czwartek, 29 maja 2014

Rozdział X

Leciałam w dół. Spadałam. Wiatr wył mi w uszach, a ja czułam okropne zawroty głowy. Obraz rozmazywał mi się przed oczami. Do czasu. Potem nie widziałam już nic. Było zupełnie ciemno.
O ile to możliwe zrobiło się ciemniej i zimniej. Nie wiedziałam, jak długo będę jeszcze tak spadać. Nie miałam pojęcia, gdzie właściwie jestem, więc trudno było mi to stwierdzić.
Coś przyciągnęło moją uwagę. Czy to światło? Mignęło parę razy i zniknęło. Delikatne światło, jak zajączki rzucane lusterkiem, albo mieczem. Znowu się pojawiło. Co to jest? Starałam się obrócić, żeby zobaczyć, czy dobrze myślałam, że to coś leci za mną. Niestety nie byłam w stanie tego zrobić, więc zaniechałam prób.
Miałam ochotę się zaśmiać. To wszystko było bez sensu. Co mi dało to, że powiedziałam Morosowi, że nie umrę tak jak na jednej z wizji, które mi pokazywał? Teraz spełniała się ta najgorsza. Co za ironia losu! Zaśmiałam się cicho, a potem głośniej. Wkrótce śmiałam się do rozpuku, lecąc w dół ciemnej otchłani. Może rzeczywiście za mocno uderzyłam się w głowę, kiedy walczyłam z tym potworem nienawiści? To by tłumaczyło nagły wybuch śmiechu i halucynacje w postaci latających światełek. Na próbę roześmiałam się z własnej głupoty. Kiedy otworzyłam oczy, nadal się chichrając, ujrzałam coś, czego zupełnie się nie spodziewałam. Śmiech zamarł mi w gardle. Gapiłam się na owo dziwne zjawisko, które miałam przed sobą.
Obok mnie, na białym pegazie, leciał jakiś człowiek. Był ubrany jak zwyczajny nastolatek, ale chyba nim nie był, skoro leciał na latającym koniu i prawdopodobnie próbował się ze mną zrównać. Tak... Stanowczo za mocno się uderzyłam...
Pegazowi udało się mnie dogonić i leciał teraz równo ze mną. Jeździec spojrzał na mnie i wyciągnął rękę. Chwyciłam ją bez namysłu. Jeżeli miałam choćby najmniejszą szansę na nie zostanie mokrą plamą na dnie otchłani, to postanowiłam ją wykorzystać. Nie, żebym wierzyła w moje szczęście, ale co zaszkodzi spróbować?
Chłopak wciągnął mnie na grzbiet konia, za siebie, i wyhamował ostro. Dopiero teraz zauważyłam jak było głośno. Wiadomo, ten ryk wiatru. W tej chwili zrobiło się zupełnie cicho, nie licząc mojego przyspieszonego oddechu.
Siedziałam na grzbiecie pegaza i oddychałam szybko. W końcu udało mi się uspokoić i jako tako ogarnąć myśli.
- Kim jesteś? - zapytałam obcego z niepewnością w głosie. Jasne, uratował mój tyłek od zamiany w dżem o smaku "Spite", ale nie wiedziałam, czy mogę mu ufać. Widziałam go pierwszy raz i szczerze mówiąc nie budził mojego zaufania.
- Jestem przyjacielem – odpowiedział lakonicznie. Dogadałby sie z Nico. Nico! Muszę lecieć do niego!
- Hej! Jeżeli jesteś przyjacielem, to zawieź mnie na górę! - krzyknęłam, bo wiatr znowu się wzmógł. Chyba zaczęliśmy lecieć, ale w tych ciemnościach nie byłam tego pewna.
- Nie mogę – odparł krótko i pochylił się do przodu. Teraz nie było wątpliwości, lecieliśmy, i to do tego w złym kierunku!
- Jak to "nie możesz"!? - wydarłam mu się do ucha i mimowolnie złapałam go w pasie, kiedy koń zapikował w dół.
- Nie musisz krzyczeć – odwrócił się do mnie i spojrzał piorunującym wzrokiem.
Jego twarz była blada, ale nie tak bardzo jak twarz syna Hadesa. Oczy miał przenikliwie niebieskie, a włosy chyba też tego koloru, ale nie byłam pewna czy nie wyobrażam sobie tego. Było ciemno, był pegaz i tak wyszło, nie? Właśnie.
- Jak mam nie krzyczeć, skoro nie wiem nawet, dokąd mnie wieziesz?! - odparowałam po czasie potrzebnym na kontemplację jego twarzy – Jeżeli nie chcesz mi pomóc, to dlaczego mnie uratowałeś przed rozplaskaniem się na dnie tej głupiej przepaści? Możesz mi to wytłumaczyć?
- A i owszem. Nie mogłem cię zwieść na górę, ponieważ tam już nie było tej jaskini, której potrzebujesz – jego głos był miękki i przekonujący - Otchłań się przemieściła. Teraz jest gdzieś zupełnie indziej. Nie znalazłabyś tam swojego chłopaka – zerknął na mnie złośliwie. Nie zraziłam się tym, ale zaraz zaczęłam się zastanawiać skąd on tyle wie o mnie i o Nico. Nie ufałam mu, bo i dlaczego, ale jednocześnie czułam niezwykłą siłę, która kazała mi uwierzyć w to co mówi. Nigdy nie czułam tak sprzecznych uczuć.
Zrobiło się szaro, ale ja dalej nie widziałam nic. Żadnego dna pod nami. Miałam mu właśnie zadać pytanie na temat jego hmm... osobowości, kiedy poczułam lekkie uderzenie o ziemię. Pegaz stanął dęba i zarżał, a ja nieomal spadłam z jego grzbietu. Nieomal? Dobra, spadłam na serio, ale na moje szczęście upadłam na miękką, wysoką trawę. Tajemniczy osobnik elegancko zsunął się z grzbietu. Podszedł i wyciągnął w moją stronę rękę. Prychnęłam cicho i wstałam sama. Otrzepałam spodnie i rozejrzałam się po okolicy.
Nie powiem, żeby było to przyjemne miejsce. Wokół kłębiła się mgła, a na trawie osiadł szron. Niebo było szare i sprawiało takie wrażenie, jakby chciało spaść mi na głowę. W powietrzu czuć było zapach dymu z ogniska, w którym ktoś pali gumowe opony. Skrzywiłam nos i zerknęłam na chłopaka, który odwrócił się ode mnie i zaczął iść przed siebie niespiesznym krokiem. Pegaz parsknął niezadowolony i odleciał, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Chłopak nie zraził się tym. Wsadził ręce do kieszeni i dalej maszerował powoli. Zastanawiałam się, czy nie pójść w przeciwną stronę, ale w końcu stwierdziłam, że nie chcę się tu zgubić, więc bez przekonania ruszyłam za obcym chłopakiem.
Dogoniłam go i szliśmy w ciszy absolutnej. Nadal nurtowało mnie pytanie, kim on jest i dlaczego mi pomógł, skoro najwyraźniej mnie nie lubił. Przyjrzałam mu się uważniej. Miał na sobie ciemne jeansy i granatową bluzę. Twarz miał jednak bardziej opaloną, niż mi się na początku zdawało. Oczy były tego samego koloru co myślałam i włosy też. Niebieskie. Ciekawe... Moją uwagę przyciągnął pierścień na jego palcu. Srebrna obrączka ze złotym sygnetem. Nie umiałam odczytać napisów, były za małe, ale na sto procent rozpoznałam jabłko. Było tego samego koloru co napisy. Złote. Złote jabłko? Od razu skojarzyło mi się z moją matką, ale przecież ona nie miała innych dzieci, prawda? To znaczy: dzieci herosów. A co takiego słyszałam o jej "boskich" dzieciach? Nie pamiętałam zbyt dużo. Parę dzieci w stylu głód, ból i inne wesołe abstrakcyjne określenia. Nie kojarzyłam za to żadnego, który mógł wyglądać jak zwykły nastolatek.
