czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział VII

Bardzo proszę, jeżeli to czytasz, to napisz komentarz! To bardzo motywuje i wtedy nowy rozdział pojawia się szybciej! W dodatku dla dla każdego kto skomentuje wirtualne, niebieskie ciasteczko! ;P
_______________________________________________

Możesz mi wierzyć lub nie, ale wpadnięcie do cuchnącej rzeki i spotkanie ohydnego, plującego jadem węża nie należy do tych rzeczy, które chciałoby się robić w ciepłe sobotnie popołudnie w Detroit.
A było to tak. Najszybciej jak się dało opuściliśmy zapuszczony dworzec i postanowiliśmy pospacerować po mieście. A nuż znajdziemy jakąś wskazówkę lub zaginioną boginię sprawiedliwości? Więc przechadzaliśmy się po ulicach. Doszliśmy do rzeki. Właśnie słuchałam niezwykle ciekawej historii jak to Percy Jackson spadł do rzeki ze szczytu Łuku w St. Louis i myślałam jak okropnie musiała być zanieczyszczona woda i że ja nie chciałabym wpaść do rzeki przepływającej przez duże miasto, kiedy poczułam szarpnięcie za kostkę u nogi. Krzyknęłam i zaczęłam się szarpać. Coś co mnie trzymało miało ohydnie obślizgłe... Macki? Chyba macki...
Krzyknęłam i złapałam się barierki. Pierwszy błąd. Trzeba było wyciągnąć miecz i ciąć na odlew. Może potwór by sobie odpuścił. To, że śmiałam mu się przeciwstawić w tak banalny sposób musiało go urazić bo pociągnął jeszcze mocniej. Moje i tak już przemęczone palce nie wytrzymały tej siły i niemal krzyknęłam z bólu. Puściłam barierkę. Momentalnie poleciałam w tył, w stronę rzeki. Zdążyłam jeszcze szybko wziąć głęboki oddech do płuc i usłyszeć rozpaczliwy krzyk Nico. Potem był już tylko szum wody i moc bąbelków. Zacisnęłam oczy. Woda była tak brudna jak się tego spodziewałam. Myślałam, że w wodzie potwór rozluźni uściski i może, może uda mi się mu wyrwać, ale się przeliczyłam. Macka owijająca moją nogę była zaciśnięta tak samo mocno, jeżeli nie bardziej. Wyciągnęłam miecz z pochwy, co było nie lada osiągnięciem zważywszy na to w jakich znalazłam się okolicznościach. Uderzyłam nim na oślep przed siebie i zadowolona usłyszałam syk. Uścisk nieco zelżał i udało mi się wyszarpnąć nogę. Nie miałam już powietrza. Czułam się tak, jakby coś zaciskało mi płuca do środka i miażdżyło je w zgniatarce na śmieci Hermesa. Zaczęłam jak najmocniej i najszybciej młócić nogami wodę.
Światło dnia! Wzięłam haust powietrza, przetarłam oczy i otworzyłam je ruszając zawzięcie powiekami, żeby woda z tej okropnej rzeki mi do nich nie naleciała. Nadal trzymałam w dłoni miecz i wiedziałam, że nie zabiłam na dobre potwora. Z brzegu dobiegło mnie wołanie Nico.
- Spite! Nic ci nie jest? Szybko wyłaź z tej wody! Zanim on wróci!
A oto mój drugi błąd. Powinnam była się posłuchać Nico, ale coś mnie ciągnęło do tego, żeby zmierzyć się z potworem. Walczyłam już kilka razy, ale zawsze ktoś w ostatniej chwili mnie wyręczał. Coś we mnie zakotłowało. „Nie” pomyślałam. „Nie tym razem”. Wzięłam jeszcze jeden głęboki oddech i ponownie zanurzyłam się pod wodę.
Zmusiłam się do otworzenia oczu. Mulista woda szczypała, ale nie było tak źle jak się spodziewałam. Zamrugałam parę razy i rozejrzałam się dookoła. Ani śladu życia. Obróciłam się pod wodą i wtedy go zobaczyłam. Ogromny zielonkawo niebieski wąż. Mówiąc ogromny mam na myśli węża długości tira.
Jego jedno jadowicie zielone oko świeciło z nienawiścią. Jedno, ponieważ drugie już nie świeciło. Ktoś przejechał po nim mieczem. Ktoś? Teraz uświadomiłam sobie w co trafiłam potwora. W coś co go tak zabolało, że mnie niemal puścił. Au. Musiał być nieźle na mnie wkurzony.
Jakby na podkreślenie tych słów wąż plunął jadem. Struga zielonej i gęstej cieczy przepłynęła tuż obok mnie skwiercząc jak kiełbaski nad ogniskiem. Machnęłam na niego mieczem i starałam się podpłynąć jeszcze bliżej potwora. Udało mi się to, zdążyłam nawet przed wystrzeleniem kolejnej porcji trującego jadu. Cięłam na odlew w cielsko węża i ze zdumieniem zobaczyłam, jak zanurza się w nim jak w maśle, a z rany zaczyna lecieć złota krew. Słyszałam już o tym. To Ichor krew bogów. Ale zaraz... Przecież potwory nie miały krwi! Teraz zdałam sobie sprawę z bardzo, ale to bardzo ważnej rzeczy. To nie był potwór. To był bóg tej rzeki. I był na mnie wściekły.
Dawno nie narzekałam na swoje szczęście. Może długo nie działo się nic tak niesprawiedliwego. Ale Fata tylko czekały na odpowiedni moment, żeby uderzyć we mnie falą nieszczęścia tak wielką, żeby zabrakło mi powietrza w płucach. A nie. Po prostu znowu mi go zabrakło, to chyba normalne pod wodą, ale ja parząc na rozwścieczonego rzecznego boga o tym zapomniałam. Podziwiacie moją wielką mądrość!
Wściekła na cały ten mitologiczny popaprany świat natarłam na potwora.
Musicie coś wiedzieć. Walczenie z potworem pod wodą jest trudne. Pod wodą i w zanieczyszczonej wodzie jest jeszcze gorzej. Pod wodą, w zanieczyszczonej rzece i z płucami ściśniętymi brakiem powietrza – niemożliwe. Mimo to musiałam to zrobić. Byłam już tuż przy tym bogu, bez możliwości ucieczki. Jedyną szansą było pokonanie go. Super! Witaj z powrotem szczęście ty moje!
Zaczęłam wściekle machać mieczem. W tę i z powrotem. W tę i z powrotem. A potem z dołu w górę. Jedna naprawdę szczęśliwa rzecz. Potwór był niesamowicie wręcz głupi. Nie ogarnął na czym polega moja technika i miał już cały poraniony brzuch. Mnie też parę razy oberwało się jadem z jego paszczy, ale albo niegroźnie, albo tak już się skupiałam na machaniu mieczem i myśleniu o nie myśleniu o bólu w płucach, że tego nie zauważyłam. Nareszcie udało mi się trafić potwora na wysokości, gdzie jak podejrzewałam mogło być serce, i zagłębić tam ostrze.
- Aaaaaa! - Krzyknął bóg – Boli jak szpon wbity w pierś! - były to dziwne słowa, ale podchwyciłam jedno z nich. „Szpon”. Ładna nazwa dla miecza. - Jeszcze pożałujesz córko niewdzięcznej bogini! Nigdy nie dotrzesz do St. Louis i nie odnajdziesz bogini!
I rozpłynął się w wodzie. Kręciło mi się w głowie. Tak szybko jak mogłam wypłynęłam na powierzchnię. Nigdy się tak nie cieszyłam z cudu oddychania.

