coś
tam sobie dłubał w swoich rzeczach, ale mnie słuchał. To ciekawe
jak umiał słuchać. Z nieznośnego chłopaka zmieniał się w
cierpliwego słuchacza.
Pominęłam
uwagę Katy Gardner o mnie i Nicu, i zastanawiałam się czy
opowiedzieć mu o podsłuchanej rozmowie Nica z Biancą. To zależało
od tego, jak bardzo to poważna sprawa. Jeżeli jest poważna, Leo
mnie wysłucha i może mi pomoże, ale jeśli nie jest poważna...
Po prostu mnie wyśmieje. Nie... Na razie mu nie powiem. Może potem,
to zależy od tego co będzie dalej.
-
Mówisz, że ta Daisy zobaczyła Gaję? - wyrwał mnie z moich
rozmyślań Leo.
-
No tak, bo kim innym może być „brzydka twarz pani z zamkniętymi
oczami”? Do tego zrobiona z ziemi?
-
Niby tak... Ale to dziwne, że pokazała się zwykłemu dziecku
Demeter, a zwłaszcza, że ona ma tylko siedem lat, nie? Co ona może
obchodzić Gaję?
Milczeliśmy
zastanawiając się nad tym pytaniem. Właśnie. Co ona może
obchodzić Gaję? Przecież to tylko małe dziecko. Jest córką
bogini, więc to, że gonił ją piekielny ogar nie jest jeszcze
takie dziwne, ale Gaja? Może Daisy ma jakieś szczególne moce? Ale
na czym mogłyby polegać szczególne moce dziecka Demeter? Przecież
ona panowała tylko nad roślinami.
Leo
wrócił do swojej roboty, a ja skierowałam swoje myśli na zupełnie
inne tory. (I dużo przyjemniejsze niż zastanawianie się, dlaczego
ktoś chce skrzywdzić małe dziecko.) Myślałam o rozmowie Nica z
siostrą. Do tej pory nie śmiałabym myśleć, że mogę się komuś
podobać. Dobra, może nie byłam jakaś brzydka, ale pięknością
też nie byłam. Może miałam spoko figurę, i niezłą kondycję,
ale moje włosy pozostawiały dużo do życzenia, zawsze potargane.
Nie umiałam ich rozczesać tak, żeby pozostały na dłużej
gładkie.
Nie
będę też mówić tu o moim nieznośnym charakterze. Tyle osób
zwracało mi uwagę, że jestem źle wychowana, że nie umiem się
zachować, i że jestem po prostu niemiła i opryskliwa. Jak mogłam
się Nicowi podobać? Do tego już przy naszym pierwszym spotkaniu
się na niego wydarłam. Potem w szpitalu też. Więc jak to możliwe?
Nie wiedziałam.
Moje
rozmyślania przerwał dźwięk konchy. Spojrzałam ze zdziwieniem na
Leo. Czy to już kolacja?
-
To kolacja. - odpowiedział na moje nieme pytanie Leo.
Pozbierał
rzeczy i ruszyliśmy ku wyjściu. Milczeliśmy całą drogę do
obozu. Ja myślałam o Nicu, a Leo pewnie jeszcze o Daisy i o tym
dlaczego Gaja jej się ukazała. Byliśmy już przy kantynie kiedy
powiedział:
-
Wiesz... Tak sobie myślałem i wymyśliłem, że Gaja pewnie nie za
bardzo lubi Demeter i jej dzieci. Wyobraź sobie, że ktoś sadzi ci
na skórze kwiaty i rośliny, i do tego jeszcze w niej dłubie, żeby
to zrobić.
-
Pewnie masz rację, ale dlaczego Daisy? Przecież ona jest taka mała.
Zamyślił
się, ale już nie odpowiedział. Najwidoczniej nie miał zielonego
pojęcia. Cóż, trudno. Może ktoś inny znajdzie odpowiedź.
Weszliśmy
do kantyny i każde z nas skierowało się do innego stolika. Leo do
dziewiątki, a ja do trzynastki. Przy stole przywitał mnie obiekt
moich wcześniejszych rozmyślań, Nico. Odpowiedziałam „cześć”
i poszłam wrzucić do ognia ofiarę do matki. Nie za bardzo
wiedziałam co mam powiedzieć. Po chwili zastanowienia pomyślałam
po prostu:
Dzięki
za to, że udało nam się z Nikiem uratować Daisy.
Tym
razem nie doczekałam się żadnej odpowiedzi. Do dotychczasowych
rozmów z matką należały trzy krótkie zdania z mojej strony i
jedno słowo z jej, i to ja odezwałam się pierwsza. Nie ma co,
widać jak ta matka mnie kocha.