- Dobra – odezwałam się głośno i miałam nadzieję, że mój głos brzmi pewnie – Jeżeli już za tobą idę i w sumie mnie uratowałeś, to myślę, że powinniśmy się sobie przedstawić. Ja jestem...
- Wiem kim jesteś, Spite Altercation, córko Eris – odpowiedział beznamiętnie.
- A – wiem, bardzo mądre podsumowanie, ale co niby miałam odpowiedzieć? – A jak mogę mówić do ciebie, bo ja cię nie znam, choć może o tym nie wiesz.
- Znasz mnie nieźle, ale nie osobiście. Możesz mi mówić Kob – jego głos nadal nie wyrażał żadnych emocji.
Nie wiedziałam co na to odpowiedzieć, więc milczałam.
Po jakimś czasie mgła zaczęła się rozrzedzać. Zdawało mi się, że zobaczyłam ciemny punkt w oddali, ale nie byłam pewna, czy to nie wyobraźnia płata mi figle. Może to wszystko dzieje się w mojej głowie, a ja zemdlałam w czasie spadania? To byłoby nawet możliwe.
- Zaraz będziemy – odezwał się Kot, Kob, czy jak mu tam na imię.
- Gdzie będziemy? - zapytałam i przymrużyłam oczy, żeby lepiej widzieć ten ciemny punkt. Zdawało mi się, ze to może być... dom. Zwykły dom pomalowany na ciemnogranatowy kolor. Nie widziałam go dokładnie, ale byłam pewna, że to jest dom.
- W moim domu – odpowiedział chłopak potwierdzając moje przeczucia.
Szliśmy jeszcze dobre dziesięć minut zanim wreszcie dotarliśmy pod budynek. Teraz wydał mi się większy niż na początku. No, na pewno nie był to zwyczajny dom zwyczajnego chłopaka. Miał trzy piętra i szczerze mówiąc wyglądał raczej... szpetnie. Jak zmieszanie nowoczesnego budynku z odrobiną architektury starogreckiej i rzymskiej. Szyby wstawione w okna ewidentnie staro romańskie, kolumny greckie podpierające zwykły, szary sufit i zwykłe ściany pomalowane kiczowato w greckie "falki". Wiecie, taki typowy wzorek. W dodatku wszystko było granatowe. Mogłabym się założyć, że ten chłopak sam to projektował i nie miał najmniejszego wyczucia dobrego stylu.
Podeszłam do drzwi. Były pomalowane "na grecko", ale miały zwyczajny kształt. Normalne metalowe drzwi. Otworzyłam je i znalazłam się w pomieszczeniu równie "pięknie" ozdobionym jak zewnętrze domu. Nie będę opisywała go dokładne, bo moglibyście dostać estetycznego zawału. Musicie mi wierzyć, że wyglądało po prostu strasznie brzydko.
W każdym razie stałam w czymś w rodzaju salonu. Miał wysokość dwóch pięter, a dookoła, na górnym piętrze, był balkon, który otaczał cały salon. Z galeryjki (czyli z tego balkonu) dało się wejść do kilku pokoi przez szklane, matowe drzwi. Przede mną znajdowały się przezroczyste drzwi prowadzące do sterylnie czystej i białej kuchni, a po ich prawej stronie były schody, które prowadziły na tę właśnie galeryjkę, którą opisywałam wcześniej.
Kob bez słowa poprowadził mnie na schody. Wspięliśmy się po nich i ruszyliśmy w stronę jednych z tych matowych drzwi. Chłopak otworzył pierwsze z nich, które ze straszliwym skrzypnięciem ukazały... zwykły pokój. Taki jednoosobowy pokój hotelowy, a w każdym razie pokój tak właśnie wyglądający. Łóżko w rogu, obok szafka nocna, szafa, jakaś komódka i drzwi prowadzące najprawdopodobniej do łazienki. Wszystko w przyjemnych dla oka odcieniach granatu i bieli, trochę jak w porcie. Wiecie... takie w stylu tych koszulek w granatowo-białe paski i greckich, małych knajpek.
Kob mruknął coś pod nosem, żebym się rozgościła i zniknął zasuwając za sobą drzwi. Wzdrygnęłam się słysząc ciche skrzypienie za moimi plecami.
Rozejrzałam się po pokoju. W przeciwieństwie do reszty domu wyglądał całkiem przytulnie. Zajrzałam do łazienki. Stała tam umywalka i toaleta, a na ścianie nad umywalką wisiało lustro. I jeszcze jedna rzecz. Prysznic.
Szybko tam weszłam, zamknęłam za sobą drzwi, zdjęłam ubranie i wskoczyłam pod ciepłą wodę. Umyłam włosy i twarz. Od jak dawna się nie kąpałam? Chyba długo. Prawdopodobnie jeszcze w obozie. Na Hadesa...
Wyszłam zadowolona i owinęłam się ręcznikiem. Znalazłam nawet suszarkę! Po kilku chwilach siedziałam na łóżku z suchymi, czystymi i świeżo rozczesanymi włosami i zastanawiałam się co dalej rozbić.
Cały ten dom sprawiał wrażenie nawiedzonego. Bałam się tajemniczego chłopaka, coś w mojej głowie mówiło mi, że jest z nim coś ewidentnie nie tak. No bo jaki chłopak ratuje półboginię, a potem zaprasza ją do "hotelu" nie próbując jej zjeść? Mogłam się spodziewać wszystkiego, ale nie tak miłej niespodzianki. Tutaj musiał być jakiś kruczek. Jakaś rzecz, której nie zauważyłam. Na przykład ten pierścień budził moją niepewność, ponieważ automatycznie kojażył mi się z Eris, moją matką. Postanowiłam zastanowić się dokładniej nad jej dziećmi. A więc tak: głód, ból, kłamstwo... To chyba tyle, jeżeli chodzi o mój zakres wiedzy na ten temat. No dobrze... Nie wyglądał na niedożywionego, więc zaocznie odebrałam mu pensję Pana Głodu. Minę miał może trochę boleściwą, ale bez przesady. Zostało więc kłamstwo, o ile oczywiście nie było innych dzieci, o których istnieniu nie miałam zielonego pojęcia. Jak on powiedział? Że nazywa się Kob? Kob... Coś mi to mówiło, ale nie wiedziałam co! Krążyło gdzieś po głowie i śmiało się z tego, że nie mogę sobie przypomnieć. Okej... Co jeszcze o nim wiem? Właściwie nic. Tylko tyle, że nazywa się Kob, i że kiedy coś mówi, nawet jeżeli wydaje się to kłamstwem, i tak mu wierzę. Tak! Już sobie przypomniałam!
Poderwałam się z łóżka i zaczęłam krążyć po pokoju. Była taka historia, którą usłyszałam w Obozie, już nie pamiętam, czy opowiedział mi ją jakiś heros, czy usłyszałam o niej na lekcji.
A... Już wiem! Taki jeden idiota od Hermesa powiedział mi, że pewnie jestem siostrą tego gościa z mitu, kiedy powiedziałam mu, że tym co doprowadza go do szału jest to, że jego ojciec ma tyle innych dzieci. Potem gonił mnie po całym Obozie z chochlą w dłoni grożąc wydłubaniem oczu, jeżeli powiem to któremuś z jego starszych braci. I że to jest kłamstwem. Kob... Kobaloi* to złośliwy bożek wprowadzający ludzi w błąd. Bóstwo kłamstwa. Tak. Już wiedziałam z kim mam do czynienia. Nie żebym była zadowolona z powodu, że moim wrogiem i wybawicielem jest bożek kłamstwa, ale miło było wiedzieć co się dookoła mnie dzieje.