***

Siedziałam w kafejce owinięta kocem i piłam kawę z mlekiem. Daisy biegała po ulicy przeganiając gołębie. Próbowałam zmusić ją do siedzenia, ale było to praktycznie niemożliwe (mission impossible), więc musiałam patrzeć na córkę Demeter lawirującą pomiędzy przechodniami, rowerami i skuterami.
Nico poszedł zrezygnowany do sklepu kupić mi nowe ubrania, ponieważ stare były zupełnie mokre i uwalane brudem z zanieczyszczonej rzeki, więc ja bardzo dziękuję za takie ubranie. Popijałam sobie kawę i czekałam na Nico. Pojawił się już po chwili z siatką z H&M.
- Już nigdy więcej – oświadczył i osunął się na krzesło obok mnie jakby to on, a nie ja stoczył walkę z bogiem rzecznym. - Wiesz jakie to uczucie stać w kolejce i kupować damskie ubrania?
- Wiem. Przecież muszę sobie czasem robić zakupy, nie?
- Ale ja jestem chłopakiem!
To był niezły argument. Wzruszyłam ramionami i poszłam do łazienki się przebrać. Pięć minut później znowu stałam przed naszym stolikiem ubrana już w czarne rurki, granatowy podkoszulek, nowe trampki (czarne, a jakżeby inaczej) i moją skórzaną kurtkę. Dzięki bogom nie miałam jej na sobie, kiedy wpadłam do wody. Muszę przyznać, że byłam wdzięczna synowi Hadesa, że nie kupił mi czegoś okropnego, na przykład sukienki. Brrry... Chyba wiedział, że byłby wtedy martwy.
Usiadłam i dopiłam szybko kawę. Pycha. W obozie nie można było pić kawy. Zacytuję tu Chejrona: „To zabija wsze młode organizmy!”. Tia... Przeciętny Heros może pochwalić się dużą ilością chwil, w których został nieomal zabity, więc picie kawy nie było dla nikogo jakimś niezwykle niebezpiecznym wyczynem. Cóż, nie dla naszego kochanego Centaura Numer Jeden. Teraz z satysfakcją rozkoszowałam się smakiem gorącej Latte Macchiato. Niech Chejron się wywali na ten swój koński zadek.
- Wiesz... - zaczęłam, kiedy wysączyłam ostatnie kropelki kawy – Ten bóg powiedział, że „nigdy nie dotrzesz do St. Louis i nie odnajdziesz bogini”, więc teraz mamy już jakiś cel.
- Tak. A więc po prostu wsiadamy w pociąg i mkniemy od St. Louis? - Nico odłożył swój kubek – No to musimy znowu kupić bilety.
Skrzywiłam się. Jakoś nie uśmiechało mi się ponowne „zdobywanie” biletów. Ale co innego można by zrobić? Chyba, że...
- Mam nadzieję – powiedziałam uśmiechając się szeroko – Że nie masz na pieńku z wujkiem Zeusem.

