sobota, 26 kwietnia 2014

One-Shot: Jak Zabiłam Moją Polonistkę

Nie jest to opowiadanie z życia Spite... Przepraszam, ale nie miałam weny do mojego opowiadania...
Jak można się domyślić z tytułu nie za bardzo lubię moją polonistkę :D
Nie oddaje prac od miesiąca i ciągle trzyma nas w niepewności, więc jestem na nią zła i tak powstało to opowiadanie. ^^
Dedykuję je "Ogromnej Fance Heroski Spite" i dziękuję jej za takie piękne komentarze :D To od nich m.in. dostałam weny ;P
I mam jedno pytanie. Z boku jest ankieta, która wykazała, że spora liczba osób czyta tego bloga, ale nie komentuje! Zachęcam do komentowania! Można pisać komentarze anonimowo, tak, że nawet ja nie wiem kto je pisze, a jeżeli jest jakiś sposób na sprawdzenie tego, to ja go nie znam i nie mam zamiaru tego sprawdzać, szanuje anonimowość! I w komentarzu wystarczy napisać czy się podoba! Nie trzeba się wysilać! Dla Was to kilka sekund, a dla mnie motywacja do pisania dalej! Z góry dziękuję!!!
I jeszcze jedno... Pisałam to w dziwnym programie, który nie sprawdza błędów, więc jest możliwe, że będzie dużo literówek, chociaż sprawdziłam, oczywiście. Bardzo proszę o mówienie mi o takich błędach! Z góry dziękuję.
Przepraszam za tak długi wstęp do czegoś, co nie jest nawet rozdziałem... :P Już nie zanudzam! Miłego czytania!

______________________________________

Od czego mam zacząć… Może na początek się przedstawię. Mam na imię Nicole i do niedawna mieszkałam z moim tatą. Prowadzi on sklep z magicznymi, indiańskimi akcesoriami w stanie Georgia, w małym miasteczku na północ od Atlanty. Pochodzi z plemienia Czirokezów od strony matki.
Dobrze, znacie już mojego ojca. Teraz ja. Mieszkałam z moim jedynym rodzicem w małym domku na odludziu. Codziennie rano wstawałam o szóstej i wyruszałam do szkoły. Wracałam do domu zaraz po lekcjach i zajmowałam się swoimi sprawami do późna w nocy, przez co całe dnie chodziłam z worami pod oczami. Tryb życia miałam beznadziejny, wiem. Odhaczone. Teraz wygląd. Mam ciemno brązowe włosy, prawie czarne, sięgające za pas. Czarne oczy i co najdziwniejsze; bladą cerę. To ostatnie musiałam odziedziczyć po matce, której nie znałam, ponieważ cała rodzina taty nie miała problemów z opalaniem.
Macie już mój wygląd. Zadowoleni? Okej… Teraz jesteście już gotowi, żeby wysłuchać tego co mi się przydarzyło. Jak trafiłam tu – do Obozu Herosów.
Wszystko zaczęło się w ostatni dzień szkoły, tuż przed rozpoczęciem wakacji. Musicie wiedzieć jedną rzecz. Dotąd moje życie wcale nie było takie nudne, jak mogłoby się Wam zdawać. Często przytrafiały mi się dziwne rzeczy i nie mam tu na myśli takich wydarzeń jak napady agentów, czy (bogowie brońcie!) wypadki samochodowe wywoływane przez zamachowców. Chodzi mi raczej o nagłe wybuchy, psy wielkości ciężarówek o morderczych zamiarach i jeszcze te najdziwniejsze przypadki, w których ja mówiłam dla żartu: “nie widzisz mnie, mnie tu nie ma!” i wyobrażałam sobie, że jestem niewidzialna, a osoba do której się zwracałam nie widziała mnie przez tydzień. Mogłam do niej krzyczeć stojąc od niej metr, a ona i tak nic nie widziała. Albo raz zdarzyło mi się tak, że powiedziałam jednemu facetowi, który przejeżdżając rowerem po kałuży oblał mnie wodą, że “już jest martwy”. Mówiąc to odegrałam sobie w głowie scenkę jak wpada pod samochód. Trafił do szpitala dla psychicznie chorych, przez to, że twierdził, że lekarze muszą go pochować bo umarł w wypadku zderzając się z samochodem. Tak właśnie było, możecie mi wierzyć. Tak więc, miałam na swoim koncie około dziesiątki ludzi w szpitalach psychiatrycznych i trzy osoby w więzieniu. Całe szczęście nie działało to na mojego tatę. On jeden był na to odporny. Dla ustalenia jednego faktu. Nie działało to tak, że prosiłam kogoś o coś, a on to robił. Raczej wmawiałam mu, że coś się stało, a on zgadzał się ze mną. Ja sobie wyobrażałam jakiś fakt, a moja “ofiara” zdawała się widzieć to i jak najgłębiej wierzyć w wymyślone przeze mnie rzeczy.
Teraz wiecie już dlaczego nie miałam ochoty na kontakt z ludźmi. Po prostu nie chciałam robić im krzywdy. Ale nieco zboczyłam z tematu. Ostatni dzień szkoły, tuż przed rozpoczęciem wakacji, tak? Dobrze. Tego dnia postanowiłam, że będę się zachowywać nienagannie i że nie będę używać mojej przeklętej “mocy”. Oczywiście nic z tego nie wyszło.

