niedziela, 9 marca 2014

Rozdział I

Na imię mam Spite* (jeżeli uważasz to za istotne mam 13 lat) , i szczerze mówiąc uważam, że to imię do mnie pasuje. Od szóstego roku życia mieszkam w rodzinie zastępczej i... Wróć! Nie w jednej rodzinie zastępczej, to od której zacznę była moją ósmą „rodziną”. Nie będę próbowała Ci tłumaczyć dlaczego było ich tak dużo, zrozumiesz, lub nie, kiedy dowiesz się o mnie więcej. Zacznę od opisu mojego ostatniego dnia w, jak już wspomniałam, ósmej rodzinie.
-Spite! Zejdź na dół! Nie obrażaj się na mnie! - usłyszałam głos mojej „nowej” matki – Wiem, że mnie słyszysz!
Ociągając się wstałam z „mojego” łóżka.
- Idę już! - Odkrzyknęłam i popędziłam do kuchni.
Stała przy zlewie i patrzyła na mnie z wymuszonym „przepraszającym” uśmiechem.
- Wiem, że masz prawo być na mnie zła za wczoraj – zaczęła – Nie powinnam była na ciebie krzyczeć. Musisz wiedzieć, że zwykle się tak nie zachowuję, nie wiem co we mnie wstąpiło, ale przepraszam.
Miałam ochotę powiedzieć jej, że wszyscy zawsze na mnie krzyczą i kłócą się ze mną, ale pewnie powiedziałaby, że wyolbrzymiam sprawę.
- Spoko – powiedziałam i spuściłam głowę – ja też nie powinnam mówić takich rzeczy. Nie chciałam, żeby to tak się skończyło, po prostu miałam trudny dzień i byłam przemęczona – jeśli chcesz wiedzieć to pokłóciłam się z nią o to, że zawsze wypytuje mnie o to co czuję i myślę, a możesz mi wierzyć, że nie jestem osobą, która lubi takie rozmowy.
  • Myślałam nad tym i doszłam do wniosku, że jesteś za bardzo zamknięta w sobie.
No nie! Myślałam, że po tym jak zamknęłam się w pokoju i odmawiałam zjedzenia kolacji daruje sobie kontynuowanie tej rozmowy. Ale nie! Ona musiała, jak zawsze, drążyć temat. Czułam jak ogarnia mnie znajoma fale niepohamowanej złości, jakby jakiś grecki bóg walnął mnie mieczem po głowie.
  • Na portki Hadesa! - krzyknęłam – Czy ty nigdy nie dasz mi spokoju?! Czy ja proszę o zbyt wiele?! - jak pewnie zauważyłeś (lub -aś) mam bzika za punkcie mitologii. W szkole zawsze miałam z tego najlepsze stopnie, nie potrafiłam tego wytłumaczyć, ale męczyło mnie przeczucie, że znałam bogów greckich zanim zaczęłam się o nich uczyć.
  • Bez takich moja panno! To jest jednak mój dom i masz się do mnie wyrażać z szacunkiem! Jesteś niewdzięczna! Przygarnęłam cię, choć inni mnie przed tobą ostrzegali! I jak ty mi się odpłacasz!
Tego już nie wytrzymałam. Pobiegłam do „swojego” pokoju i zaczęłam wrzucać do mojego plecaka, moje ubrania i inne moje rzeczy. Może wytłumaczę o co chodzi z ty „moje” i moje.
Moje” oznacza – należące do jakiejś rodziny zastępczej, a moje to rzeczy kupione za pieniądze które dostawałam od państwa lub jeszcze te pieniądze które zostały po moim tacie.
Gdy skończyłam się pakować spojrzałam w lustro i od razu tego pożałowałam. Zobaczyłam wściekłą dziewczynę ze łzami w czarnych oczach i zaciśniętymi ze złości ustami. Czarne, nastroszone i nie sięgające ramion włosy wyglądały jakby osoba je posiadająca była pankówą (gdybyś się nie ogarnął/ęła chodzi mi o mnie), oczywiście nie twierdzę, że tak jest. Na sobie miałam moje ulubione czarne jeansy, czerwony T-Shirt i skórzaną kurtkę. Nie lubiłam patrzeć w lustro.
W każdym razie po popatrzeniu w lustro na moją naburmuszoną minę, wyskoczyłam przez okno (nie martw się, parter). Pobiegłam przed siebie.