***

Podróż samolotem to naprawdę fajna rzecz. Przynajmniej ja tak sądziłam. Tym razem kupiliśmy zniżkowe bilety, a Nico manipulując lekko mgłą namówił śmiertelników, że kupony od Subway'a to nasze legitymacje uprawniające nas do latania z siedemdziesięcio procentową zniżką. Mnie latanie podobało się niezwykle, podobnie jak Daisy, ale Nico siedział wciśnięty w fotel z zaciśniętymi zębami i z miną, która wskazywała na to, że myśli tylko: „Lądujmy już, lądujmy!”. Cóż... Najwyraźniej nie dogadywał się ze swoim wujkiem.
Lot minął nam bez przeszkód. No prawie... Zdarzyła tylko jedna nieprzyjemna sytuacja. Jakżeby inaczej...
Siedzieliśmy tak: Nico przy oknie, ja przy korytarzu, a Daisy po drugiej stronie korytarza. Obok niej siedziała starsza pani z małą chiwaw'ą (taki mały piesek, jakbyś do tej pory nie wpadła/wpadł jak to się pisze). Daisy już na samym początku naszej podróży próbowała się z pupilkiem tej kobiety zaprzyjaźnić, ale szybko zaniechała tych prób, ponieważ pies szczekał na nią i próbował ją ugryźć. Staruszka przepraszała usprawiedliwiając się tym, że to nowy pies, który swoją drogą nie należy do niej, tylko do jej wnuczki, a ja utwierdzałam się w żartobliwym przekonaniu, że te psy to wytwór piekieł. Potem stało się coś, co kazało mi rozważyć te poglądy na poważnie.
Sąsiadka córki Demeter poprosiła ją o popilnowanie chiwawy, ponieważ musi iść do toalety. Ta kobieta, oczywiście, nie chiwawa, o której dowiedziałam się zresztą bardzo ciekawej rzeczy. Mianowicie: nazywała się Genowefa. Kto wymyślał dla nie imię? No chyba nie wnuczka tej staruszki... W każdym razie pani sobie poszła, a Daisy próbowała nie dać się pogryźć, co było rzeczą bardzo trudną, możesz mi wierzyć. Ja zamknęłam oczy szczęśliwa, że to nie ja wylądowałam na tamtym miejscu, kiedy ze strony Daisy dobiegło mnie głębokie warczenie. Zmarszczyłam brwi. Przecież ten pies nie może wydawać tak niskich dźwięków. Otworzyłam oczy. Córka Demeter wpatrywała się ze zdziwieniem w małego psa, który niespodziewanie przestał być małym psem. Teraz obie patrzyłyśmy na młodego lwa. Nie lwiątka, tylko umięśnionego, silnego, młodego lwa. Był wielki, ledwo mieścił się na miejscu pasażera. Daisy jak oparzona wyskoczyła ze swojego siedzenia i wepchnęła się między mnie a śpiącego Nico z krzykiem na małych ustkach. Potwór otworzył swoją paszczę ukazując pięknie zadbane, białe i ostre kły.
Przyznam się. Zadrżałam ze strachu i szturchnęłam Syna Hadesa. Otworzył oczy i spojrzał na mnie pytająco. Nie musiałam odpowiadać. Lew ryknął na całe gardło. Co było najdziwniejsze? Nie to, że mała chiwawa zamieniła się w lwa. Nie to, że lew nie rzucił się na nas od razu. Najdziwniejsze było to, że śmiertelnicy nic nie zauważyli. Tylko kilka osób poruszyło się niespokojnie, jakby usłyszeli coś nieprzyjemnego, ale zaraz znowu zamykali oczy lub zagłębiali się w lekturze.
- Żadnych gwałtownych ruchów – ostrzegł szeptem Nico i powoli wyciągnął z pochwy swój czarny miecz.
Potwór poruszył uszami na dźwięk wyciąganego ostrza. Nico wyprostował rękę. Lew przechylił głowę i cicho warknął. Miecz i pazury zderzyły się. Potwór ryknął, cofnął łapę z odciętymi pazurami i skoczył.
Poczułam ogromny ból w nogach. Nade mną stał lew. Wlepiając we mnie swoje oczy i warcząc. Jedną łapą przyciskał mnie za ramię do fotela. Sytuacja była tak absurdalna, że byłabym się zaśmiała, gdyby nie ból. Mroczki latały mi przed oczami, ale obiecałam sobie, że tym razem nie zemdleję. Dotarło do mnie, że Nico okłada potwora miechem po karku. Potwór zauważył to dopiero po pewnej chwili i odwrócił się w stronę syna Hadesa. Wykorzystałam ten moment i sięgnęłam wolną ręką do miecza. Wyciągnęłam Szpona z pochwy i szybko cięłam nim w pysk potwora. Zawył i zeskoczył ze mnie do tyłu. Odetchnęłam z ulgą i krzyknęłam do Nico:
- Możesz go zranić w pysk!
Syn Hadesa zamachnął się na niego kilka razy i po chwili po lwie nie było śladu. Usiadłam i złapałam się za bolące ramie. Wyciągnęłam ambrozję z kieszeni i zaczęłam ją jeść. Uwielbiam czekoladowe ciasteczka z Coffee Heaven... Chwilę później nie czułam już żadnego bólu, pewnie nie było to nawet złamanie.
Nico usiadł z rozmachem na swoim fotelu i przetarł twarz.
- Następnym razem wystarczy, że po prostu mnie szturchniesz. Nie musisz zamieniać niewinnych psów w lwy ludojady – ziewnął. Schował miecz do pochwy i przymknął oczy.
- Jak myślisz co to było? - zapytałam zanim zdążył znowu zasnąć.
- Ta zmutowana chiwawa? Nie wiem... Gdyby nie to, że dał się zranić w pysk, mógłby to być lew Nemejski. Może to jedno z jego potomstwa. Żal mi tylko tej staruszki. Ktoś musi jej wcisnąć jakiś kit - odpowiedział sennie i znowu zamknął oczy.
Ktoś? No, ja na pewno się tego nie podejmę. Daisy już siedziała na swoim siedzeniu i wypatrywała zza oparcia fotela przed nią nadejścia właścicielki rzeczonej chiwawy.
- Co jej powiesz? - zagadnęłam.
- Może, że zasnęłam i, że ta Genowefa wtedy zwiała i, że nie wiem gdzie teraz jest? Jak myślisz? No bo chyba nie powiemy jej prawdy? Co?
- To niezły pomysł... A może udawaj, że nadal śpisz... - powiedziałam i ziewnęłam.
Nie miałam ochoty na sny z bogiem nieszczęśliwej śmierci w roli głównej, ale chciałam się zdrzemnąć.