***

Wyszłam z domu zatrzaskując drzwi. Tata już był w pracy, więc zamknęłam je na klucz i ruszyłam do szkoły. Byłam ubrana na galowo, w granatową spódniczkę i białą koszulę. Na nogach miałam eleganckie lakierki. Małą torebkę ściskałam w rękach ze zdenerwowania. Całą sobą czułam, że coś się dzisiaj wydarzy, a instynkt raczej rzadko mnie myli. W torebce znajdowało się kilka rzeczy potrzebnych każdej dziewczynie: pomadka do ust, miętowa guma, żeby poprawić sobie smak w ustach, trochę pieniędzy, lusterko, mokre chusteczki, sztylet i kilka innych podstawowych przedmiotów. Tak, sztylet. W moim życiu zdarzyło się tyle niebezpiecznych wypadków, że poprosiłam tatę o jakąś broń, żebym mogła się bronić. Ku mojemu zdziwieniu tata wyciągnął z szuflady w swoim biurku długi sztylet, powiedział, że jest wykonany ze spiżu i nauczył mnie kilku podstawowych pchnięć. Potem nigdzie się bez niego nie ruszałam. Nawet teraz leży obok mnie. Przydał mi się już kilka razy.
Doszłam do miasta. Już z daleka widać było górujący nad innymi ponury budynek. Czteropiętrowy, szary gmach z wielkim wejściem i małymi okienkami. Wyglądał, jakby mówił do ciebie: “Nie zbliżaj się, bo zapoznam cię z moimi lochami!”. Ruszyłam w jego stronę, to moja szkoła.
Wielkie wejście było szeroko otwarte. Niepewnie przekroczyłam próg. Chciałam wejść niezauważona, bo…
- No cześć! Strasznie długo na ciebie czekaliśmy, Nicole. Baliśmy się, że jesteś chora i nie przyjdziesz do szkoły w ogóle!
No tak. Nie chciałam, żeby mnie zauważyli. Spojrzałam na właściciela głosu. Wysoki blondyn szczerzył do mnie białe zęby. Niebieskie oczy śmiały się do mnie, jakby nie widział mnie sto lat, choć prawdą było, że ostatnio widzieliśmy się zaledwie wczoraj. Mike. Obok niego stał jego najlepszy przyjaciel, Oliver. O ile Mike był rzeczywiście przystojny, nie mogłam mu tego odmówić, Oliver przy nim wyglądał raczej niepozornie. Niski chłopak z kręconymi czarnymi włosami, opalony odpowiednio jak na nasz klimat, zresztą Mike też. Do tego chodził o kulach. Miał zwolnienie z WF-u do końca życia, ale widziałam na własne oczy jak biegnie, kiedy spóźniał się na lekcje, co prawda biegł dziwnie, nierówno podskakując, ale…
- Mowę ci odebrało? – Mike znowu nie dał mi dokończyć myśli.
- Nie – odparłam – Zastanawiałam się tylko, czy przywalić ci z lewej, czy z prawej strony. Jak wolisz?
- Jaka ty jesteś milusia – westchnął – My tylko próbujemy się z tobą zaprzyjaźnić! Od początku roku – dodał. Tak. Ci dwaj już od września naprzykrzali mi się jak tylko mogli. Pewnie robiliby to od pierwszej klasy, ale obaj przeprowadzili się tu dopiero w te wakacje.
- Chodźcie już do auli. Spóźnimy się – to odezwał się prawie zawsze cichy Oliver - No chodźcie!
Przyjrzałam mu się bliżej. Z przymusu poznałam go nawet nieźle. Teraz wyglądał na bardzo zdenerwowanego. Obgryzał brzegi puszki po Coli. Tak… Coś stanowczo było nie tak. Rozglądał się nieprzytomnie po holu.
- Oliver? Co się dzieje? – tym swoim zachowaniem podtwierdził moje przeczucia co do tego dnia. Ostatnio kiedy się tak denerwował w moim domu czekała na mnie niezbyt miła niespodzianka w postaci czegoś, czego wolałabym nie opisywać. W każdym razie od tego czasu ufałam jego instynktowi. Nawet nieco się do nich zbliżyłam, z czego obydwaj byli zadowoleni.
W odpowiedzi tylko pokiwał głową na boki i ruszył w stronę auli. Nie pozostało mi nic innego jak iść za nim i mieć się na pogotowiu.