W chwili, kiedy odnosiłam swoje małe zwycięstwo, stała się kolejna niespodziewana rzecz. Powietrze przede mną zamigotało i za chwilkę miałam tuż przed swoją twarzą obraz przedstawiający... Nico! Miał tylko kilka zadrapań na twarzy, ale poza tym wyglądał nieźle. W tle widzieć było linię drzew i jakieś jezioro. Zobaczył mnie i uśmiechnął się z ulgą. Odetchnął głęboko, jakby cały czas miał wstrzymany oddech.
- Spite! - wykrzyknął – Wiedziałem, że żyjesz! Nie masz pojęcia jak ja się martwiłem! Kiedy spadłaś do tej przepaści cała jaskinia zaczęła się trząść i musiałem uciekać cieniem zabierając Temidę! Co się stało?! - wyrzucił jednym tchem i spojrzał na mnie wyczekująco.
- Ja... - nie wiedziałam od czego zacząć, a do tego zdałam sobie sprawę, że jestem w samym ręczniku. Spłonęłam rumieńcem i szybko poprawiłam ręcznik – Ja spadłam, ale uratował mnie taki jeden...
Opowiedziałam mu w skrócie całą historię. “W skrócie” oznacza, że nie powiedziałam mu o moich atakach śmiechu, nie chciałam, żeby myślał, że jestem obłąkana.
Słuchał w milczeniu. Przerwał mi tylko w jednym momencie.
- Powiedział, że “nie znalazłabyś tam swojego chłopaka”? - zrobił dziwną minę przedstawiającą mieszankę nadziei i niepewności.
- No tak – odpowiedziałam, nie bardzo rozumiejąc, o co mu chodzi.
- I... hmm... I miał rację? - zapytał zmieszany.
- No tak, przecież rzeczywiście cię tam nie było, nie? Wiem, że to dziwne, bo byłam pewna, że on kłamie, ale...
- Nie o to mi chodziło, chociaż masz rację – przerwał mi syn Hadesa spuszczając wzrok.
Powtórzyłam w myślach jego wcześniejszą wypowiedź. Chłopaka? Już wiedziałam o co mu chodziło.
- Ależ oczywiście! - krzyknęłam udając oburzenie – Jak możesz mieć wątpliwości!
Nico uśmiechnął się jeszcze szerzej i poprosił mnie, żebym kontynuowała opowieść. Opowiadałam więc dalej. Kiedy skończyłam chłopak przez chwilę siedział cicho.
- Czy mogłabyś się na sekundę odsunąć z kadru? - zapytał po jakimś czasie. Niezmiernie zdziwiona przesunęłam się w bok i przeczekałam kilka sekund, po czym wróciłam, jak to powiedział Nico, w kadr.
- O co chodziło? - zapytałam.
- Mogę spróbować przenieść się tu cieniem, ale musiałem wiedzieć, jak to miejsce wygląda – wyjaśnił. Zza jego pleców dobiegł mnie czyjś krzyk.
- Zakochana para! Zakochana para!
Syn Hadesa odwrócił się i spiorunował wzrokiem Daisy, która właśnie skakała po świeżej trawie ze jego plecami wywijając koziołki.
- Miałaś się opiekować miłą panią, tak? - syn Hadesa spojrzał na córkę Demeter stanowczo i prosto w oczy.
- Tak... Ale on ciągle śpi i mi się nudzi! - Daisy zaczęła skakać wokół Nico i nucić coś pod nosem o jakiś poziomkach – A wiesz, jak on się denerwował, kiedy iryfonował do ciebie, a zamiast twojej twarzy pojawiała się ciemność? - dziewczynka nie przestała skakać, a syn Hadesa próbował ją uspokoić, co wychodziło mu tak dobrze, jak Hadesowi bycie kochającym ojcem.
- Nie wiem, ale możesz mi dać z nim porozmawiać? - spytałam już nieco zdenerwowana, ale i szczęśliwa, że Nico się o mnie martwił – Miałaś się przecież zajmować Temidą, nie?
Córka Demeter przestała skakać i zniechęcona odeszła gdzieś w bok, tak, że straciłam ją z oczu.
- No dobrze – powiedziałam – A wy gdzie jesteście?
- Horseshoe Lake, to niedaleko St. Louis – odpowiedział Nico – byłem tu już kiedyś i to miejsce pierwsze wpadło mi do głowy na podróż cieniem – wzruszył ramionami – Tylko, że...
- Że co? Coś jest nie tak? - zapytałam, bo wyczułam w jego głosie niepewność.
- Jest taki jeden mały problem... Strasznie mi głupio, ale obawiam się, że będziesz musiała dłuższą chwilę poczekać, aż się zjawię, bo... Przeniesienie trzech osób, w tym bogini i małej wyrywającej się dziewczynki nie należy do najłatwiejszych zadań, a zaraz po podróży zacząłem do ciebie dzwonić, więc jeszcze nie odpoczęłam – wyglądał na zmieszanego, ale szczęśliwego prawdopodobnie tym, że wreszcie "odebrałam", ale kiedy przyjrzałam mu się bliżej zobaczyłam, że musi być strasznie wyczerpany. Miał wory pod oczami, a skórę tak bladą jak prawie nigdy.
Kiwnęłam głową ze zrozumieniem.
- Jak tylko będę mógł, to się zjawię. Naprawdę postaram się jak najwcześniej - powiedział szybko i machnął ręką przez obraz, który momentalnie rozwiał się w białą mgłę, z której po chwili nic już nie zostało.
Usiadłam lekko skołowana na Łóżku. Coś mówiło mi, że nie tylko to było nie w porządku. Nie wiedziałam co, ale postanowiłam się na razie tym nie przejmować.
Wstałam, ubrałam się i powoli podeszłam do drzwi na korytarz. Były rozsuwane. Złapałam lekko za klamkę i usiłowałam nimi ruszyć. Ku mojemu szczeremu zdziwieniu nie stawiały oporu! Ostrożnie wystawiłam głowę na korytarz. Pusto. Bezszelestnie wyszłam i dla niepoznaki zamknęłam za sobą drzwi. Kto wie, może Kob jest idiotą i pomyśli, że jak są zamknięte, to leżę grzecznie w łóżeczku i chrapię pod kołderką, albo, w każdym razie, że siedzę gdzieś tam w środku i nie wychylam nosa z miejsca dla mnie przeznaczonego, jak przystało na dobrze wychowaną dziewczynkę.
Ale jest małe prawdopodobieństwo, że tak sobie pomyśli, bo przecież wie, kto jest moją matką, a że sam jest jej synem, powinien wiedzieć czego może się po mnie spodziewać.
Westchnęłam cicho, niezadowolona z moich wewnętrznych konkluzji, i ruszyłam ostrożnie, żeby nie wydać nawet najcichszego dźwięku, który mógłby zwrócić jego uwagę.
Doszłam do schodów i przeklinając twarde podeszwy stukające o posadzkę zeszłam powolutku na sam dół i niepewnie stanęłam w "salonie". Cisza jak makiem zasiał panowała w całym domu. Może bożek kłamstwa wyszedł i zostawił mnie samą? Ten wariant niezwykle mi się podobał.
Już chciałam wrócić do sypialni i poczekać na Nico, kiedy usłyszałam cichy, męski głos przeplatający się z damskim, ale niskim i schrypniętym. Niestety nie byłam w stanie wyłapać słów tej rozmowy, ale byłam pewna, że to rozmawiał Kob i jakaś nieznana mi osoba.
Starając się nie wydawać żadnego dźwięku ruszyłam w kierunku drzwi zza krórych dobiegały głosy. Dziwne było to, że wcześniej ich nie zauważyłam, znajdowały się co prawda w cieniu schodów, ale mogłabym przysiąc, że poprzednio kiedy byłam w tej sali po prostu ich tam nie było. Naprawdę pojawiły się dopiero teraz? Nie wiedziałam.