***

Tak! Nie byłam w ciemnej jaskini! Ale... Gdzie ja byłam? Cóż. Znajdowałam się w moim starym domu. Tym sprzed śmierci taty.
Stałam pośrodku swojego byłego pokoju. Wszystko wyglądało tak smutno... W kątach widać było pajęczyny, niektóre meble były połamane, a dywan przykrywała gruba warstwa kurzu, który znajdował się też na wszystkim innym. Kołdra leżała na podłodze, dokładnie tak, jak zostawiłam ją wybiegając z sypialni owego feralnego dnia. Wyszłam na korytarz. Kurz panował i tutaj, miało mu się dobrze. Do chwili, kiedy stanęłam na pokrytym nim dywanie. Szaro bure kłęby unosiły się wokół moich nóg, jak mgła na starym cmentarzu. Szłam w stronę zamkniętych drzwi wejściowych. Minęłam kuchnię, salon i sypialnię taty. Zajrzałam do niej. Łóżko stało pośrodku pokoju, tak jak zawsze, a zagracone biurko pod oknem zasłoniętym granatową roletą. Coś złapało mnie za serce. Nie chciałam patrzeć na ten pokój. Za bardzo kojarzył mi się z tatą.
Wyszłam na zewnątrz i zamknęłam za sobą drzwi. Ich skrzypienie brzmiało okropnie w tej upiornej ciszy. Szybkim krokiem podeszłam do wyjścia, zapragnęłam jak najszybciej opuścić to przerażające miejsce. Wyciągnęłam przed siebie rękę i szarpnęłam za klamkę. Ugięła się pod naciskiem, ale drzwi nie puściły. Zaczęłam mocować się z nimi, ale nic to nie dało. Westchnęłam i odwróciłam się w stronę schodów, które znajdowały się naprzeciwko mnie, po drugiej stronie korytarza. Coś mnie tam ciągnęło, czułam, że muszę tam iść, ale jednocześnie wiedziałam, że mi nie wolno. Miałam tę wiadomość tak mocno wrośniętą w pamięć, że czułam niemal fizyczny ból, kiedy postanowiłam jednak tam wejść.
Mój ojciec, od kiedy pamiętam, zakazywał mi się do nich zbliżać. Był kochającym tatą, ale kiedy tylko pytałam o te schody i to co jest na górze zamieniał się w surowego, pewnego siebie ojca, ojca nieznoszącego sprzeciwu. W wieku pięciu lat miałam to już tak zakodowane, że nawet nie patrzyłam w tamtą stronę.
Teraz jednak czułam, że muszę tam wejść. Coś ważnego tam było, coś, co chciało mi przekazać jakąś istotną wiadomość. Nie wiedziałam czego miała ona dotyczyć, ale byłam pewna, że jest to niezwykle potrzebne.
Powoli, na trzęsących się nogach, dotarłam do pierwszego progu. Przejechałam ręką po poręczy schodów. Była gładka, wykonana z ciemnego drewna, może z mahoniu? Postawiłam stopę na schodku i podparłam się lekko o poręcz, bojąc się, że zapadnie się pod moim ciężarem. Stawiałam kroki jeden za drugim, oddychałam szybko. Przyłapałam się na tym, że odwracam wzrok od tego co było na górze, po chwili stałam już na ostatnim progu patrząc uparcie na swoje nogi. Całą siłą woli zmusiłam się do podniesienia głowy i spojrzenia na nieznane.
Zanim moje oczy przyzwyczaiły się do panującej tu ciemności usłyszałam cichą melodię, graną na pianinie i dobiegającą z końca ocienionego pomieszczenia. Powoli zaczynałam widzieć ten pokój.
Wszystko było z ciemnego drewna. Stało tam biurko i dużo regałów, na ścianie naprzeciwko mnie wisiał duży obraz. Był to portret dwójki roześmianych, młodych ludzi. Coś ścisnęło mnie w żołądku. To był mój tata i jakaś kobieta. Była piękna. Blada cera, długie i czarne włosy spływające jej na ramiona. Miała na sobie czarną sukienkę lub bluzkę, nie wiem, ponieważ obraz sięgał jej tylko po piersi. Owszem, była piękna, ale nie tak jak Temida. Bogini sprawiedliwości wyglądała delikatnie i niewinnie, a ta tutaj na pewno nie. Uśmiech miała nieco przerażający, jakby cieszyła się, ale jednocześnie myślała o czymś strasznym i to coś sprawiało jej przyjemność. Ale nie uśmiech był najdziwniejszy. Były to oczy. Ciemne, głębokie oczy miały w sobie jakiś straszny wyraz, jakby w jej środku czaiło się szaleństwo. Stałam tam i patrzyłam na tę kobietę. Kogoś mi przypominała. Podeszłam bliżej. Wyciągnęłam rękę i dotknęłam starego płótna. Cofnęłam się jednak o rok, kiedy zorientowałam się kogo mi ona przypomina. Ona... Ona wyglądała niemal jak ja! To była... To była moja matka, Eris.
Stałam tam oszołomiona, w zupełnej ciszy. Chwilę... Ciszy? Przed chwilą słyszałam jeszcze delikatne dźwięki klawiszy fortepianu.
- Dobrze mnie poznałaś... - odezwał się jakiś kobiecy głos tuż za mną.


_______________________

Tak, teraz dopiszę pod postem, chociaż wstawiłam go jakiś czas temu :D
Ten fragment był napisany dużo wcześniej i jest do niego jeszcze kawałek, ale komuś obiecałam, że rozdział pojawi się dzisiaj, a z tamtym kawałkiem nie zdążyłabym w tym terminie ;P
Zachęcam do głosowania w ankiecie, która znajduje się po prawej stronie! :)
Dedyk dla Any z męczenie o nowy rozdział i dla Luny, za to, że zawsze komentuje pierwsza, zanim ją powiadomię o nowym rozdziale :D (trochę mnie to przeraża... ;P)

51 komentarzy:

  1. Ave Spite! To jest świetne!
    Mówiłam już że kocham twojego bloga? jeśli nie to teraz to mówię.
    Motyw z psem zaczerpnięty ze złodzieja pioruna czyż nie?
    Nico i Spite to miłość <3 ( musiałam to napisać :P )
    Wyobrażam sobie minę Spite jak spotyka swoją matkę.
    Nico kupujący ubrania w H&M? ciekawe....

    OdpowiedzUsuń
  2. Z psem... Nie... Tak wyszło, bo była u mnie chiwawa mojej cioci, i na własnej skórze przekonałam się, że są to psy piekieł... :D (Nie chcę nikogo obrażać... Jeżeli ktoś lubi te psy, to proszę o nie fochanie się na mnie :D)
    Dzięki za koma ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah! Ja Ci wierzę, ja też uważam że to są krwiożercze potwory tylko czekające by wgryźć się w twoją tętnicę szyjną. :D Czekam na następny rozdział :)

      Usuń
    2. Dzięki :D
      Tak... Te psy to czyste ZUO!!!

      Usuń
  3. Super rozdział, Spite! Kiedy następny? Bo się doczekać nie mogę ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Supeeeerrr!!! Kolejny rozdzialik strasznie mi się podoba. Pisz dalej jesteś świetna. Życzę ci weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nominuję cię do Libster Blog Award, a rozdział świetny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział, Spite! Kiedy kolejny?

    OdpowiedzUsuń
  7. Mater Dei, nigdy nie wiem, od czego powinnam zacząć pierwszy komentarz. Mój odwieczny dylemat... Tytułem wstępu, Twojego bloga zauważyłam już jakiś czas temu, ale dopiero świąteczna przerwa pozwoliła mi znaleźć chwilę na przeczytanie wszystkiego od deski do deski. Rozumiesz - szkoła często sprawia, że trudno złapać oddech i wyżebrać kilka minut wolnego. Dobrze, ale już ad rem, bo inaczej się znowu okropnie rozpiszę, jak to mam w zwyczaju, o czym się pewnie jeszcze przekonasz. Tak jeszcze na marginesie, to z góry przepraszam za wszystkie łacińskie wstawki (Mater Dei, ad rem itp.), ale wystarczyło kilka miesięcy w klasie klasycznej (łacina, kultura antyczna), bym już nie mogła się bez nich obejść. Ok, kończę już ten przydługi wstęp.