***

Usiedliśmy koło siebie na trybunach wielkiej auli. W ostatniej chwili, ponieważ kiedy tylko zajęliśmy ostatnie miejsca dyrektor zaczął swoje coroczne przemówienie. Wiecie, te bzdety, o których zawsze gadają na zakończenie roku, chociaż i tak nikt ich nie słucha. Nigdy nie rozumiałam dlaczego tyle to trwa. Westchnęłam i zerknęłam na swoją torebkę. Tyle że torebki nie było tam, gdzie była jeszcze przed chwilą, czyli na moich kolanach. Powrócił cały lęk, który czułam dzisiaj rano, paraliżując mnie. Ktoś ukradł mi torebkę, w której był mój sztylet. Odwróciłam się w stronę Mike’a, żeby mu o tym powiedzieć. Skoro twierdził, że chce się ze mną zaprzyjaźnić, to powinien mi pomóc, nie? Ale kiedy tylko na niego spojrzałam wiedziałam, że nie będzie to potrzebne.
Mike właśnie przeszukiwał moją torebkę z chytrym uśmieszkiem. Trzymał w ręce moją pomadkę i rysował nią na szkiełkach moich słonecznych okularów tłuste serduszka.
- Oddawaj to! – wyrwałam mu torebkę z ręki – i okulary też, razem z moją pomadką! – chłopak wręczył mi moje rzeczy z miną skazańca.
Już miałam odetchnąć z ulgą, że nie dokopał się do sztyletu, kiedy usłyszałam uderzanie metalu o metal.
- Co ty robisz?! – Mike wystukiwał jakiś rytm na barierce przed nami moim sztyletem.
- Co ty trzymasz w torebce? – odpowiedział mi pytaniem na pytanie – Czy wszystkie dziewczyny noszą noże w torebkach?
- Nie, ty kretynie! Natychmiast oddaj mi mój sztylet! – Wychyliłam się w jego stronę, ale chłopak wyciągnął rękę za siebie tak, żebym nie mogła dosięgnąć mojej broni. Prawie odciął tym ruchem Oliver’owi ucho. Kaleka pisnął cicho i zaczął obgryzać długopis trzymany w ręce. Cóż, smacznego.
- A więc to sztylet! – Mike nadal uśmiechał się szeroko – Zawsze nosisz przy sobie broń?
Nie odpowiedziałam. Skupiłam się i wyobraziłam sobie, że Mike siedzi tyłem do mnie tak, że sztylet za jego plecami znajduje się tuż przede mną. Zabolała mnie głowa, ale zadziałało. To był mój pierwszy błąd, ale dowiedzieć się miałam o tym dopiero później. Teraz cieszyłam się z odzyskania swojej własności.
- Ale jak… - chłopaka zatkało. Za to jego przyjaciel wyglądał jakby spełniły się jego najgorsze przeczucia.
- Idziemy – zerknął na aulę pod nami, podążyłam za jego spojrzeniem zobaczyłam jak nasza nauczycielka od polskiego wstaje wpatrując się prosto w nas. Jej mina wyrażała bezgraniczną złość.
- Tak! – podniosłam torebkę i zaczęłam się przeciskać w stronę wyjścia wywołując u innych uczniów niemiłe pomrukiwania pod moim adresem. Odwróciłam się i zobaczyłam polonistkę kierującą się w stroną schodów. Kiedy przyjrzałam się jej bliżej zobaczyłam, że z pleców wystają jej czarne, nietoperzaste skrzydła – Mike! Idziemy! – złapałam go za rękę i ruszyłam za pędzącym Oliverem w stronę wyjścia.

