Na
imię mam Spite* (jeżeli uważasz to za istotne mam 13 lat) , i
szczerze mówiąc uważam, że to imię do mnie pasuje. Od szóstego
roku życia mieszkam w rodzinie zastępczej i... Wróć! Nie w jednej
rodzinie zastępczej, to od której zacznę była moją ósmą
„rodziną”. Nie będę próbowała Ci tłumaczyć dlaczego było
ich tak dużo, zrozumiesz, lub nie, kiedy dowiesz się o mnie więcej.
Zacznę od opisu mojego ostatniego dnia w, jak już wspomniałam,
ósmej rodzinie.
-Spite!
Zejdź na dół! Nie obrażaj się na mnie! - usłyszałam głos
mojej „nowej” matki – Wiem, że mnie słyszysz!
Ociągając
się wstałam z „mojego” łóżka.
-
Idę już! - Odkrzyknęłam i popędziłam do kuchni.
Stała
przy zlewie i patrzyła na mnie z wymuszonym „przepraszającym”
uśmiechem.
-
Wiem, że masz prawo być na mnie zła za wczoraj – zaczęła –
Nie powinnam była na ciebie krzyczeć. Musisz wiedzieć, że zwykle
się tak nie zachowuję, nie wiem co we mnie wstąpiło, ale
przepraszam.
Miałam
ochotę powiedzieć jej, że wszyscy zawsze na mnie krzyczą i kłócą
się ze mną, ale pewnie powiedziałaby, że wyolbrzymiam sprawę.
-
Spoko – powiedziałam i spuściłam głowę – ja też nie
powinnam mówić takich rzeczy. Nie chciałam, żeby to tak się
skończyło, po prostu miałam trudny dzień i byłam przemęczona –
jeśli chcesz wiedzieć to pokłóciłam się z nią o to, że zawsze
wypytuje mnie o to co czuję i myślę, a możesz mi wierzyć, że
nie jestem osobą, która lubi takie rozmowy.
- Myślałam nad tym i doszłam do wniosku, że jesteś za bardzo zamknięta w sobie.
No
nie! Myślałam, że po tym jak zamknęłam się w pokoju i
odmawiałam zjedzenia kolacji daruje sobie kontynuowanie tej rozmowy.
Ale nie! Ona musiała, jak zawsze, drążyć temat. Czułam jak
ogarnia mnie znajoma fale niepohamowanej złości, jakby jakiś
grecki bóg walnął mnie mieczem po głowie.
- Na portki Hadesa! - krzyknęłam – Czy ty nigdy nie dasz mi spokoju?! Czy ja proszę o zbyt wiele?! - jak pewnie zauważyłeś (lub -aś) mam bzika za punkcie mitologii. W szkole zawsze miałam z tego najlepsze stopnie, nie potrafiłam tego wytłumaczyć, ale męczyło mnie przeczucie, że znałam bogów greckich zanim zaczęłam się o nich uczyć.
- Bez takich moja panno! To jest jednak mój dom i masz się do mnie wyrażać z szacunkiem! Jesteś niewdzięczna! Przygarnęłam cię, choć inni mnie przed tobą ostrzegali! I jak ty mi się odpłacasz!
Tego
już nie wytrzymałam. Pobiegłam do „swojego” pokoju i zaczęłam
wrzucać do mojego plecaka, moje ubrania i inne moje rzeczy. Może
wytłumaczę o co chodzi z ty „moje” i moje.
„Moje”
oznacza – należące do jakiejś rodziny zastępczej, a moje to
rzeczy kupione za pieniądze które dostawałam od państwa lub
jeszcze te pieniądze które zostały po moim tacie.
Gdy
skończyłam się pakować spojrzałam w lustro i od razu tego
pożałowałam. Zobaczyłam wściekłą dziewczynę ze łzami w
czarnych oczach i zaciśniętymi ze złości ustami. Czarne,
nastroszone i nie sięgające ramion włosy wyglądały jakby osoba
je posiadająca była pankówą (gdybyś się nie ogarnął/ęła
chodzi mi o mnie), oczywiście nie twierdzę, że tak jest. Na sobie
miałam moje ulubione czarne jeansy, czerwony T-Shirt i skórzaną
kurtkę. Nie lubiłam patrzeć w lustro.
W
każdym razie po popatrzeniu w lustro na moją naburmuszoną minę,
wyskoczyłam przez okno (nie martw się, parter). Pobiegłam przed
siebie.
*Spite
- dokuczliwość
***
O
tym co wydarzyło się później jest mi strasznie trudno pisać,
więc proszę, wybacz. Biegłam ulicą myśląc: „Byle przed
siebie. Byle jak najdalej od tego cholernego domu.”. Biegnąc dalej
skręciłam do parku i o mały włos nie zeszłam na zawał! Pośrodku
alejki pojawił się najmroczniejszy i najpiękniejszy chłopak
jakiego kiedykolwiek spotkałam. Miał czarne krótkie włosy, bladą
cerę, niesamowicie czarne oczy i czarną skórzaną kurtkę.
Niestety nie byłam już w stanie wyhamować. Wpadłam na niego z
głośnym: ŁUP!