    Najpierw zacznę od całego bloga, a potem przejdę do ostatniego rozdziału, dobrze? Aby ten komentarz jakoś miał ręce i nogi, co nie zawsze mi się udaje. Może po kolei. Primo - styl pisania. Generalnie dość przyjemnie się Ciebie czyta. Na pewno umiesz zainteresować czytelnika, to na plus. Całkiem nieźle radzisz sobie z prowadzeniem akcji, choć czasami w moim odczuciu gna odrobinkę za szybko (podkreślam - tylko w moim odczuciu). Dobrze, że pojawiają się opisy (na niektórych blogach to ze świecą ich szukać), które wychodzą nie najgorzej, ale moim zdaniem gdzieniegdzie można by je trochę rozbudować, mam tu na myśli szczególnie uczucia Spite względem otoczenia, zaistniałych sytuacji, pozostałych bohaterów itp. Oczywiście nie mówię, że całkiem tego brakuje, bo elementy przeżyć wewnętrznych jak najbardziej się pojawiają, ale jak dla mnie przy narracji pierwszoosobowej mogłoby ich być odrobinę więcej (znów podkreślam - moja subiektywna ocena, a o gustach się nie dyskutuje.) Czasami całość wydaje się nieco... nieopierzona, że tak to ujmę, ale ostatecznie jesteśmy dopiero przy siódmym rozdziale. Jestem pewna, że z czasem nabierzesz doświadczenia i rozwiniesz swój talent, który już tutaj widać. Secundo (albo drugie primo, jak kto woli) - fabuła. Dość ładnie zarysowana, widać, że masz pomysły, w których w dodatku coś się dzieje. Czasem bywa trochę przewidywalna, ale w dalszym ciągu jest interesują i wciągająca. Ciąg przyczynowo-skutkowy zachowany, większość wydarzeń dobrze umotywowana, także generalnie jest dobrze. Krótko mówiąc, wszystko się sensownie składa. Tertio - bohaterowie. Całkiem nieźle wykreowani. Widać ich poszczególne cechy charakterów, postępują zgodnie z nimi... Choć chyba nie zaszkodziłoby trochę rozbudować postacie i pogłębić ich osobowość, ale, jak już wspominałam - to dopiero siódmy rozwój. Wydaje mi się, że na głębsze ukazywanie bohaterów przyjdzie jeszcze czas. Po prostu ich nie spłycaj, a wraz z rozwojem historii sami się wykreują (przynajmniej u mnie tak było). Literówek i tego typu rzeczy się nie czepiam, bo sama je wciskam gdzie popadnie, naprawdę nie jestem najlepsza w wyłapywaniu ich. Podsumowując ogół, jest naprawdę nieźle. Przyjemnie się czyta, pojawiają się tylko drobne niedociągnięcia. Jeszcze trochę praktyki, a pisanie będzie Ci wychodziło naprawdę dobrze.


    Przepraszam, jeżeli mój komentarz przypomina wymądrzanie się albo Cię uraził. Możesz mi wierzyć, że nie taki były moje intencje. Tym bardziej, że sama popełniam mnóstwo błędów, czego mam świadomość. Chciałam tylko dać parę wskazówek, byś mogła się dalej rozwijać. Ostatecznie między innymi o to chodzi - by stawać się coraz lepszym. Moim zdaniem powinniśmy się nawzajem wspierać w tym dążeniu i staram się to robić.

    O aktualnym rozdziale już w następnym komentarzu, ponieważ "wartość musi mieć co najwyżej 4 096 znaków", a ja jak zwykle się nie zmieściłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A teraz in re aktualnego rozdziału. Na początku akcja szybko gnała, ale to w sumie nawet dobrze, bo można było szybko się wciągnąć. Wąż morski to całkiem niezły pomysł, tylko ten jego jad wydał mi się dziwny. Ostatecznie to wszystko działo się pod wodą, a rozwodniona substancja żrąca ma zdecydowanie bardziej osłabione działanie. I jad rozpływałby się z niej, więc wąż musiałby pluć (jak to brzmi!) z ogromną siłą, by "pocisk" chociaż dotarł do ofiary w miarę zachowanej strukturze. Krótko mówiąc, nie jestem pewna, czy podwodny potwór plujący jadem w praktyce by się sprawdził, ale to taki drobiazg. I wydaje mi się, że za drugim razem Spite wytrzymała bez oddychania podejrzanie długo, choć w sumie to się na tym nie znam, więc mniejsza już o to. Podobało mi się za to, jak bohaterka zdecydowała się jednak walczyć z potworem. Co prawda można by odrobinkę rozbudować jej odczucia/przemyślenia, ale i tak było wiadomo, o co chodzi. Całkiem ładnie to wyszło. Ech, biedny bóg rzeki... Dobra, w sumie był "tym złym", ale ja bym popadła w straszne kompleksy, gdybym była bogiem rzeki i w tejże mojej rzece pokonałaby mnie córka pomniejszej bogini. Biedaczek chyba nie należał do tych potężniejszych. Ale przynajmniej dzięki niemu herosi wiedzą już, że mają zmierzać do St. Louis. A Szpon zyskał nazwę, która spodobała mi się. Ha, ha, usiłuję sobie wyobrazić Nico robiącego zakupy w H&M i to w dziale z damskimi ubraniami :) Biedaczek... Osobiście też nie przepadam za kupowaniem ciuchów, a ten sklep zwłaszcza mi nie pasuje. Ostatnio gdy tam byłam z siostrą, to ona przymierzyła chyba z połowę towarów, a ja w tym czasie siedziałam i czytałam książkę. Dobra, chyba odeszłam od tematu, to wracam na właściwe tory. Samolot naturalnie szybszy i przeczuwałam, że coś tam się stanie. Inaczej zbyt długo mieliby wolne, nie? W każdym razie, rozprawienie się z lwem na pokładzie samolotu nie jest proste, więc gratulacje dla herosów. Mgła Mgłą, ale śmiertelnicy bywają naprawdę ślepi, jeżeli kompletnie nic nie zauważyli... Hm, potomek Lwa Nemejskiego? Całkiem sprytne :) Z tym psiakiem od początku było coś nie tak i moje dwa koty leżące obok mnie się z tym zdecydowanie zgadzają. Scena ze snem była zdecydowanie moim ulubionym fragmentem, ładnie napisana, naprawdę. Podobał mi się pomysł z tymi schodami, na które nie mogła wchodzić, i złamanie go teraz. Obraz z Eris... No, nieźle. Oj, coś mi podpowiada, że spotkanie bogini niezgodny i jej córki, które nie widziały się latami, nie wypadnie zbyt... Cóż, zgodnie. Albo jestem już przewrażliwiona. Rozumiem, że czasem się człowiek nie wyrabia i daje to, co już ma. Bywa, też mi się zdarzało i to nieraz. A w sumie skończenie w takim momencie sprawia, że czytelnik tym bardziej nie może się doczekać dalszego ciągu. I ja również z niecierpliwością wyczekuję nowego rozdziału :)