***

Wszyscy troje wybiegliśmy z trybun i pognaliśmy do głównego holu. Dopadliśmy drzwi. Były zamknięte. Odwróciłam się zastanawiając się, czy jest inne wyjście. Z auli właśnie wychodziła nasza nauczycielka. Nadal miała czarne skrzydła. Coś mi mówiło, że nie otumanię jej tak łatwo jak Pana Złodzieja Torebek.
- Do kuchni! – wrzasnął Mike.
O, czyli on jednak ma mózg!” pomyślałam “Z kuchni jest wyjście na tyły szkoły!”. I biegliśmy dalej.
Drzwi do jadalni huknęły w ścianę. Żadne się nie obejrzało, kiedy usłyszeliśmy łopot skrzydeł. Byliśmy już przy wyjściu.
- Niech Fata sprawią, żeby te drzwi były otwarte! – Krzyknął w biegu Oliver.
Jakie fata? Nie zrozumiałam jego “modlitwy”, ale Fata chyba go nie lubiły, ponieważ drzwi były zamknięte.
- Znalazłam was! – okropny, skrzeczący głos wyrwał mnie z rozmyślań nad niesprawiedliwością tego świata – Od początku wiedziałam, że ty, Nicole, jesteś heroską, ale ty, Mike mnie zaskoczyłeś!
Odważyłam się spojrzeć na naszą panią od polskiego. Ubrana była, jak zawsze, w czarną skórzaną kurtkę, ale jej oczy błyszczały szaleństwem. Serce ścisnęło mi się ze strachu, stałam jak sparaliżowana, nie mogłam się ruszyć.
Owszem, widywałam już potwory. Nie wiedziałam jakim prawem istnieją, ale po paru atakach zaakceptowałam to. Ale czegoś tak strasznego jeszcze nigdy nie przeżyłam. Jej czarne oczy zdawały wwiercać się w moją duszę i czytać myśli. Gdzieś z tyłu dobiegło mnie wołanie Olivera, ale czas biegł jak zwolniony. Nie wiedziałam co do mnie krzyczy. Patrzyłam jak zaczarowana w potworzycę, która wyciągnęła w moją stronę rękę. Zamiast paznokci miała pazury. Machnęła nią, a czas znowu przyspieszył. W chwili, kiedy jej szpony znalazły się parę centymetrów od mojej twarzy, zamachnęłam się prawą ręką, w której ciągle trzymałam sztylet skonfiskowany Mike’owi. Chlasnęłam polonistkę po ręce odcinając ją na wysokości nadgarstka. Jak we śnie usłyszałam jej przeraźliwy krzyk. Powoli cała rozsypała się w szary proszek, który opadł na ziemię.