Stanęłam w cieniu rzucanym przez schody i ostrożnie zajrzałam do sali, do której prowadziły drzwi. Moimi oczom ukazał się niecodzienny widok. No, chyba, że codziennie widuje się nastolatka z naturalnie niebieskimi włosami rozmawiającego z kobietą usypaną z piasku i ziemi, która, prawdopodobnie dlatego, że chciała być jeszcze bardziej wyjątkowa, unosiła się pół metra nad ziemią. Na domiar złego Gaja, bo oczywiście domyśliłam się kto to jest, sprawiała wrażenie nieźle wkurzonej. Gestykulowała zażarcie podkreślając swoje słowa.
- Nie możesz jej tu zatrzymać! - szeptała, ale jej głos był gorszy, niż gdyby krzyczała. Brzmiał jak piasek osuwający się spod nóg, kiedy tracisz już nadzieję na wydostanie się z pustyni, na której znajdujesz się strasznie długo. Zdawało mi się, że tracę wszelką nadzieję.
- A niby dlaczego nie mogłaby tu zostać? - postawił jej się Kob – Jest, przynajmniej teoretycznie, moją siostrą i mimo, że jej nie znam nie chcę, żeby umierała w męczarniach na twoim ołtarzu.
Stałam sparaliżowana. Umarła w męczarniach? Złożona w ofierze? Wstrząsnęły mną niepohamowane dreszcze. Oni rozmawiali o mnie. Gaja chciała mnie zabić.
Pomyślicie pewnie, że to głupie z mojej strony, że tak emocjonalnie na to zareagowałam, nie mam racji? Ale to coś zupełnie innego zostać zabitym w walce, albo podczas próby chronienia kochanych osób niż złożonym w ofierze na ołtarzu. Co prawda nie umarłam na żaden z tych sposobów, ale tego pierwszego byłam bliska, więc wiedziałam jakie to uczucie i wiedziałam też, że byłaby to słuszna decyzja. Ale żeby tak umierać, po to, żeby przebudzić Gaję? Na samą myśl o tym dostawałam dreszczy, a przecież właśnie teraz, tuż obok mnie, toczyła się zażarta dyskusja na temat, czy zabicie mnie w ten właśnie sposób jest słuszne.
Pomimo strachu nie umiałam opanować ciekawości i zajrzałam ostrożnie jeszcze raz. Bogini nadal machała rękoma, a bożek kłamstwa przeczył gwałtownymi ruchami głowy, ale nie wiedziałam już co mówili, krew tak szumiała mi w uszach, że nie docierał do mnie nawet dźwięk mojego oddechu.
Starałam się opanować. Cofnęłam się trochę i parę razy odetchnęłam głęboko, po czym zdecydowałam, że nie ma co dłużej tu czekać i powoli weszłam po schodach. W samą porę, bo w tym właśnie momencie drzwi do tajemniczego pomieszczenia, w którym rozmawiali Kob i Gaja otworzyły się i stanęła w nich sama bogini ziemi. Ostrożnie zrobiłam kilka kroków do tyłu, rozsunęłam drzwi i weszłam tyłem do "mojego" pokoju.
Cała drżałam. Usiadłam na łóżku, oparłam łokcie na kolanach i schowałam głowę w dłoniach. Wzięłam kilka głębokich oddechów i policzyłam do dziesięciu. Jeszcze chwilę siedziałam bez zmiany pozycji i oddychałam głęboko, ale po jakimś czasie wyprostowałam się i westchnęłam. "To przez tę Gaję" pomyślałam "To ona wyprowadziła mnie z równowagi tym swoim hipnotyzującym głosem".
Odetchnęłam głęboko jeszcze raz i wstałam. Podeszłam do wyjścia z pokoju i delikatnie rozsunęłam drzwi. Dokładnie w tym momencie usłyszałam głos Kob'a:
- Nie masz tu władzy. Nie jesteś tak potężna jak myślisz, więc wynoś się z mojego domu. Nic ci do niej – jego głos brzmiał doroślej, co podkreślało słowa.
Był bogiem kłamstwa, więc może bogini uwierzyła mu, że nic tu po niej, i że nie jestem jej potrzebna. W każdym razie spojrzała tylko ze złością na mojego gospodarza i rozsypała się w piasek i ziemię, które po chwili rozwiały się po domu. Nie pytajcie, jak to możliwe, że zabrał je wiatr, którego bądź co bądź nie powinno być we wnętrzu domu. Po prostu tak było, a ja, jeżeli nauczyłam się czegokolwiek na własnych doświadczeniach z mitologią grecką, to właśnie tego, żeby nie wdawać się w szczegóły. Mogą przyprawić o niezły ból głowy.
Wtedy Kob mnie zauważył. Odwrócił się, pewnie po to, żeby pójść do kuchni, ale zerknął na górę, na balkon i podchwycił moje spojrzenie. Zrobił zdziwioną minę i uniósł brwi.
- Myślałem, że jesteś w pokoju - odezwał się w końcu – To była tylko...
- Gaja, bogini ziemi próbująca powybijać wszystkich, na których mi zależy – nie dałam mu dokończyć – Przyjaźnicie się? - spytałam spokojnym tonem, jakbym rozmawiała o ciuchach z koleżanką. A przynajmniej tak myślałam, bo nigdy nie miałam bliskiej przyjaciółki i nigdy nie rozmawiałam z nikim o cuchach.
- Nie przyjaźnimy się. O ile zauważyłaś właśnie wywaliłem ją z domu – powiedział zdenerwowany, a kiedy to mówił zrobiłam parę niepewnych kroków w stronę schodów.
- Jesteś znów niemiły – zauważyłam trochę do siebie, ale on to usłyszał.
- Znów? O co ci chodzi? - Śmiesznie wyglądał starając się włączyć proces myślenia.
- Już nie jestem twoją siostrą, na której zależy ci na tyle, żeby nie pozwolić złożyć jej w ofierze? - wymsknęło mi się i od razu zdałam sobie sprawę z własnej głupoty.
- Słyszałaś rozmowę? - jeżeli wcześniej nie był zły, to teraz to nadrobił – nie masz pojęcia jakie to było niebezpieczne, tak sobie schodzić i podsłuchiwać!
- A właśnie, że mam! Przecież ona chciała mnie złożyć w ofierze, do cholery! - poczułam silną potrzebę pokłócenia się z kimś, dawno tego nie robiłam – Myślisz, że nie zdają sobie sprawy z tego, że to może być niebezpieczne?!
I wtedy stało się coś, czego się nie spodziewałam. Książę Kłótni i Kłamstwa uśmiechnął się szeroko. Po chwili śmiał się zgięty w pół.
- Nie wiedziałam, że jestem taka śmieszna – mruknęłam obrażona – To nie miało być miłe – dodałam. Stałam teraz już na ostatnim schodku i podpierałam ręce o biodra ze skrzywioną miną. Pierwszy raz ktoś tak zareagował na moją złość.
- Ach... - westchnął Kob, kiedy już się uspokoił – Wiem, że nie miało, ale mnie nie sprowokujesz. Mieszkam od blisko dwóch, czy nawet trzech tysięcy lat z mamą, więc jestem doświadczony.
- Z mamą? - zapytałam całkiem już skołowana – z Eris, w sensie?
- Ano. Ze Eris – odpowiedział jak gdyby nigdy nic. Chyba nie zauważył mojej miny, bo ruszył w stronę kuchni i powiedział: Jesteś głodna?
- Raczej zmęczona – mruknęłam i na potwierdzenie moich słów ziewnęłam głośno – Ostatnio spałam dawno temu, a wiele mnie spotkało od tego czasu.
Kob wzruszył ramionami i sam wszedł do kuchni. Ja ruszyłam w stronę schodów i po chwili siedziałam znowu na "moim" łóżku.
Wskoczyłam pod kołdrę i zawinęłam ją pod stopy. Nie obchodziło mnie już nic. Kompletnie. Byłam tak zmęczona, że nie przeszkadzało mi to, że jestem w ubraniu. Już pod kołdrą ściągnęłam tylko kurtkę i wtuliłam twarz w miękką poduszkę. Westchnęłam z zadowolenia. Wygodne łóżka rządzą. Zwinęłam się w kłębek i zamknęłam oczy.