*Spite - dokuczliwość

***

O tym co wydarzyło się później jest mi strasznie trudno pisać, więc proszę, wybacz. Biegłam ulicą myśląc: „Byle przed siebie. Byle jak najdalej od tego cholernego domu.”. Biegnąc dalej skręciłam do parku i o mały włos nie zeszłam na zawał! Pośrodku alejki pojawił się najmroczniejszy i najpiękniejszy chłopak jakiego kiedykolwiek spotkałam. Miał czarne krótkie włosy, bladą cerę, niesamowicie czarne oczy i czarną skórzaną kurtkę. Niestety nie byłam już w stanie wyhamować. Wpadłam na niego z głośnym: ŁUP!
  • Vlacas! - krzyknął, a ja zrozumiałam, że jest to greckie przekleństwo (proszę, nie pytaj skąd ja to wiem) – Nie można już korzystać z podróży cieniem, bez wpadania na kogoś?!
Odsunęłam się przestraszona. Podróż cieniem? O co mu chodzi?
  • Wybacz! Nie chciałem cię przestraszyć! Nie złość się na mnie! Mam dość tego, że wszyscy się mnie boją – ze złością kopnął kamień, który poleciał pięćdziesiąt metrów i wrył się w ziemię. - Nic ci nie jest?
  • Niee... - odparłam, gapiąc się na niego, ale szybko się zreflektowałam – Prócz tego, że wydzierają się na mnie obcy wariaci!
  • Jeszcze raz przepraszam – mruknął i zaczerwienił się – Naprawdę nie wiedziałem, że o tej porze ktoś może tu być. - zmarszczył czoło – A właściwie co ty tu robisz o tej godzinie?
Dziwne, ale poczułam chęć powiedzenia mu o wszystkim co się stało. Wiem, to nieodpowiedzialne, ale w paru zdaniach wyrzuciłam z siebie historię paru ostatnich minut, włącznie z kłótnią z „matką”.Nie powiedziałam mu tylko, że nie była to moja prawdziwa rodzina. Nie ma się czym chwalić.
Chłopak patrzył na mnie dziwnie, po czym ni stąd, ni z zowąd, roześmiał się perlistym śmiechem, nie pasującym do jego „mrocznego” stylu.
  • Ale musiałaś się przestraszyć, że mi to opowiedziałaś! Wiesz... - spoważniał – Obawiam się, że to ciebie szukałem. - nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, dodał szybko – Nic nie mów! Daj mi wytłumaczyć! - to jeszcze dziwniejsze, ale posłuchałam go, miał w sobie coś z przywódcy, który nie znosi sprzeciwu – Wiem, że to będzie dla ciebie szok, ale... - zawahał się, po czym szybko, jakby był maszyną, powiedział – Jesteś dzieckiem półkrwi, tak jak ja, jedno z twoich rodziców jest, lub było, wybacz mi nietakt, śmiertelnikiem, drugie olimpijczykiem, bogiem. Zaprowadzę cię do jedynego bezpiecznego miejsca dla dzieci takich jak my. Do obozu herosów.

***

Możesz sobie tylko wyobrazić jak się czułam. Dla przypomnienia: wpadłam na super chłopaka, który najpierw się ze mnie śmiał, a potem oświadczył ze śmiertelną powagą, że jestem półboginią i, że gdzieś mnie zabiera, przysięgam, że nigdy w życiu go nie widziałam, mażesz mi wierzyć, zapamiętałabym kogoś takiego.
  • Yyy... ale... - wiem, nie zaświeciłam mądrością.
  • Uff... Zrozumiałaś? Przyszedłem, żeby zabrać cię do obozu - powiedział jakby to tłumaczyło wszystko – Halo? Żyjesz? Jak masz na imię?
  • Żyję, Spite. – wykrztusiłam.
  • Hmm... Ciekawie... Ja jestem Nico di Angelo. Z obozu herosów.
  • Mógłbyś mi, z łaski swojej, wytłumaczyć co to takiego?
Wytłumaczył mi. Zrozumiałam tyle, że mam tam iść z nim i, że nic mi nie grozi, pod warunkiem, że zabierzemy się stąd teraz, oraz, że czeka tam na mnie moja nowa rodzina, co mi się nie spodobało, ponieważ z takowymi miałam duże doświadczenie.
-- Możesz mi wierzyć. -- zakończył – Tylko podaj mi rękę.

Wiem, wiem, wiem. To już zakrawało o szaleństwo, (moje własne) ale podałam mu rękę. Dłoń miał zdumiewająco zimną, jakby trzymał ją w lodówce. Od razu tego pożałowałam. Świat wokół mnie zawirował i już nic nie widziałam. Słyszałam za to różne podejrzane dźwięki, przypominające przeciągłe wycie, a najstraszniejsze było poczucie strasznej prędkości. „Jakbym spadała do Tartaru” pomyślałam, choć muszę przyznać, że nie wiem skąd mi się ten „Tartar” wziął. Potem wszystko ucichło, tak nagle jak się zaczęło. Otwarłam oczy, które same mi się zamknęły podczas podróży, i zobaczyłam, że stoję (Tak! Nie upadłam!) pod jakąś sosną na szczycie wzgórza. W dolinie widziałam farmę (Wielki Niebieski dom) , pola i z tuzin różnych domków ustawionych w podkowę. A potem zemdlałam. Ostatnią rzeczą jaką zobaczyłam był mężczyzna na białym koniu. Obraz musiał mi się już zamazywać, ponieważ wydało mi się, że mężczyzna wyrasta z konia.

3 komentarze:

  1. Bardzo ciekawie się zaczyna. Ja też mam bzika na punkcie mitologii,szczególnie norweskiej. Pomysł z półboginią jest naprawdę świetny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne, super genialne.
    Naprawdę uwielbiam Nica, a dobrych blogów z nim jest jak na lekarstwo.
    Zabieram sie za czytanie następnych rozdziałów

    OdpowiedzUsuń

Zwracam się do wszystkich, którzy czytają tego bloga!!! Informuję, że dochód z każdego pozostawionego komentarza idzie na cele dobroczynne mające na uwadze dobro Dzikiej Przyrody, jako, że wielki bóg Pan naprawdę nie żyje!!!

Z wyrazami uszanowania,
Grover Underwood, Władca Dzikiej Przyrody