Westchnęłam
i usiadłam, żeby zjeść tosty. Nico już kończył jeść granat,
owoc podziemia. Niezłe poczucie humoru. Naprawdę zastanawiało mnie
jak on może przetrwać na takich porcjach żywieniowych.
Zjadłam
szybko kolację i zaczęłam rozglądać się po kantynie. Wszyscy
powoli kończyli jeść i teraz rozmawiali ze sobą i śmiali się.
Po chwili wstał Chejron.
-
A teraz możecie iść na ognisko!!!
Wszyscy
zerwali się ze swoich miejsc i pobiegli na ognisko. Dopiero wtedy
zauważyłam rudowłosą dziewczynę, która siedziała przy stoliku
numer dwanaście, czyli tym samym przy którym siedział Chejron.
Wyglądała na zwyczajną nastolatkę, ale czułam bijącą od niej
moc. Kim ona była, na Zeusa?
-
To jest Rachel – Nico zauważył, że wpatruję się w dziewczynę
– Jest Wyrocznią Delficką.
-
Wyrocznią? To z nią chciał porozmawiać Chejron, kiedy
przyprowadziliśmy Daisy?
-
No. Z nią. - Nico westchnął – Ona nie jest półkrwi. To
zwyczajna śmiertelniczka, ale widziała przez mgłę i znała
Percy'ego. Raz po prostu przyleciała tu na pegazie i przyjęła
ducha Wyroczni, który był w mumii, która kiedy jeszcze żyła
wypowiedziała Wielką Przepowiednię.
-
Wielką Przepowiednię?
-
Przepowiednię mówiącą, że dziecko Wielkiej Trójki zabije
Kronosa, tak oględnie mówiąc...
-
A czemu Wyrocznią była mumia, skoro może nią być śmiertelniczka?
Nikt tego nie chciał?
-
Była klątwa, która na to nie pozwalała. W to lato mój ojciec ją
zdjął. - Nico odwrócił się i ruszył w stronę ogniska. Poszłam
za nim.
***
Ognisko
odbywało się w amfiteatrze. Wszyscy obozowicze siedzieli na
schodach. No, prawie wszyscy. Chejron i ta Rachel stali pośrodku i
czekali aż wszyscy usiądą i zamilkną. Usiedliśmy z Nikiem gdzieś
z brzegu i czekaliśmy. W końcu Chejron odezwał się swoim niskim
głosem.
-
Witam nową obozowiczkę, Daisy Grass! Córkę Demeter! - rozległy
się ciche oklaski – Muszę opowiedzieć jednak w jaki sposób
znalazła się, całe szczęście cała, w obozie.
Opowiedział
w skrócie naszą historię. To jak Daisy zobaczyła Gaję, jak
uciekała przed piekielnym ogarem i jak ja i Nico ją uratowaliśmy.
Około sześćdziesięciu głów zwróciło się jednocześnie w
naszą stronę. Dobrze, że miałam na sobie bluzę z kapturem bo
zrobiłam się cała czerwona.
Ku
mojemu szczęściu Wyrocznia Rachel wystąpiła do przodu i uniosła
rękę na znak ciszy, ponieważ wszyscy obozowicze zaczęli ze sobą
rozmawiać przytłumionymi głosami. Wszyscy ucichli, gdy tylko ją
zobaczyli. Wyglądało to tak jakby wszyscy ci obozowicze, z całą
tą swoją bronią i w ogóle bali się tej śmiertelniczki. Ciekawe
co ona takiego zrobiła, że budziła taki postrach.
-
Pragnę przypomnieć naszą sytuację i uświadomić ją tym, którzy
jej nie znają. Niedługo po Wojnie Tytanów wypowiedziałam drugą
Wielką Przepowiednię która brzmiała tak:
"Podjąć
musi herosów siedmioro wyzwanie,
Inaczej
pastwą ognia lub burz świat się stanie.
Przysięga
tchem ostatnim dochowana będzie,
A
wróg w zbrojnym rynsztunku u Wrót Śmierci siędzie."
Znowu
rozległy się głosy, ale Rachel uciszyła je jednym machnięciem
ręki.
-
Wiemy już, że trojgiem z tych herosów będą Jazon, Piper i Leo. -
ciągnęła dalej (wiedziałam już o tym od Nica i Leona) –
Wyruszą w dzień letniego przesilenia, kiedy moc bogów jest
największa, i udadzą się do obozu Rzymian, gdzie zbiorą resztę
drużyny. Co dalej na razie nie wiadomo.