***

Stałam w wielkiej sali, całej z białego marmuru, w której znajdowało się dwanaście tronów. Nie na wszystkich, ale na kilku z nich siedzieli jacyś ludzie. A, może powinnam wspomnieć, że mieli po trzy metry wzrostu i o ile się nie myliłam byli bogami.
Rozejrzałam się dokładniej. Na pewno tym, który siedział na złotym, zdobionym w pioruny tronie siedział Zeus. Miał posępną minę i wyglądał na zestresowanego. Założył na siebie włoski, granatowy garnitur. Mimo, że wyglądał poważnie, jego broda była w nieładzie. Wyglądał, jakby nie spał kilka dni.
Nieopodal siedziała elegancka kobieta w oryginalnej greckiej sukni. Biała tkanina pasowała do jej jasnych i przenikliwych oczu. Szarych oczu. Zastanowiłam się chwilę i stwierdziłam, że to musi być Atena, ponieważ dzieci z jej domku w obozie miały takie samo spojrzenie i w większości ten właśnie kolor oczu.
Naprzeciw niej siedział postawny i młody mężczyzna z mieczem u boku. Też miał starogrecki strój, ale był to czerwony strój wojownika. Przypomniałam sobie jak podpadłam jednemu synowi Aresa, mówiąc mu, że ma tak samo złośliwe spojrzenie jak ojciec, i chociaż obelga wydawała mi się wtedy głupia (powiedziałam ją, bo nic innego nie wpadło mi do głowy, a on wcześniej chciał we mnie rzucić naleśnikiem) zrozumiałam już o co mu chodziło. Ares zamiast oczu miał wybuchające w oczodołach malutkie bomby atomowe.
Obok niego siedziała Afrodyta. Nie miałam wątpliwości, bo wiedziałam, że mają romans, a poza tym była najpiękniejszą osobą na sali. Przeglądała się w lusterku i pudrowała idealnie pomalowaną twarz.
Po środku sali płonęło ognisko, a przy nim siedziała mała, najwyżej dziewięcioletnia, dziewczynka i dorzucała do ognia patyków. Wydawało mi się dziwne, że nie wyprosili jej z sali, na naradę.
- Jak już wiecie mamy poważne kłopoty. Temida co prawda została uwolniona, za co powinniśmy podziękować naszym dzieciom, ale, jak już pewnie też wiecie, nie są w stanie jej obudzić. Właściwie ten chłopak nie jest w stanie, bo ta mała tylko skacze, a córka Eris chwilowo gdzieś zniknęła – odezwał się głębokim basem sam Zeus – Co sądzicie o zaistniałej sytuacji – zapytał nie akcentując pytania. Zadał je ogólnie wszystkim, ale wydawało mi się, że zostało skierowane głównie do Ateny.
Bogini mądrości już miała się odezwać, kiedy drzwi do sali otworzyły się z hukiem, a do komnaty wpadł zadyszany nastolatek o blond włosach i uśmiechem tak białym, że powinien być na nim napis "Uwaga! Nie patrzeć! Grozi stałą ślepotą!".
Atena skrzywiła się tak, jakby też nie mogła znieść widoku takiego blasku.
- Spóźniłeś się Apollo – skarciła go głosem złej macochy – A obiecałeś się postarać, pamiętaj, że to specjalnie dla ciebie zwołaliśmy radę tak późno w nocy, żebyś zdążył z tym słońcem.
- Przepraszam – odpowiedział bóg słońca, muzyki i poezji bez cienia skruchy w głosie – Zepsuł mi się model wyścigowy i naukowcy w Pheonix nadal zastanawiają się dlaczego słońce zaszło o piętnaście minut za późno. Nienawidzę tego głupiego busika. A przy okazji! Ułożyłem nowy sonet!
- Oszczędź nam tego – mruknęła siedząca przy ognisku dziewczynka.
- Nie znasz się, Hestio – odburknął bóg poezji.
Hestio? Już wiedziałam kim była, ale muszę przyznać, że nie tak ją sobie wyobrażałam, nie żebym często to robiła, ale jednak...
Apollo zajął miejsce na swoim tronie i założył słuchawki. Wszyscy westchnęli ostentacyjnie i odwrócili od niego wzrok. Teraz każdy bóg czy bogini w sali patrzyli na Gromowładnego. No, może poza Apollem, który przeglądał listę utworów i Afrodytą teraz malującą sobie rzęsy.
- Tak... - Pan Nieba przejechał dłonią po twarzy próbując zebrać myśli – A. Ateno, czy mogłabyś...?
- Tak, ojcze – bogini mądrości uśmiechnęła się sztucznie – Moim zdaniem trzeba powiadomić dzieciaki, że Temidę może obudzić tylko Hypnos. Wiem, że nie wolno się wtrącać, ale...
- To nie będzie konieczne – przerwał bogini Apollo. Nie wyjął słuchawek i mówił trochę za głośno – Myślę, że oni już to wiedzą, a raczej ona, ta córka Eris... Jak jej tam? Sprite? Nie to to picie...
- Spite – poprawiła go niespodziewanie bogini miłości, a kiedy wszyscy spojrzeli na nią zdziwieni, odezwała się usprawiedliwiająco – Jest pierwszą i jedyną córką Eris, która ma chłopaka! No błagam, jak mogłabym nie wiedzieć jak ma na imię. Poza tym przewiduję je ciekawe ży...
- ...cie miłosne – dokończył za nią Ares – Nie życzę jej tego. Jest spoko, potrafi walczyć.
- Czy możemy mówić na temat? - Zapytała z jękiem Atena.
- Tak jest! - Apollo zasalutował – Chodzi mi o to, że ona teraz patrzy na nas we śnie.
W sali zapanowało poruszenie. Afrodyta jęknęła coś o niestosownym ubraniu na wizyty, a Zeus przygładził szybko brodę. Ja uśmiechnęłam się mimowolnie.
Bóg poezji widział mnie chyba jak jedyny, ponieważ spojrzał mi w oczy i mrugnął. W odpowiedzi uśmiechnęłam się szeroko i spojrzałam z rozbawieniem na Afrodytę, która próbowała zapleść sobie warkocz francuski. Bóg wojny szeptał jej coś, żeby się nie przejmowała, ale ona tylko szepnęła do niego: "O czym ty do mnie rozmawiasz! Nie masz o niczym pojęcia!".
Pan piorunów westchnął i spojrzał na przestrzeń po mojej prawej stronie, udając, że wie, gdzie stoję.
- Spójrz bardziej w prawo – Apollo wyjął jedną słuchawkę z ucha i patrzył na ojca z rozbawieniem.
- Dość tego! - Zeus nie wytrzymał i ryknął na całą salę – Dobrze. Mamy mało czasu. Musisz wiedzieć, że znajdziecie Hypnosa w Kansas City, ale nie jestem pewny, gdzie dokładnie. Poproście go o pomoc w moim imieniu, a może wam pomoże, ale on czasem każe...
Jego głos zaczął się rozpływać, podobnie jak cała sala. Apollo pomachał do mnie i błysnął zębami, a po chwili pływałam w pustce.
Wszystko zaczęło wokół mnie wirować. Migotały mi obrazy mojego starego domu, kilku domów rodzin zastępczych, smutny budynek sierocińca w Richmond. Potem widziałam twarze i kolory. Niebieski i mój ojciec. Czerwony i moja czwarta "matka". Granatowy i Eris. Zielony i Daisy. Czarny i Nico.
Obraz wyostrzył się i przestał wirować. "Tło" wyjaśniało i po chwili było całkiem białe. Ale syn Hadesa nie zniknął. Patrzył mi w oczy i uśmiechał się lekko, jakby wszystko było w normie, jakbyśmy siedzieli na polu truskawek w Obozie i po prostu byli szczęśliwi.
Uśmiechnął się szerzej, jakby znał moje myśli, a jak złapałam go za rękę i przyciągnęłam do siebie. Nasze twarze dzieliły milimetry. Chciałam powiedzieć mu, że go kocham, że jest jedyną osobą, która mnie rozumie, że nie sądziłam, że ktoś taki wyjątkowy mógłby się we mnie zakochać, a on właśnie to zrobił. Odwzajemnił moje uczucia. Ale nie mogłam wydusić ani słowa.
Pochyliłam się więc jeszcze bardziej i nasze usta się złączyły. Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie. Pragnęłam tego z całego serca. Pocałunek zelżał, kiedy musiałam zaczerpnąć powietrza. Wzięłam oddech i znowu go pocałowałam, ale teraz delikatnie.
Zaczęło kręcić mi się w głowie i otworzyłam oczy, budząc się ze snu. Zobaczyłam oddalającą się ode mnie twarz. Teraz była już pięć centymetrów od mojej. O pięć centymetrów za daleko.
- Cześć. Kocham cię – powiedział Nico.