***

Drzwi otworzyły się z cichym kliknięciem, od razu jak tylko potworzyca rozwiała się w pył. Dzięki wam Fata! Kimkolwiek jesteście.
Wybiegliśmy ze szkoły. Nie goniła nas już żadna opętana nauczycielka zamieniona w potwora, ale Oliver jednym słowem zachęcił nas do dalszej ucieczki.
- Policja.
Tak... Nie umiałabym wytłumaczyć dlaczego zabiłam nauczycielkę od polskiego. Usiedliśmy na ławce przed parkiem, żeby odsapnąć i się zastanowić.
- A gdzie mamy uciec, żeby nas nie złapali? - oto mądre pytanie Mike'a, podziwiam jego spryt. Już miałam mu odpowiedzieć, że możemy na chwilę schować się u mnie w domu, kiedy odezwał się Oliver.
- Idziemy do parku. Tam jest fontanna, prawda? - nie wiem po co była mu potrzebna fontanna, ale wstał, podniósł kule i szybkim krokiem ruszył alejką w stronę parku. Na początku nie chciałam za nim iść, to co się działo było tak nierealne, że miałam ochotę wrócić do domu, położyć się spać i obudzić znowu tego samego dnia, tak jakby to wszystko się nie zdarzyło. Ale w końcu stwierdziłam, że należy ufać Oliver'owi i jego instynktowi, nawet jeżeli twierdzi, że w takiej sytuacji najważniejszą rzeczą jest fontanna.
Doszliśmy do parku i usiedliśmy na murku fontanny, tuż przy głowie lwa, która wystrzeliwała wodę w powietrze tworząc śliczną tęczę. Oliver grzebał nerwowo w kieszeniach mrucząc coś o jakichś drachmach. Całkiem mu odbiło...
- Pomyśl – odezwał się Mike, który wylegiwał się na murku mrużąc oczy przed słońcem – Gdyby nie ja, już byś nie żyła.
- A to niby dlaczego? - zapytałam.
- Miałaś sztylet w ręce, nie? A dlaczego? Bo mi go zabrałaś! Czyli gdybym nie ukradł ci torebki, prawdopodobnie bylibyśmy wszyscy już martwi – otworzył oczy i zerknął na mnie. Kiedy zobaczył moją minę szybko się zreflektował. – Oczywiście, ty też świetnie się spisałaś! No bo odcięłaś jej rękę, co ją zabiło... Zresztą to dziwne...
Postanowiłam nie odpowiadać. Nie jestem pewna, czy panowałabym nad tym co powiem. Westchnęłam tylko i już miałam przymknąć oczy i próbować się opalić, kiedy usłyszałam radosny okrzyk Olivera.
- Jest! Udało się! Bogini tęczy, przyjmij moją ofiarę i pokaż mi Chejrona w Obozie Herosów!
- Co się udało i dlaczego gadasz coś o jakichś wróżkach? - kolejne mądre pytanie Pana Złodzieja Torebek, który właśnie wstał i się przeciągał, miał przy tym zamknięte oczy i nie zauważył tego co ja.
Mianowicie, tam gdzie była tęcza wywoływana przez lwa, w powietrzu unosił się obraz werandy jakiegoś wiejskiego domu, na której, przy stoliku, siedziało dwóch facetów. Jeden wyglądał na spitego. Miał czerwony nos i trochę rozmazane spojrzenie. Do tego ubrany był w okropną koszulę. Nikt trzeźwy nie założyłby czegoś tak brzydkiego. Drugi miał siwą brodę i siedział na wózku, “kamera” była wyśrodkowana na niego.
- Chejronie! Panie De! - krzyknął Oliver.
Facet na wózku podniósł głową znad kart do gry, chyba grali w remika. Mężczyzna, który wyglądał na pijaka spojrzał pytająco na Olivera, potem na mnie, a następnie z Mike'a, który właśnie go zauważył i wytrzeszczał oczy w zdumieniu. Do tej pory nie wiem, czy z powodu magicznego pojawienia się obrazu w powietrzu, czy dlatego, że nie mógł sobie wyobrazić kogoś aż tak szkaradnie ubranego. Mężczyzna zatrzymał na mnie dłużej wzrok i odezwał się tymi słowy:
- Witaj Oliverze. Masz tutaj jak widzę tych herosów, o których mówiłeś. Dlaczego do mnie iryfonujesz? Mam ważną partyjkę remika. Nie odpowiada mi teraz rozmowa z satyrem, a zwłaszcza z takim, który jest tylko Młodszym Opiekunem.
- Ależ Panie D. - odezwał się Oliver Tylko Młodszy Opiekun smutnym głosem. Teraz zauważyłam, że ten facet pewnie nie ma na nazwisko “De” tylko, że Oliver mówi skrótem. Ale o co chodziło z tym satyrem? Coś mi mówiło, że satyrowie, to pół ludzie, a pół kozły. Jakoś nie chciało mi się wierzyć, że Oliver jest satyrem. – Goniła nas Erynia! Musimy się jak najszybciej dostać do obozu! Chejronie! - zwrócił się do gościa na wózku – Czy może pan wysłać kogoś po nas? Ona – wskazał na mnie – ma potężną moc. Boję się, że znajdą nas jeszcze inne potwory.
- Dobrze – powiedział facet do którego się zwrócił, najwyraźniej to on nazywał się Chejron. – Przyślę tutaj kogoś na rydwanie...
- Nie ma czasu! Zaraz może nas złapać policja! - Oliver był przerażony chyba bardziej niż ja. – Musisz znaleźć jakiś szybszy sposób!
- Hmm... - Chejron się zastanowił. – Mogę poprosić, żeby ktoś sprawdził, czy Nico jest w obozie... Jeżeli tak, to może się zgodzi przenieść was cieniem...
Nasz “satyr” miał minę, jakby był koniec świata i mógł się zgodzić na każdą straszną rzecz. Coś czułam, że Oliver boi się tego Nico, kimkolwiek on był.
Chejron machnął ręką przez “ekran” i obraz zniknął.