Już
miała usiąść, kiedy nagle
zachwiała się i zemdlała. Dwóch chłopaków podbiegło i
podtrzymało ją. Inny pobiegł gdzieś i po chwili wrócił z
trójnogiem. Posadzili Rachel na trójnogu. Z jej ust zaczął
wydobywać się zielonkawy dym. Otworzyła oczy. Nie były one jednak
jej zwykłego koloru, jaśniały dziwnym blaskiem. Kiedy się
odezwała jej głos też nie należał do niej, był zachrypnięty i
brzmiał jakby miała tysiąc lat:
Troje
herosów na misję niebezpieczną wyruszy
cel
wyprawy osiągnie, lecz umrzeć może w głuszy
bóstwo
co stracone odnajdzie i do powrotu nakłoni
dzięki
nim sprawiedliwość bogom się pokłoni
półbóg
będzie to: śmierć, złość i szczęśliwe bycie,
które
przyrodę kocha ponad swe krótkie życie
w
wiecznej ciemności otchłanie spadnie,czy zostanie
Takie
na zachodzie czeka ich zadanie
Gdy
skończyła wypowiadać przepowiednię poczułam dziwne uczucie i
usłyszałam czyjś cichy głos w głowie.
Fajne.
OdpowiedzUsuńDziękuję :D
UsuńŚwietne ;* Kiedy next?
OdpowiedzUsuńPostaram się w tym tygodniu, do niedzieli... I dziękuję :D
UsuńWie ktoś jak można dodać muzykę???
OdpowiedzUsuńWchodzisz na tą stronę => http://msp-instrukcje.blogspot.com/2012/04/jak-dodac-muzyke-na-bloga.html?m=1 <= i tu masz wszystko wyjaśnione ;)
OdpowiedzUsuńJeju!!! Wieeeelkie dzięki!!! :))) Zadziałało!!! :P
UsuńHEJA wpadłam jak tylko mogłam najszybciej. Masz fajnego bloga i piszesz długie posty za co masz u mnie dużeego plusa. :-D czekam na kolejną notkę. I podrawiam
Usuńjak coś to jestem do twojej dyspozycji
tojajulitka@gmail.com
Ooo... Dziękuję Ci baaardzo!!! :D ;P
UsuńNo to ja tutaj walnę dość długiego koma... >_>
OdpowiedzUsuńZacznę chyba od tego, że natknęłam się na parę błędów, zazwyczaj po prostu wstawiłaś złą literkę albo jej zabrakło... no ale to zdarza się każdemu więc siedzę cicho c; zwłaszcza przy tak długaśnych rozdziałach ^^ no właśnie, długość rozdziałów... kurde, piszesz długaśne rozdziały ale to wszystko wciąga tak że wydają się krótsze ;-; no ale ja nie narzekam, mam tylko nadzieję, że nadal takie będą ^^ Muzyka też jest okej, ale z tego co wiem to 4/5 piosenek są smutne co wprawia w jakiś dziwny nastrój, zwłaszcza że opowiadanie to nie jest aż takie smutaśne ;) radzę to poprawić C; ogólnie blog mi się podoba, więc będę zaglądać ;)) Czekam na kolejny rozdział i weny życzę c;
~Mad ;*
Baaaardzo Ci dziękuję za taki długi i miły komentarz. :D Wiem, że piosenki są smutaśne i postaram się znaleźć jakieś wesołe, ale po prostu lubię takie piosenki i te (z bliżej niezbadanych powodów) kojarzą mi się z tym opowiadaniem... Ale jak już mówiłam postaram się wstawić też jakieś weselsze. I dziękuję jeszcze raz za pięęęękny komentarz ;P :D
UsuńA jak ktoś ma jakiś fajny pomysł na piosenki w tle, to niech wstawia linki z youtuba :D
UsuńSpoko, sama jestem fanką Imagine Dragons <3 kocham te piosenki i słucham je prawie codziennie, co nie zmienia faktu, że warto wstawić tu również inne c;
UsuńPS jakby co to na moim blogu pojawił się nowy rozdział ^^
Jeszcze raz weny!
~Mad
Jednak nie pojawi się dziś nowy rozdział :((
OdpowiedzUsuńa kiedy będzie??
UsuńPostaram się do piątku :D Ale może być trochę krótszy... :(
UsuńNo i mamy kolejną przepowiednie. Zawsze podziwiałam ludzi którzy je wymyślają. Rozdział długi, a to jest duży plus. Szczególnie jak ktoś pisze dobrze.
OdpowiedzUsuńZabieram się do czytania następnego.
twoje opowiadania są ZA FAJNE xd
OdpowiedzUsuń