      Pozdrawiam i życzę weny,
      Lakia

      Usuń
    2. Lakio! Dziękuję za niesamowity komentarz! Masz rację co do tego jadu, ale jakoś tak wyszło... ;P
      Chiwawy to ucieleśnienie całego zła na świecie i mój kot też tak uważa (próbował jeną zjeść:D)...
      Tak... [spoiler] To spotkanie nie będzie należało do najprzyjemniejszych... Obydwie potrafią się nieźle wkurzyć, a Spite ma za co! :D [koniec spoilera]
      Jeszcze raz dziękuję, za najpiękniejszy komentarz jaki dostałam (i najdłuższy... ;P)

      Usuń
    3. Czy ja wiem, czy taki niesamowity? Po prostu mam tendencję do wręcz niemożliwego rozpisywania się, przez co notorycznie przeklinam wprowadzony limit znaków, bo nigdy nie mogę się zmieścić w tych 4096. Proszę, już nawet zapamiętałam tę liczbę. Generalnie jad jest dobrą opcją, można go fajnie wpleść w walkę, więc spoko. Też tak czasem mam, że przyjdzie mi do głowy coś, co w realnych świecie nie bardzo miałoby rację bytu, ale tak się czepiam tej myśli, że... Dokładnie, "jakoś tak wychodzi". Święte słowa :)
      Naprawdę Twój kot próbował zjeść chiwawę? Cóż, mam nadzieję, że jej jednak nie skonsumował, bo biedny kotek mógłby dostać niestrawności od zjedzenia ucieleśnienia całego zła na świecie :)
      Tak, domyślam się, że najprzyjemniej to będzie. Gdybym osobiście była półboginią, to chyba nie byłam w stanie się nie wściekać na mojego boskiego rodzica. A Spite rzeczywiście ma powody do złości na Eris, jakby na to nie patrzeć. Tym bardziej nie mogę się doczekać tej konwersacji, która zanosi się na co najmniej ciekawą :)
      Nie masz za co dziękować, naprawdę. To tylko moja bezsensowna paplanina, z której czasem można coś zrozumieć, a czasem nie.

      Pozdrawiam!

      Usuń
    4. Nie zjadł... Moja siostra uratowała to sztańskie coś... Twierdzi, że nawet takie brzydkie ma prawo do życia... I kot wylądował za drzwiami ;)
      Cóż, jeżeli to jest bezsensowna paplanina, to przynajmniej ją ogarnęłam! D

      Gesundheit! (niem. Zdrowia życzę!) ;P

      Usuń
    5. Prawo do życia - rozumiem. Ale żeby tak od razu biednego kota za drzwi? No bez przesady! Kot też ma jakieś prawa, nie?
      Cieszę się, że ogarniasz :) Pewnie, że bezsensowna. To znaczy może to, co mam na myśli, jeszcze jest w miarę sensowne, ale nigdy nie mogę tego odpowiednio ułożyć w słowa i potem wychodzą dziwolągi, których za żadne skarby świata nie da się pojąć. Miałam tak przy ostatnim tłumaczeniu z łaciny, gdy rozumiałam, o co chodzi, ale nie miałam pojęcia, jak to właśnie ująć po polsku. A potem punktu na sprawdzianie lecą... No, mniejsza o to. Chyba powinnam poćwiczyć trzymanie się właściwego tematu.

      Pozdrawiam!

      Usuń
  8. Stwierdzam ze... Jak zwykle jest cudownie! ^^

    OdpowiedzUsuń
  9. Dzisiaj przez przypadek znalazłam twojego bloga, ale zdecydowanie zostaję na dłużej.
    Masz bardzo fajny styl pisania, przeczytałam te wszystkie rozdziały jednym tchem.
    Świetna akcja i postacie - bardzo podoba mi się, jak je wykreowałaś.
    Czekam NN i dodaję do listy czytelniczej.
    Pozdrawiam,
    Mira
    wilcza-noc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Wreszcie mam czas :c Sory, że dopiero teraz komentuje, a pisałem, że skomentuje wcześniej :c Rozdział jest świetny :O i ten fortepian xD I ta Chiwawa xD Masz racje xD One to zło xD Mój wujek ma taką xD I ona cały czas mnie gania i na podwórku jak jestem to przed nią uciekam :c *nie jestem dorosły jeszcze XD, więc Heeej xD Wolno mi XD* Rozdział bardzo ciekawy! Uwielbiam ich xD Najbardziej Daisy <3 I ganianie gołębi! WENY!
    http://draworia.blogspot.com/ - zapraszam na następnego bloga :3 Byłoby miło jakbyś skomentowała i wyraziła swoją opinie :3

    OdpowiedzUsuń
  11. Dzięki za komentarz :D
    Na Twojego nowego bloga chętnie zajrzę :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Haust xD przeczytałam jako holocaust xD *uraz z prezentacji na historie sprzed roku*
    Świetny rozdział, cud, miód, schabowe! ♥
    Ta walka pod wodą i sarkazm. Kocham sarkazm :3
    Nico w H&M! Jakbym Emila widziała! ^^
    Zdecydowanie najlepszy fragment :D
    I końcóweczka. Mrrr. Pięknie! (Mahoń; that is mahogany! XD)
    Pozdrawiam ♥
    K. K.
    Ps. Przepraszam że tak krótko, ale mam coraz mniej czasu :c

    OdpowiedzUsuń
  13. Hej, tak dzisiaj wpadłam, by życzyć wesołej Wielkanocy. Nigdy nie byłam dobra w składaniu życzeń, ale sama wiesz... By w szkole nie dręczyli (pomarzyć dobra rzecz), rodzice się nie czepiali, i odpoczynku, i dobrych przyjaciół, i weny, i by nie wszyscy przedstawiciele płci przeciwnej okazali się świniami i generalnie wszystkiego najlepszego.