***

Oliver powiedział, że za chwilę powinien pojawić się Nico (nadal nie wiedziałam kto to jest) i nas zabrać do Obozu Herosów. A potem wytłumaczył nam o co w tym wszystkim chodzi. Skoro to czytacie, to wiecie czym jest rzeczony Obóz, kim są satyrowie, Chejron i Pan D. Wiecie, że jesteśmy dziećmi greckich bogów, a jeżeli nie, to teraz już tak. Z tego co słyszałam później w Obozie wynika, że zareagowałam na całą prawdę niezwykle spokojnie. Prawie od razu zaakceptowałam fakt, że jestem półboginią. Chyba pomogły mi w tym wcześniejsze wypadki. Satyr powiedział, że Mike jest prawdopodobnie synem Hermesa.
- A dlaczego tak myślisz? - zapytałam zła, że nie wie kto jest moją matką.
- Hermes jest bogiem złodziei, prawda? - zapytał i uśmiechnął się szeroko.
- No to by się zgadzało, złodzieju – spojrzałam na Mike'a morderczym wzrokiem, ale on nic sobie z tego nie rozbił. Znowu położył się na murku i wystawiał twarz do słońca.
Już miałam zabrać się za dalsze wyrzucanie Mike'owi kradzieży mojej torebki, kiedy cień w drzewie na przciw mnie pociemniał jeszcze bardziej i sekundę później pod drzewem stał jakiś chłopak.
- Nico! - Oliver wstał i podszedł do chłopaka.
- Hej - odezwał się Nico i podał mu rękę.
Przyjrzałam mu się bliżej. Chłopak był prawie tak blady jak ja, miał ciemne oczy i rozczochrane czarne włosy, jakby dopiero co wylazł z łóżka. Na palcu miał srebrny pierścień z trupią czaszką, a na koszulce też straszyły czaszki i piszczele. U jego boku wisiał wielki czarny miecz. Gybym spotkała kogoś takiego w ciemnym zaułku nie dawałabym sobie szansy na przeżycie. Nie dziwiłam się, że satyr sie go bał.
- Wytłumaczyłeś im wszystko? - zapytał, a Oliver odpowiedział mu nieznacznym skinieniem głowy – Jestem Nico di Angelo, syn Hadesa, a wy? - zwrócił się do nas.
- Ja jestem Mike Steavenson, prawdopodobnie syn Hermesa. Miło mi poznać. A to jest...
- Dzięki, ale umiem mówić – przerwałam mu – Jestem Nicole Springfield i nie mam pojęcia kto może być moim boskim rodzicem, ale wiem, że jakaś bogini, bo mam ojca.
- Okej. To się zbieramy – Nico westchnął – musicie złapać się za ręce. Przenosimy się cieniem. Poza tym może być trochę nieprzyjemnie... I lepiej zamknijcie oczy.
Posłusznie złapałam go i Mike'a za ręce. Mike złapał Olivera. Dziwnie się czułam stojąc w parku i trzymając za ręce dwóch chłopaków, a do tego jednego z nich widziałam pierwszy raz w życiu, ale chyba nie miałam wyboru, nie chciałam bliżej poznawać się z mieczem Nico.
- Trzy, dwa, jeden, zero! - Nico nie podniósł głosu, ale krzyknął. Dopiero później zdałam sobie sprawę, że to co brałam za jego krzyk, to w rzeczywistości jakieś straszliwe ryki.
Nadal miałam zamknięte oczy, ale ogarnęło mnie przeczucie, że wokoło jest zupełnie ciemno. Zdawaliśmy się pędzić tak szybko, że skóra niemal mi złaziła z twarzy, ale powstrzymałam się od puszczenia ręki mrocznego chłopaka.
Nie wiem jak długo to trwało, ale poczułam ulgę, kiedy ustało. Było mi niedobrze, kręciło mi się w głowie i byłam strasznie zmęczona. Padłam na trawę nie otwierając oczu.

***

Jak się pewnie domyślacie obudziałam się w Obozie Herosów, gdzie teraz się znajduję. Leżę w szpitalu i na prośbę Chejrona, który okazał sie być centaurem, co mnie nieomal przyprawiło o zawał, piszę swoją historię. Ponoć ma trafić do jakiegoś archiwum, aby dzieje nas, herosów nie zaginęły razem z nami.

Nicole Springfield



Drodzy Czytelnicy,

Aby zaspokoić Waszą ciekawość dodam kilka słów od siebie. Historia opisana powyżej jest szczerą prawdą, pokrywa się z relacjami satyra Olivera i herosa, syna Hermesa, Mike'a Steavenson'a. Działo się to tuż przed wydażeniami opisanymi przez starszego skrybę Obozu Herosów, Ricka Riordana w książce pod tytułem “Ostatni Olimpijczyk”.
Nicole spędziła jeszcze dwa dni w szpitalu. Pierwszego dnia po jego opuszczeniu, została uznana za córkę Hekate, bogini magii. Po wielu kłótniach i jednym ataku patelnią pogodziła się z Mike'em. Są teraz szczęśliwą parą. Oboje przeżyli po dwie wspólne misje i żyją do dziś.