- Vlacas! - krzyknął, a ja zrozumiałam, że jest to greckie przekleństwo (proszę, nie pytaj skąd ja to wiem) – Nie można już korzystać z podróży cieniem, bez wpadania na kogoś?!
Odsunęłam
się przestraszona. Podróż cieniem? O
co mu chodzi?
- Wybacz! Nie chciałem cię przestraszyć! Nie złość się na mnie! Mam dość tego, że wszyscy się mnie boją – ze złością kopnął kamień, który poleciał pięćdziesiąt metrów i wrył się w ziemię. - Nic ci nie jest?
- Niee... - odparłam, gapiąc się na niego, ale szybko się zreflektowałam – Prócz tego, że wydzierają się na mnie obcy wariaci!
- Jeszcze raz przepraszam – mruknął i zaczerwienił się – Naprawdę nie wiedziałem, że o tej porze ktoś może tu być. - zmarszczył czoło – A właściwie co ty tu robisz o tej godzinie?
Dziwne,
ale poczułam chęć powiedzenia mu o wszystkim co się stało. Wiem,
to nieodpowiedzialne, ale w paru zdaniach wyrzuciłam z siebie
historię paru ostatnich minut, włącznie z kłótnią z „matką”.Nie
powiedziałam mu tylko, że nie
była to moja prawdziwa rodzina. Nie ma się czym chwalić.
Chłopak
patrzył na mnie dziwnie, po czym ni stąd, ni z zowąd, roześmiał
się perlistym śmiechem, nie pasującym do jego „mrocznego”
stylu.
- Ale musiałaś się przestraszyć, że mi to opowiedziałaś! Wiesz... - spoważniał – Obawiam się, że to ciebie szukałem. - nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, dodał szybko – Nic nie mów! Daj mi wytłumaczyć! - to jeszcze dziwniejsze, ale posłuchałam go, miał w sobie coś z przywódcy, który nie znosi sprzeciwu – Wiem, że to będzie dla ciebie szok, ale... - zawahał się, po czym szybko, jakby był maszyną, powiedział – Jesteś dzieckiem półkrwi, tak jak ja, jedno z twoich rodziców jest, lub było, wybacz mi nietakt, śmiertelnikiem, drugie olimpijczykiem, bogiem. Zaprowadzę cię do jedynego bezpiecznego miejsca dla dzieci takich jak my. Do obozu herosów.
***
Możesz
sobie tylko wyobrazić jak się czułam. Dla przypomnienia: wpadłam
na super chłopaka, który najpierw się ze mnie śmiał, a potem
oświadczył ze śmiertelną powagą, że jestem półboginią i, że
gdzieś mnie zabiera, przysięgam, że nigdy w życiu go nie
widziałam, mażesz mi wierzyć, zapamiętałabym kogoś takiego.
- Yyy... ale... - wiem, nie zaświeciłam mądrością.
- Uff... Zrozumiałaś? Przyszedłem, żeby zabrać cię do obozu - powiedział jakby to tłumaczyło wszystko – Halo? Żyjesz? Jak masz na imię?
- Żyję, Spite. – wykrztusiłam.
- Hmm... Ciekawie... Ja jestem Nico di Angelo. Z obozu herosów.
- Mógłbyś mi, z łaski swojej, wytłumaczyć co to takiego?
Wytłumaczył
mi. Zrozumiałam tyle, że mam tam iść z nim i, że nic mi nie
grozi, pod warunkiem, że zabierzemy się stąd teraz,
oraz, że czeka tam na mnie moja
nowa rodzina, co mi się nie spodobało, ponieważ z takowymi miałam
duże doświadczenie.
--
Możesz mi wierzyć. -- zakończył – Tylko podaj mi rękę.
Wiem,
wiem, wiem. To już zakrawało o szaleństwo, (moje własne) ale
podałam mu rękę. Dłoń miał zdumiewająco zimną, jakby trzymał
ją w lodówce. Od razu tego pożałowałam. Świat wokół mnie
zawirował i już nic nie widziałam. Słyszałam za to różne
podejrzane dźwięki, przypominające przeciągłe wycie, a
najstraszniejsze było poczucie strasznej prędkości. „Jakbym
spadała do Tartaru” pomyślałam,
choć muszę przyznać, że nie wiem skąd mi się ten „Tartar”
wziął. Potem
wszystko ucichło, tak nagle jak się zaczęło. Otwarłam oczy,
które same mi się zamknęły podczas podróży, i zobaczyłam, że
stoję (Tak! Nie upadłam!) pod
jakąś sosną na szczycie wzgórza. W dolinie widziałam farmę
(Wielki Niebieski dom)
, pola i z tuzin różnych domków ustawionych w podkowę. A potem
zemdlałam. Ostatnią rzeczą jaką zobaczyłam był mężczyzna na
białym koniu. Obraz musiał mi się już zamazywać, ponieważ
wydało mi się, że mężczyzna wyrasta
z konia.
Bardzo ciekawie się zaczyna. Ja też mam bzika na punkcie mitologii,szczególnie norweskiej. Pomysł z półboginią jest naprawdę świetny.
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńGenialne, super genialne.
OdpowiedzUsuńNaprawdę uwielbiam Nica, a dobrych blogów z nim jest jak na lekarstwo.
Zabieram sie za czytanie następnych rozdziałów