_______________________

I wszyscy rzygają tęczą na: trzy; czte; RY!!!
*Kobaloi - tak naprawdę były to tylko duchy wprowadzające ludzi w błąd, ale ja ubarwiłam tę postać ;P
Dedykuję ten rozdział Wiktorii Ulman, za jej pokopane komentarze :)
Proszę mi wypominać błędy, a na pewno jest ich strasznie dużo, bo popsuł mi się "poprawiacz" w Wordzie :(

37 komentarzy:

  1. Ave Spite! To.Jest.Świetne!
    Histeryczny śmiech zawsze spoko :P
    Bożek kłamstwa? Z niebieskimi włosami? Okeeej...
    Ta Rozmowa z Nico przez iryfon ( to chyba był iryfon nie zajarzyłam :P ) jest świetna :) Jak wszystko :3
    Apollo rozwala system :D Sprite xD
    Końcówka jest słodziaśna <333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      Apollo zawsze rozwala system ;P
      Tak, to był iryfon :)
      Miała być sweetaśna <3

      Usuń
  2. Laska sza;ekesz, ty dwa rozdzialy, ja niestety ani jednego -_- hahahahha
    Nie no rozdizał jak zwykle genialny, nic dodać nic ująć

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej! Rozdział jest świetny, ale scena z bogami najlepsza <3 Chyba tylko ja nie przepadam za romansami w opowiadaniach :D A teraz będzie wycieczka do Hypnosa <3 Mojego tatusia <3 Zapasowego tatusia, bo tak ogólnie to jestem synem Hadesa. Dobra, a tak wracając do tematu. Rozdział świetny, Daisy oczywiście superowa xD Apollo też świetny xDDD I Afrodyta :D

    http://niezgodnosc-dar-czy-przeklenstwo.blogspot.com/
    Zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lol ;_: Po co ja polecam się tutaj skoro poleciłem się w zakładce Spam... Sory :C

      Usuń
  4. Rozdział przeczytany i bardzo mi się spodobał, ale na dłuższy komentarz czas znajdę dopiero jutro. Rozumiesz, końcówka roku i czeka mnie Judgment Day. Życz mi szczęścia, bo gdy tylko myślę o długości fali emitowanej przez elektron wodoru przeskakujący między orbitami, widmach absorpcyjnych itd., od razu dostaję bólu głowy. I na koniec powtórzę, że rozdział bardzo mi się spodobał. Do jutra! (O ile przeżyję.)

    Pozdrawiam i życzę weny,
    Lakia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      Ja miałam dziś dwie klasówki... :(

      Usuń
    2. I powodzenia życzę! :D

      Usuń
    3. Wiem, miałam skomentować wczoraj, przepraszam, ale po całym tygodniu byłam tak zmęczona i wyczerpana, że ledwo wróciłam do domu, a praktycznie od razu padłam do łóżka. I obudziłam się gdzieś tak wpół do szóstej. Cóż, witamy w liceum pod koniec roku. Tak czy inaczej, przepraszam za to opóźnienie, ale teraz jestem już wyspana, zwarta i gotowa do komentowana :) (Hm, napisałam, że jestem wyspana po siódmej rano w sobotę. To nienormalne.)