Chejron, kierownik Obozu Herosów

30 komentarzy:

  1. Ave Spite! kocham!
    To jest świetne! też nie lubię swojej nauczycielki od polskiego.
    Nicole kojarzy mi się trochę z moją BFF-ze względu na imię i charakter.
    Mike mój brat :) Jej!
    Czy wszystkie dzieci Hermesa kradną? nie jestem jedyna :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Opowiadanko jest świetne! Dawno się tak nie uśmiałam jak przy czytaniu tego.
    Dzieci Hermesa rządzą, haha. :D
    Życzę duuuuuuuużo weny i czekam na rozdział. <3
    A co do nauczycielek polskiego... Kobitka, która mnie uczy, była już na emeryturze ale wróciła "bo nie miała co robić w domu". I od początku tego roku znoszę jej humorki.
    Ale co jak co, mam nadzieję, że twoja choć trochę jest lepsza od mojej, haha. ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      Wątpię, żeby Twoja była gorsza od mojej... :D Ale możemy założyć, że są siebie warte ;P

      Usuń
  3. Jeden atak patelnią!!! Moje techniki!!! Świetne!
    Super wyszło, pracuję nad moim rozdziałem! Trzeba siedzieć do 1 i się napisze przy pomocy Apolla i Kaliope. Czekam na kolejne wpisy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisałam!!! Kolejny rozdzialik czeka na czytelników!

      Usuń
  4. Hhahaahaha nie lubisz swojej polonistki? Moją wychowawczynia jest polonistka, ale ją raczej lubie :D
    Oneshot świetny, zarąbisty no cóż nic dodac nic ujać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. btw zapraszam na nowy rozdział do mnie http://69-igrzyska-glodowe.blogspot.com/2014/04/rozdzia-5.html

      Usuń
  5. Ojej! Zajrzałam tu do ciebie, myśląc, że i tak nic nie będzie. A tu proszę! I to jeszcze z dedykacją dla mnie! To cudowne! Jejku, nie mogę się otrząsnąć.

    Dobra skończyłam się rozczulać to teraz o one-shot'cie. Naprawde fajny. Podoba mi się, chociaż ewidentnie wolę Spite, ale no co tam. No to ten tego...napisane fajnie, jak zwykle wielbię ciebie, czekam na kolejny rozdział twojego opowiadania i bardzo się cieszę, że Cię zmotywowałam.

    Kolejny rozdzialik-pisz, pisz, pisz. Już nie mogę się doczekać.

    ~~Wielka fanka Heroski Spite.♥♡♥♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super. Inteligentna ja się pomyliłam w podpisie zamiast "ogromna" napisałam "wielk" no ale to nic. To dalej ta sama ja. XD. No ja będę się pewnie często tak mylić. XD.

      Usuń
  6. Dodałam rozdział na blogu :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Sprajcie, Pani od polskiego z waszej klasy, nie byłaby zadowolona, już sobie wyobrażam, jak one (ona i jej wielorybia tusza) próbują się przedostać do jakiegoś biednego nie-herosa, przez całą klasę, idzie jej to oczywiście mozolnie, nie mówiąc o tym, że jej raczkowanie, przypomina toczenie i kiedy dopada już do biedaka, wstaje nasza Ana, nie wytrzymuje presji i w porywie heroizmu prosi panią, by oszczędziła biedaka (przyjmijmy, że to ciapowata Anastazja, tak on), lecz polonistka ma w zamiarze zjeść młodzieńca, który zapadł się w sobie, wyczekując nieuchronnej śmierci i wtedy wpadasz ty - z patelnią w ręką, zdzielasz panią po głowie, ona z paskudnym rykiem odwraca swoją głowę (notabene walniecie patelnią nie poprawia stanu jej... ekhem jeśli to coś można nazwać urodą), wtedy wchodzę ja (oczywiście z zapałkami i dezodorantem, czyli harcersko-domowo-szkolnym miotaczem ognia) i podpiekam ją niczym żeberka na grillu (tutaj przydaje się twoja patelnia i oczywiście nasze scyzoryki, zawsze z nami), wtedy nagle (żeby były tam wszystkie osoby, które lubię) wchodzi Witek (szerzej znany ekzektom, jako gekono-wilk) i heroicznie popycha potwora, który próbuje zaatakować jego ukochaną Klarę (tak, Klarę, dobrze widziałam jak wpatrywała się w niego w kinie) na ścianę, gdzie my, nie mogąc dać potworowi szansy na ocalenie, spopiekamy i szachtujemy go do końca, zabijając przy tym gekono-wilka no i oczywiście Klarkson (klakson) po stracie ukochanego, rzuca się w otchłanie hadesu (czyli nasz desant grillowo-miotaczo-ogniowo-scyzorykowo-patelniowy), nie możemy jej powstrzymać, potwór wybucha zabijając przytulonego W i Klarę, zmiotając z powierzchni ziemii i ich :'( *chlip*. Kiedy opada kurz walki i falii po polonistko-atomowo-potworowej (miejmy nadzieję, że zmiótł Zuzię i Anię) Matysia ocierając się z kurzu, z podniesioną pięścią do nieba krzyczy...

