Musisz
się przygotować, Spite Altercation
Głos
nabierał na sile, robił się coraz głośniejszy, kiedy wymawiał
moje nazwisko był już tak głośny, że krzyknęłam i złapałam
się za głowę z bólu. Oczywiście nie uszło to uwadze wszystkich
obozowiczów. Głośne szepty, które nastały w chwili, kiedy Rachel
skończyła przepowiednię, zamilkły równie szybko jak się
pojawiły.
-
Spite? Co się stało? - zapytał zatroskany Nico.
-
Nic... - odpowiedziałam i spróbowałam się uśmiechnąć –
Naprawdę, po prostu zabolała mnie głowa...
Po
jego minie wiedziałam, że mi nie wierzy, ale spojrzałam na niego
spojrzeniem „później ci powiem”. Kiwnął głową.
Tymczasem
ludzie znowu zajęli się obgadywaniem przepowiedni. Patrzył na mnie
tylko Chejron mrużąc z zaciekawieniem oczy, jakbym była jakimś
ciekawym okazem do kolekcji na strychu! Raz tam byłam, okropne
miejsce... Kawałki potworów, trofea herosów i hipisowskie
koraliki.
W
końcu Chejron wystąpił kilka kroków do przodu i poprosił o
ciszę. Natychmiast wszyscy przestali rozmawiać i milcząc patrzyli
na centaura.
-
W związku z wypowiedzeniem nowej przepowiedni ogłaszam, że ognisko
jest zakończone i zapraszam grupowych domków lub ich zastępców na
naradę w sali rekreacyjnej, która odbędzie się za pół godziny.
Po
amfiteatrze rozległ się szmer niezadowolenia, oczywiste było, że
wszyscy chcieli uczestniczyć w naradzie, ale Chejron tupnął
stanowczo kopytem i nikt już nie kwestionował jego decyzji.
***
Jako
jedyne dziecko Eris w obozie mogłam iść na naradę. Czyli bycie
jedyną ma jednak jakieś dobre strony... Inni grupowi poszli się
przebrać do domków, a ja od razu poszłam na miejsce narady.
A
tak z innej beczki. Przechodząc do sali rekreacyjnej zauważyłam,
że na obrzeżach prostokąta w który były ustawione domki zaczęła
pojawiać się nowa budowla. Cała była z ciemno-granatowej skały.
Cyklopi nosili więcej głazów pogwizdując sobie z cicha.
Wiedziałam czyj to domek. To domek bogini Eris, mojej matki, i to ja
miałam w nim zamieszkać.
Nie
wiem czemu na tę myśl ogarnęło mnie smutne uczucie. No tak, nie
będę mieszkać z Nikiem. Domek wyglądał jakby mógł być
ukończony już za dwa, góra trzy dni. Szkoda... Polubiłam domek
syna Hadesa.
Dotarłam
do sali rekreacyjnej. Weszłam do środka. Nie byłam pierwsza,
siedziało tam już dwóch obozowiczów. Nico (pewnie dostał się tu
za pomocą cienia) i Clovis, grupowy domku Hypnosa. Może w przypadku
tego drugiego „siedziało” to za dużo powiedziane. Clovis leżał
rozwalony na kanapie i chrapał w najlepsze. Kiedy trzasnęłam
drzwiami zamykając je za sobą, usiadł szybko, krzyknął coś co
wspaniałomyślnie uznałam za „zaraz wstaję, mamo!” i opadł z
powrotem na kanapę. Westchnęłam i usiadłam w jednym z foteli
zagłębiając się w niego przyjemnie.
Nico
siedział na fotelu obok mnie, który znajdował się bardziej w
cieniu i wpatrywał się we mnie przez chwilę. Po krótkim czasie
opuścił wzrok i cicho zapytał:
-
To... Dlaczego krzyknęłaś kiedy Rachel wypowiedziała
przepowiednię?
-
Krzyknęłam bo... – głos mi się zaciął. Jak ja mam to
wytłumaczyć? Postanowiłam powiedzieć to bez owijania w bawełnę
– Usłyszałam w mojej głowie głos, który powiedział „Musisz
się przygotować, Spite Altercation”. - Spojrzałam pytająco
na Nica.
-
Altercation? - tym razem to on spojrzał pytająco. Na mnie.