      Jak już wspominałam wcześniej, rozdział bardzo mi się spodobał. Poprawia Ci się warsztat, wiesz? To czuć przy czytaniu. Innymi słowy, piszesz coraz lepiej :) A to bardzo dobrze, bo przecież między innymi o rozwój chodzi, prawda? Więc gratuluję! Przechodząc dalej, to myślę, że całkiem zmyślnie rozprawiłaś się z tą otchłanią. Swoją drogą, jak tak sobie wyobraziłam Spite lecącą w dół pośród całkowitej ciemności i śmiejącą się... Wow. Na miejscu Koba chyba aż tak bym się nie spieszyła z tym ratowaniem. Swoją drogą, nie domyśliłam się, że to Kobalos, więc masz punkt za zaskoczenie :) Nawet mi to do głowy nie przyszło, bo Kobaloi wyobrażam sobie jako takie złośliwe, chichrające się skrzato-gobliny. Chyba wiesz, o co chodzi. Dlatego drugi punkt za własną inwencję. A poza tym, sama dobrze wiem, jak czasem długo trzeba się namęczyć, zanim znajdzie się mitologiczną postać odpowiadającą naszym planom, więc to już trzeci punkt dla Ciebie :) I przyznaję, że ten cały Kob mnie dość mocno intryguje. Jakoś ciężko mi uwierzyć, że nie wydał Spite tylko ze względów rodzinnych. Zwłaszcza, że to bożek podstępów itp., więc on musi coś kombinować, nie? Chociażby tak dla zasady. Już sam fakt, że tak jakby nigdy nic rozmawia sobie z Matką-Ziemią jest podejrzany. Właśnie, Gaja! Ona to zawsze wywołuje u mnie ciarki. I ciekawa jestem, dlaczego chce akurat Spite... Cóż, pożyjemy, zobaczymy. Zgadzam się z resztą, Apollo rządzi :) Sny bywają przydatne, jak widać. Ech, ci bogowie... Więc teraz Cansas City i Hypnos? Zapowiada się bardzo ciekawie, już nie mogę się doczekać. I rzygamy tęczą :) Ale moje ulubione zdanie tego rozdziału to i tak: "Było ciemno, był pegaz i tak wyszło, nie?". Cudo :)

      Przeżyłam tę fizykę, ale chyba ją trochę zwaliłam. Jak dostanę co najmniej tróję, to i tak mi postawi czwórkę na koniec roku. Jak nie, to będzie mnie pytał w następny piątek. Masakra. Let us pray. Ale spokojnie, zostały mi już tylko dwie lekcje tego przeklętego przedmiotu, a potem już nigdy, nigdy więcej w całym moim życiu :) Jak będziemy z przyjaciółkami świętowały początek wakacji przy ognisku, to mam zamiar spalić zeszyt. Cisnę fizykę w ognie piekielne, tam, gdzie jej miejsce :)

      Pozdrawiam i życzę weny oraz mało fizyki,
      Lakia

      Usuń
    4. Dziękuję za przepiękny komentarz :)
      Miło mi słyszeć, że uważasz, że lepiej piszę :) Staram się poprawiać... :D
      Strasznie trudno mi było znaleźć kogoś, kto by pasował, więc musiałam użyć tego Kobaloi i trochę go zmienić, chociaż widziałam go wcześniej podobnie do Ciebie (w sensie taki wredny skrzacik ;P)
      Mam nadzieję, że spodoba Wam się to, co Kob planuje :) Ale nie będę spoilerować ;P
      Ja już nie będę miała fizyki w tym roku :)

      Dziękuję za wenę :D

      Usuń
    5. Ależ nie ma za co :) Cóż, chyba taka właśnie rola czytelników, prawda? Wskazywać błędy, by można je było poprawić, dawać motywację i chwalić za to, co wychodzi dobrze. A jak powszechnie wiadomo, trening czyni mistrza. Nawet gdyby się tego nie chciało, doświadczenie i tak robi swoje. Wiesz, gdy teraz, po ponad dwóch latach, patrzę na pierwsze rozdziały na moim blogu, to mam ochotę się schować i nigdy więcej nie pokazywać, bo nie mam pojęcia, jak mogłam pisać takie głupoty. Cóż, ważne, by teraz nie spocząć na laurach i dalej pracować :)

      Tak, czasem okropnie trudno kogoś znaleźć. Też tak parę razy robiłam, że trochę ich zmieniałam, by pasowali, bo inaczej zwyczajnie się nie da. Ten wredny skrzacik aż sam się nasuwa, nie? :) A swoją drogą, myślałaś o Pseudologosie? Czy jakkolwiek powinnam to odmienić. W każdym razie Pseudologos albo pseudologi, jeśli weźmiemy liczbę mnogą, to właśnie bóg/demony kłamstwa ("logos" to z greckiego słowo, więc "pseudologos" mówi samo za siebie). Według Teogonii Pseudologos był zrodzony z Eris z całym szeregiem innych niezbyt przyjemnych bóstw (Algos - ból, Ponos - trud, Limos - głód, Fonos - morderstwo itp.) Myślę, że mógłby tu pasować... Ale nie będę się kłócić :)

      Więc jednak Kob coś kombinuje! Ha, wiedziałam! Podejrzewam, że raczej nie będzie chciał tak po prostu wypuścić Spite... Zero spoilerów, bardzo dobrze. Spoilery są złe. Odbierają całą zabawę.

      Oj, to Ci zazdroszczę! To znaczy fizyka sama w sobie jeszcze nie jest taka zła, może mnie jakoś nie fascynuje, ale ogarniam ją, tylko po prostu nasz nauczyciel zawarł pakt z diabłem czy coś. Przepraszam bardzo, ale nazywanie nas frajerami trzykrotnie na jednej lekcji, wpisywanie sprawdzianu na dzień po dniu otwartym dla gimnazjalistów w naszym liceum (który skończył się przed dwudziestą i w który zaangażowała się ponad połowa naszej klasy) oraz wymaganie materiału poza-podręcznikowego od klasy klasycznej (rozszerzone polski, historia, łacina i kultura antyczna) to chyba "lekka" przesada, co? Ja tego faceta zwyczajnie nie znoszę. Jeszcze tylko dwie lekcje, jeszcze tylko dwie lekcje... Ostatnia fizyka w moim życiu :)

      Nie ma za co :)

      Usuń
    6. Tak... Myślałam na tym Pseudologosem, ale nie pasowało mi imię i tak banalnie byłoby odgadnąć, że szkoda ;P
      Wiadomo, że coś kombinuje... :)

      Usuń
    7. Fakt, "Pseudologos" jest dość sugestywne, ale to pierwsze, co przyszło mi do głowy. W sumie gdyby dać skrót od imienia/ksywkę mogliby się nie zorientować... Ale co tam, Kob zapowiada się na interesującą postać :) I weź już nie podkręcaj mojej ciekawości, bo zaraz tu oszaleję i nie wytrzymam do następnego rozdziału!