    "JESTEŚMY REBELAMI!!!"
    .
    .
    .
    Taka moja historyjka, a propos łan-szociku

    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękna!
      I jakże dobrze oddaje sytuację w naszej (i Twojej) klasie :D
      A pani od polaka to wieloryb :D
      tak... REBELE!!! ;P

      Usuń
    2. Moja klasa jest do dupy :/
      Ojojoj sprajcie, ty mój ;)

      Usuń
  8. No, co prawda nasza polonistka nie ma szponów, ale ma inne,zdecydowanie, chmm obfitsze atrybuty. Nie wiem jak ciebie, ale mnie to czasem przygniata. 0_0 P.S czy jeśli załatwię ci sztylet utniesz jej kończynę??? Mi tam wisi którą, możesz sobie wybrać. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zabiję Cię za to "przygniata"! ;P
      Spoko nie ma sprawy! Mogę jej poobcinać wszystko! Szczególnie głowę, myślę, że wtedy musieliby znaleźć nam nową polonistkę. Może nie darłaby się tak na nas jak pani.... nazwijmy ją L., ok?:D

      Usuń
    2. Hej! Zaproście mnie na tą jatkę :D

      Usuń
  9. A w ogóle, to szczególnie obraził mnie ten kretyn co sądzi, że dziewczyny nie noszą noży w torebkach, zaraz wyślę ci wiadomość z moim mottem życiowym które to neguje

    OdpowiedzUsuń
  10. OMZ! Odkryłam twój blog niedawno, ale uważam, że jest świetny!
    Wciągająca fabuła, dużo akcji, fajni bohaterowie... bosko ;3
    Czekam niecierpliwie na next rozdział i nie przestawaj pisać ;*
    Pozdrawiam i weny <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Genialne!
    A ja lubię swojego polonistę. Ciekawy człowiek, przypomina mi mojego dziadka ;)
    Piszesz naprawdę bosko, czekam na kolejny wpis... jakikolwiek, bo i tak są genialne :)
    Sophie

    P.S.
    Zapraszam na rozdział 3.
    wilcza-noc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. bardzo ciekawe opowiadanie. :)
    wpadłam tu przypadkowo i chwilowo, ale chyba zostanę na dłużej. :)
    zaraz lecę czytać resztę ;)

    ucieczkawmarzenia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. sorka ze tak pozno pisze komentarz, ale wczesniej przeczytalam. nie mialam po prostu czasu... ;'( no a opowiadanie jest po prostu SWIETNE! a piosenka light em up tez SWIETNA :)

    OdpowiedzUsuń
  14. NICE!!
    Naprawdę, dobra robota! Dobrze się to czyta, jest spójne i co najważniejsze: jest zabawne :3

    OdpowiedzUsuń
  15. moge sie tak gigantycznie spoznic? ale to jest tak genialne ze nie moglam sie powstrzymac.
    one shoot jest cudny *.*
    swietnie wszytko opisalas. i jeszcze ta dopiska na koncu. ah ta patelnia. zawsze polaczy ludzi.
    zadam tylko male pytanie i lece czytac dalej. skoro oni byli w ameryce itd to czemu mieli polonistke?
    weny
    Laciata <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możesz, możesz...
      Patelnia zawsze pomocna, albo, jak w moim przypadku - zrzucanie ludzi z rozpędzonych... yyy... wielkich kółek, jak dla chomików...? To chyba było coś takiego...
      A polonistka powinna być anglistką, tak naprawdę, ale stwierdziłam, że wiele osób poczuje satysfakcję z zabicia polonistki :)

      Pozdrawiam,
      Spite

      Usuń

Zwracam się do wszystkich, którzy czytają tego bloga!!! Informuję, że dochód z każdego pozostawionego komentarza idzie na cele dobroczynne mające na uwadze dobro Dzikiej Przyrody, jako, że wielki bóg Pan naprawdę nie żyje!!!

Z wyrazami uszanowania,
Grover Underwood, Władca Dzikiej Przyrody