-
Tak. Pięęęękne nazwisko, prawda? - opuścił znowu wzrok. Widać
było mu przykro. I dobrze. (musisz wiedzieć, że nienawidzę mojego
nazwiska. Brzmi okropnie!)
-
Nie jest takie złe... Przynajmniej nie nazywasz się „anioł”,
kiedy wszyscy mają cię za potwora... - mruknął, pewnie myśląc,
że go nie słyszę, po czym dodał trochę głośniej– Wracając
do rzeczy. Według mnie może to oznaczać tyle, że masz brać
udział w tej misji. Poza tym to pasuje, nie? „półbóg będzie
to: śmierć, złość i szczęśliwe bycie, które przyrodę kocha
ponad swe krótkie życie”. Złość to ty. Nie chodzi mi o to,
że się często złościsz, ale wiesz... Eris. - dodał szybko,
widząc moją minę – A ś... Nieważne. Ale o co chodzi ze
„szczęśliwym byciem”?
Niezbyt
zgrabnie ominął śmierć. Pewnie tak samo jak ja był pewny, że
musi tu chodzić o niego. No bo kurczę, śmierć? Jest jedynym
dzieckiem Hadesa, poza tym roztacza wokół siebie mroczną aurę
śmierci... Mnie to tam nie przeszkadza, ale niektórym może się
nie podobać wysyłanie na misję syna Hadesa.
Zastanawiał
mnie jednak fragment o „szczęśliwym byciu, które przyrodę kocha
ponad swe krótkie życie”. A więc tak. Mamy: Szczęśliwe „cuś”,
przyrodę i krótkie życie. To ostatnie mogło znaczyć dwie rzeczy:
albo to „cuś” długo nie pożyje, albo po prostu ma jeszcze mało
lat. Modliłam się do wszystkich znanych mi bogów, aby chodziło
raczej o tę drugą opcję. Już zaczęłam się domyślać kogo
mogła mieć na myśli Rachel-Wyrocznia...
Nico
musiał zobaczyć zrozumienie malujące się na mojej twarzy i sam
szybko zaczerpnął powietrza.
-
Myślisz, że może chodzić o nią? Przecież ona jest taka
mała. Nie pozwolą jej nawet wyruszyć na tę misję. Niedawno
trafiła do obozu i jest chyba najmłodszą obozowiczką od bardzo,
ale to bardzo dawna. - widać było, że boi się, że coś się jej
stanie. Nie chce, żeby wyruszyła na misję.
-
Nico, ja rozumiem o co ci chodzi, ale spróbuj znaleźć kogoś
innego w obozie, kto tak by pasował do opisu z przepowiedni.
Nico
próbował, ale nie udało mu się to. Zapadł się jeszcze bardziej
w fotel (wyglądało to tak, jakby wtapiał się trochę w cienie) i
westchnął z rezygnacją.
-
No dobra. Masz rację. Musimy tylko wytłumaczyć to obozowiczom i
Chejronowi.
Długo
nie czekaliśmy. Drzwi otworzyły się z hukiem i do sali wparowało
kilku grupowych. Jakiś gość od Nemezis, syn Aresa (słynna Clariss
była w domu, w Nowym Yorku), Drew od Afrodyty (Piper na misji!),
jakiś facet od Hekate, Kate Gardner od Demeter i paru innych,
których jeszcze nie umiałam przypisać do ich boskich rodziców. No
i oczywiście, Leo. Uśmiechnął się do mnie szeroko i opadł z
hukiem na najbliższe mnie krzesło.
Facet
od Hekate bezceremonialnie zrzucił Clovisa z kanapy i sam się na
niej rozsiadł, chociaż trzeba mu przyznać, że zostawił miejsce
dla jeszcze jednej osoby (czteroosobowa kanapa). Reszta rozsiadła
się po pustych miejscach przy stole do ping-ponga i zaczęła ze
sobą gawędzić. Do czasu kiedy wszedł Chejron. Wtedy wszystkie
rozmowy zamilkły.
Centaur
wszedł spokojnie do sali i zamknął za sobą drzwi. Usiadł na
wózku inwalidzkim i skurczył się do rozmiarów zwykłego
człowieka. Wolałam się nie zastanawiać gdzie zniknęła jego
hmm... zadnia część.
-
Dobrze więc. Czy ktoś ma już jakieś pomysły co do rozwiązania
przepowiedni?
-
Ja mam. - Nico wyprostował się w swoim fotelu, tak, żeby wszyscy
mogli go widzieć – Domyślam się o kogo może chodzić. Złość.