    Pozdrawiam serdecznie,
    Lakia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :D
      Również życzę Ci szczęśliwych Świąt! I cierpliwości do tego całego, jakże irytującego, gatunku ludzkiego!

      Pozdrawiam Cię,
      Spite

      Usuń
  14. Genialnie. Miałam już wczoraj przeczytać ten rozdział,ale się zajęłam pisaniem mojego i tak jakoś wyszło, że dopiero dziś czytam i stwierdzam . . . Fajnie. Bardzo fajnie. Bardzo, bardzo fajnie. Zajebiście.
    I jak to ja muszę się czegoś przyczepić. Kurzu warstwa może być gruba, ale nie głęboka :D . Jedyny, mały minusik.

    A poza tym WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO W TYM UROCZYSTYM DNIU.+ miłości z Nico :D (moim braciszkiem)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :D Zaraz poprawię... Właśnie to coś mi tam nie pasowało, ale nie mogłam znaleźć odpowiedniego słowa... Jak to ja :D
      Dziękuję i nawzajem (bez Nico, skoro jest Twoim bratem ;P)

      Usuń
  15. Świetny rozdział :)!!! Przepraszam że nie skomentowałam wcześniej ale byłam na wsi :* Życzę jak naaaajwięcej weny i częstych rozdziałów:P

    OdpowiedzUsuń
  16. Świetny rozdział i wgl cudowny blog ;) Mam nadzieje że niedługo dodasz jakieś sytuacje z Nico i Spite (romantico), jestem ciekawa co dalej, czekam na nexta ;) I jeszcze raz Blog jest BOSKI <3
    PS; podoba mi się ze rozdziały są takie długie, można poczuć się tak jakby czytało się książke :0
    -Ann

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Spokojnie... Będzie Nico i Spite <3
      Staram się dawać długie rozdziały :D Lubię jak są takie na innych bogach :)

      Usuń
  17. Znalazłam twojego bloga wczoraj i...się po prostu zakochałam. Co tu dużo mówić w nocy nie spałam bo czytałam. Przeczytałam wszystkie rozdziały( zarywając noc) jednym tchem i z niecierpliwością czekam na kolejny!

    ~~ Ogromna fanka Heroski Spite♥♡♥♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za taki miły komentarz! :D
      Zarywanie nocy <3 Moje codzienne zajęcie, a potem takie zombie chodzi ;P

      Usuń
    2. No tak ja też praktykuję bycie zombie. A teraz czytam wszystko jeszcze raz, a i tak zachwycam się tym opowiadaniem jak za pierwszym razem. Dziś zombie, jutro też zombie! Hura! XD. Ale dla tego opowiadania warto! Nie ważne, że jutro wstaję z samego rana i biegnę na próbę generalnom ważnego przedstawienia, a zaraz potem jadę na wwolontariat do domu dziecka i muszę być wyspana. Trudno się mówi i żyje się dalej.

      A teraz *wielbienie mode:on*
      Wielbię twoją twórczość i kocham internet za to , że mnie tu przywiał.
      To opowiadanie to mój nowy tlen. Mój tlen to nie jest - O2. Mój tlen to- Spite i Nico i Leo i jeszcze Daisy. Wzór-SNLD. LOL.
      A teraz przepraszam za ten bezsensowny komentarz, którym tylko ci zaśmiecam bloga i za komentowanie o tej porze, ale natchnęła mnie wena i nie mogłam się oprzeć, po prostu musiałam to napisać. Jeszcze raz przepraszam no i nie zawracam już głowy.

      P.S. Wiem, że truję dupe no ale cóż taka już jestem. Więc mam pytanie- Kuedy nowy rozdział?? Nie poganiam ani nic bo wiem, że każdy ma swoje sprawy szkoła, obowiązki itp.ale wiec, że wyczekuję go z niecierpliwością.

      ~~Ogromna fanka Heroski Spite♥♡♥♡

      Usuń
    3. Dziękuję Ci jeszcze raz! Nie umiem podziękować za tak miły komentarz! Nie wyobrażałam sobie, że komuś to może się tak podobać! :D
      Nie jest jeszcze tak późno...
      Następny rozdział powinien pojawić się jakoś w piątek za tydzień... Albo w sobotę (ale może złapie mnie niesamowita wena i pojawi się wcześniej! :D)
      Obowiązków to na razie (po Świętach) jeszcze nie ma, po prostu jestem leniem... i zamiast pisać opowiadanie, piszę komentarze na innych blogach, albo najnormalniej w świecie sobie czytam (dziś godzinę na trawie leżałam ^^)...
      Jeszcze raz Dzięki!
      ~Spite-Zombie

      Usuń
    4. To tylko czekać na weekendzik za tydzień. I życzę żeby cię niesamowita wena złapała i rozdzialik nowy się napisał.