      Usuń
    8. A co się stanie, kiedy nie wytrzymasz? *pyta ostrożnie*

      Usuń
  5. W końcu się doczekałam. :D
    Rozdział genialny :3
    Histeryczny śmiech podczas spadania? Zawsze spoko xD
    Tutaj zgadzam się z Luną z góry - Apollo rozwala system, chociaż ja bym ujęła to raczej bardziej niecenzuralnie XD
    Nie wiem dlaczego, ale słowa mojego Nica z ostatniego zdania skojarzyły mi się z taką gadającą lalką typu Agatka xD To pewnie przez mój chory psychicznie i nieuleczalny mózg. Albo to po prostu późna godzina.
    Bynajmniej, chichram się teraz jak głupia xD
    Ja już lepiej idę spać :D Dobranoc, Nox i tak dalej ;3
    ~ Córka Posejdona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      Apollo to mój mistrz
      ~Spite z nie swojego komputera ;P

      Usuń
    2. I mam jeszcze takie pytanie:
      Czemu Apollo nie przeczytał sonetu? ;c
      Kocham gościa :D Jego twórczość powala xD

      Usuń
    3. ~ Córka Posejdona

      Usuń
    4. ~ Córka Posejdona

      Usuń
    5. Nie przeczytał, bo inaczej Zeus dostałby ataku boskiej padaczki ze stresu i załamania brakiem estetyki ;P

      Usuń
  6. Droga Spite, rozdział świetny, jak zawsze. :) U mnie nowy post, który należy przeczytać, chyba że masz słabe nerwy :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      Zajrzę do Cb, kiedybede w domu, czyli niestety dopiero jutro :\
      ~Spite z tabletka z Krakowa :)

      Usuń
  7. OCH, NA ORZESZKI!

    Dziękuję za dedyk, kochanie! :')
    Rozdział przecudowny, ryczę... Tak bardzo słodko :c
    Nicooo <3 "Cześć. Kocham Cię. " Hej, ja też cię kocham ;-;

    "Myślę, że oni już to wiedzą, a raczej ona, ta córka Eris... Jak jej tam? Sprite? Nie to to picie..." - Apollo... WYZNAJĘ SPITANIZM, SERIO, W SEJMIE MA WISIEĆ MIECZ, PANIE MCDONALDZIE c;

    TWOJE OPOWIADANIE JEST IDEALNE I ZAWSZE KRZYCZĘ JAK WIDZĘ NOWY ROZDZIAŁ, DZIĘKUJĘ ŻE POPRAWIASZ MI HUMOR <3
    Buziole,
    Wiktoria Ulman
    (Tak, ponownie z anonima. Zabawianie się nie swoim kompem weszło mi w krew.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tia... Jak zawsze pokręcony komentarz ;P
      Miło mi słyszeć, że to co piszę Ci się podoba :)
      Poprawianie humoru to fajna rzecz, aczkolwiek wolę go psuć kopiąc ludzi po piszczelach ^^
      *Yoda Mistrz natchnienie do komentarzy pisania daje mi ;P*

      Usuń
  8. Hej a Spite jak pocalowala Nico to czemu on powiedział ,,Cześć"? Rozdzial świetny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo właśnie się spotkali po tym jak się długo (może i nie tak bardzo, ale jednak...) nie widzieli...
      No i on ją pocałował, a jej się to śniło :)
      Dzięki :)

      Usuń
  9. Jak ja się cieszę z nowego rozdziału *-* Tak bardzo Sprite xD Nico x Spite <33333 kocham ich ^^ Czekam niecierpliwie na nex i życzę weny! ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      Rozdział może pojawić się w miarę wcześniej, bo teraz mam już luz, ale jak się nie pojawi do przyszłej niedzieli, to się nie pojawi do niedzieli za dwa tygodnie, bo zieloną szkołę mam :)
      Na gacie Hadesa... Zgubiłam gdzieś szyk zdania... O.O

      Usuń
  10. Droga Spite,
    To znowu ja - Zophie z innego konta google i bloggera. Ale mniejsza o to. Wiedz, ze mam nowego bloga (link poniżej) na tym koncie: Zophie XXXX. Dlaczego? A dlatego, ze tamten blog byl ciagle nadzorowany przez moja ciocie i nie moglam pisac tak, jakbym chciala. Szkoda, bo mozliwe, ze blog o Lucy zapewne nadal bym prowadzila a tak, sama widzisz. No wiec zapraszam cie do przeczytania (na razie pierwszego postu) na moim nowym blogu ~~ http://listy-do-nikad.blogspot.com/?m=1 :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Extra! :) już idę czytać... Za chwilę, bo u mnie goście... Wiesz... Dzień dziecka ;P

      Usuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  12. Zacnie. Bardzo zacnie.
    Strasznie ciekawi mnie Kob. Co też on wymyślił? Lakia ma rację. Poprawia ci się styl i jest coraz lepiej. Opowiadanie wciąga, a to naprawdę duży plus :)
    Pisz tak dalej. We mnie masz już stała czytelniczkę :D
    O, i jeszcze jedno.
    Wujek Rick byłby dumny ;)

    Zapraszam do mnie. Jest już nowy rozdział!
    www.lilyijames-zdobyc-szczescie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wymyślił-nie wymyślił... Takie dziwne to mi wyszło, bo wcześniej miałam inny plan, ale wyszło tak, jak wyszło i nie chcę zmieniać... (o XI teraz mówię) ;P
      Dzięki :)

      Zaraz do Cb idę, tylko zrobię lekcje... :'(

      Usuń
  13. Genialnie :D Nie wiem co, więcej powiedzieć, bo chyb wiesz, że uwielbiam twoje opowiadanie :* (Nico taki sweet xD)
    ''- Powiedział, że “nie znalazłabyś tam swojego chłopaka”? - zrobił dziwną minę przedstawiającą mieszankę nadziei i niepewności.
    - No tak – odpowiedziałam, nie bardzo rozumiejąc, o co mu chodzi.
    - I... hmm... I miał rację? - zapytał zmieszany.
    - No tak, przecież rzeczywiście cię tam nie było, nie? Wiem, że to dziwne, bo byłam pewna, że on kłamie, ale...
    - Nie o to mi chodziło, chociaż masz rację – przerwał mi syn Hadesa spuszczając wzrok.
    Powtórzyłam w myślach jego wcześniejszą wypowiedź. Chłopaka? Już wiedziałam o co mu chodziło.
    - Ależ oczywiście! - krzyknęłam udając oburzenie – Jak możesz mieć wątpliwości! '' Wielbię <3
    +zapraszam do mnie na rozdziałek (pierwszy od 2 miesięcy, taka szybka jestem xDDDD)

    OdpowiedzUsuń
  14. Odziwo nie rzygałam tęczą. Co znaczy, że dobrze piszesz sceny miłosne.
    Za nim przejdę do kolejnych rozdziałów to pobawie się trochę w jedną z walniętych nauczycielek w Hogwarcie i przepowiem przyszłość.
    Skoro mamy brata to zapewne na początku będzie on dla Spite chłodny, ale potem zaczne mu na niej zależeć.
    Jestem kiepską wróżbitką więc na razie to tyle.
    Żegnam

    OdpowiedzUsuń
  15. "Zaczęło kręcić mi się w głowie i otworzyłam oczy, budząc się ze snu. Zobaczyłam oddalającą się ode mnie twarz. Teraz była już pięć centymetrów od mojej. O pięć centymetrów za daleko.

    - Cześć. Kocham cię – powiedział Nico."

    XD Jak to przeczytałam to aż zanuciłam sobie "Dzień dobry, kocham cię. Już posmarowałem tobą chleb."

    OdpowiedzUsuń

Zwracam się do wszystkich, którzy czytają tego bloga!!! Informuję, że dochód z każdego pozostawionego komentarza idzie na cele dobroczynne mające na uwadze dobro Dzikiej Przyrody, jako, że wielki bóg Pan naprawdę nie żyje!!!

Z wyrazami uszanowania,
Grover Underwood, Władca Dzikiej Przyrody