      P.S. Ja chyba dziś nie pójdę spać i będę wszystko do rana czytać wkółko.
      Nie wyobrażasz sobie, że jesteś tak dobrą pisarką, że mi się to tak podoba? To sobie wyobraź!
      A i jedno poważne pytanie. Czy masz może zamiar wydać kiedyś książkę na podstawie tego opowiadania?? Bo jak tak to ja chcę jeden egzemplarz z autografem od autora! XD. Wali mi.XD. A i mam nadzieję na coś z Spite i Nico jak najszybciej ( w sensie no takie romantyczne cuś)


      ~~ Ogromna fanka Heroski Spite( i Nico di Angelo oraz tegoż opowiadania)♥♡♥♡

      Usuń
    5. Kurde miało wyjść krótko, zwięźle ina temat. Coś mi nie wyszło. Dziękuję za uwagę *kłania się autorka jakże inteligentnego komentarza*

      ~~ Ogromna fanka Heroski Spite

      Usuń
    6. Teraz mnie wena złapała... Jeżeli rodzice nie zajrzą do mojego pokoju i nie zabiorą mi kompa, to rozdział może pojawić się wcześniej :D
      Książki nie wydam, bo jest to fanfiction (i jest za kiepskie na książkę...)
      Nico <3
      Nie wiem czy w następnym, ale Spite i Nico (<3) będzie na pewno niedługo ;P

      Usuń
  18. Hej, cześć, witaj, czy jak kto woli. Jestem tutaj nowa i ogółem trafiam tu przypadkiem. Siadam przed komputerem, wpisuję frazę "opowiadania o nico di angelo" i jest! Wreszcie jakieś opowiadanie godne zainteresowania! Większość, którą znalazłam to zwykłe dziesięciolatki piszące o jakichś bzdetach. Nawiasem mówiąc, nie mam na celu urażenia kogokolwiek. Wracając do tematu, po znalezieniu tego bloga miałam wątpliwości co do tego, czy mi się spodoba i tym podobne. Jednak po przeczytaniu wszystkiego jestem ogromnie zadowolona, że znalazłam twoje opowiadanie. Bardzo podoba mi się jak przedstawiasz tutaj Nico, jedną z moich ulubionych postaci. I cieszę się niezmiernie, że nie ma tutaj Jacksona! Myślałam, że będę ryczeć ze szczęścia. Oczywiście, nie zrozum mnie źle, lubię Percy'ego, ale mam dość jak każdy opisuje to "wzdychanie Nico do syna Posejdona". Teraz coś z innej beczki. Spite to świetna postać, uwielbiam w niej to częściowe nieogarnięcie. A Daisy. Jeju tak bardzo słodka! Ugh, zabijesz mnie tą słodyczą.
    Więcej SpiNico. Chcę romantycznych scen, domagam się!
    OK, teraz nadchodzi część na opieprzanie. Po primo, musisz sobie sprawdzać tekst po napisaniu, bo wyłapuje pozjadane litery. Niezbyt przyjemnie się, to czyta ponieważ zważywszy na mnie, człowieka o umyśle neandertalczyka, nie idzie się czasami domyślić. Nawet za bokserki Hadesa! Po secondo, niekiedy denerwują mnie te wtrącenia w nawiasach. Ogółem mówiąc, są w porządku, ale niektóre z nich są zupełnie nie potrzebne, a inne wręcz proszą się, aby usunąć ten nawias, chodzi mi o dodanie ich do tekstu. To już raczej tyle, wybacz, że komentarz jest taki n i e o g a r n i ę t y. Pomińmy to. My neandertalczycy nie jesteśmy dobrzy w myśleniu i podobnych sprawach, zwłaszcza w nocy. Przepraszam, że dopiero teraz znalazłam twoją twórczość. W tym momencie zabijam się w myślach za nieznalezienie jej wcześniej. Nie wiem czy wcześniejsze zdanie jest napisane "po polsku". Mniejsza o to. Chcę Ci podziękować, że to piszesz i tak bardzo ciekawie rozwijasz akcję. Rozdziały są boskie, a przy tym długie, lekko się je czyta. Życzę weny i nie czytaj tego komentarza!

    Pozdrawiam,
    Wiktoria

    P.S.W między czasie zapraszam do mnie na http://camp--half--blood.blogspot.com/ (Mam nadzieję, że dobrze wpisałam "formułkę" linku). + Jeszcze raz przepraszam za okropny komentarz ode mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje :D
      Ja sprawdzam tekst, ale zawsze coś się prześlizgnie, nie jestem święta (jestem leniem... :D)
      Nawiasy... Mam z tym problem, ale staram się naprawić to (w następnych rozdziałach... Nie chce mi się poprawiać tych co już są.. :D ;P)
      Pozdrawiam,
      Spite

      Usuń
    2. Nie jestem przekonana, czy dobrze wpisałaś link...

      Usuń
  19. Jak ja mogłam to dopiero teraz zauważyć? Chyba musisz mnie informować o nowych rozdziałach, bo to jest skandal, że ja, osoba, która ubóstwia to opowiadanie tak późno się dowiaduje o nowym rozdziale!
    Dobra, ponarzekałam na swoje niedopatrzenie, a teraz trochę o rozdziale:
    "Właśnie słuchałam niezwykle ciekawej historii jak to Percy Jackson spadł do rzeki ze szczytu Łuku w Denver i myślałam jak okropnie musiała być zanieczyszczona woda i, że ja nie chciałabym wpaść do rzeki przepływającej przez duże miasto, kiedy poczułam szarpnięcie za kostkę u nogi." Jestem pewna, że Percy spadł z Łuku w St. Louis (Echidna i Chimera), a w Denver miało miejsce spotkanie z Aresem. Ten przecinek jest zupełnie niepotrzebny. Taki błąd powtarzał się jeszcze kilka razy.
    Lokowanie produktu everywhere! Subway, H&M, Coffee Heaven.. ;)
    Bardzo podobało mi się jak opisalas Eris, jak dla mnie ona będzie zawsze wyglądać jak Eris z dreamworkowskiego Sindbada :)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny ;p

    OdpowiedzUsuń
  20. Dzięki :D Błędy poprawiłam :)
    Gdzie był Subway? O_o

    OdpowiedzUsuń
  21. Świetne. Po prostu świetne.

    OdpowiedzUsuń
  22. I'm eextremely inspired with your writing abilities and also with the format on your blog.
    Is this a paid subject matter or did you customize it yourself?
    Anyway keep up the excelleent quality writing, it's rare too see a nice weblkg
    like this one nowadays..

    Here is my homepage :: www.youtube.com

    OdpowiedzUsuń
  23. Nominujemy Cię do LA. szczegóły u nas: http://nicojack.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń

Zwracam się do wszystkich, którzy czytają tego bloga!!! Informuję, że dochód z każdego pozostawionego komentarza idzie na cele dobroczynne mające na uwadze dobro Dzikiej Przyrody, jako, że wielki bóg Pan naprawdę nie żyje!!!

Z wyrazami uszanowania,
Grover Underwood, Władca Dzikiej Przyrody