To prawie oczywiste, że chodzi o Spite. - rozejrzał się po sali,
jakby czekał aż ktoś zaprzeczy. Doczekał się.
-
Tak? A jaki mamy na to dowód? Odpowiedź jest prosta. Nie mamy! -
Drew wyglądała na zadowoloną ze swojej przemowy.
Leo
wyglądał, jakby chciał ją udusić, a Nico obejrzał się na mnie
i wzrokiem zachęcił do zabrania głosu. Dobrze, niech mu będzie.
Opowiedziałam wszystkim o głosie, który usłyszałam w mojej
głowie, pomijając moje nazwisko. (Nie muszą przecież znać
każdego szczegółu... ) Mówiłam to patrząc w podłogę. Nie
mogłam patrzeć na tych wszystkich ludzi którzy się na mnie
gapili. Kiedy skończyłam odezwał się Chejron.
-
Wierzę ci. Dobrze, wyruszysz na tę misję, ale ty byłaś
wymieniona jako druga. Pierwsza była śmierć. I wydaje mi się, że
wszyscy wiedzą o kogo tu chodzi – spojrzał na Nica, który kiwnął
głową.
-
Wiem – powiedział smutno (każdemu byłoby smutno, gdyby wszyscy
kiedy tylko słyszą „śmierć” myśleli o tobie) – to jestem
ja.
Tym
razem nikt nie zaprzeczył. Może wiedzieli, że chodzi tu o Nica, a
może się go bali i nie chcieli go denerwować. Ja natomiast byłam
wniebowzięta. Może jechałam na śmiertelną misję, ale
przynajmniej z kimś kto mnie lubi, a nie nienawidzi, tak jak np.
Drew...
-
A więc mamy już dwóch herosów. Został nam jeszcze trzeci. Ktoś
ma jakiś pomysł?
Spojrzeliśmy
na siebie z Nikiem, ale zanim któreś z nas się odezwało syn
Hekate poruszył się na kanapie i otworzył oczy.
-
Skoro ten ktoś „przyrodę kocha ponad życie”, to musi to być
ktoś od Demeter. - zerknął niepewnie na Kate.
-
O nie. Ja się z obozu nie ruszam i wiecie, że wielką optymistką
nie jestem. Musi chodzić o kogoś innego z mojego domku. Kogoś
stanowczo weselszego.
Wszyscy
zaczęli myśleć, a na twarzach kilku osób zaczęło malować się
zrozumienie. Nico postanowił wypowiedzieć na głos to co większość
już zauważyła, ale nie chciała wypowiedzieć tego na
głos.
-
Tak. Według mnie chodzi o nową, najmłodszą córkę Demeter. Daisy
Grass. Jest chyba najszczęśliwszą osobą jaką spotkałem, i nikt
mi nie wmówi, że nie kocha przyrody.
Chejron
już miał zaprotestować, ale syn Hadesa zgasił go jednym
spojrzeniem swoich głębokich, czarnych oczu. Poznałam po tym, że
nasze domysły były słuszne. Gdybyśmy nie mieli racji zaprzeczyłby
na pewno.
Grupowi
nie byli chyba zachwyceni wyborem herosów mających brać udział w
misji. No tak. Byłam ja, od niedawna w obozie, a do tego córka
Eris, niezbyt lubianej bogini. Nico di Angelo, wzbudzający raczej
strach niż jakieś miłe uczucia, syn Hadesa, boga umarłych. I
Daisy Grass. Właściwie to do Daisy nikt nic nie miał. Chodziło im
o to, że była chyba najmłodsza w obozie i mieszkała tu krócej
nawet ode mnie. Tak dopasowana drużyna nie wyglądała zbyt pewnie w
ich oczach, a nie mogli nic powiedzieć, skoro taka była
przepowiednia.
-
Dobrze. Drużynę już mamy – powiedział niepewnie centaur nr 1 –
Teraz zajmijmy się dalszą częścią przepowiedni. Wiemy, że
musicie wyruszyć na zachód „Takie na zachodzie czeka ich
zadanie”. O wiele ciekawsze i trudniejsze do zrozumienia jest,
cytuję: „bóstwo co stracone odnajdzie i do powrotu nakłoni.
dzięki nim sprawiedliwość bogom się pokłoni”. Stracone
bóstwo? Jeżeli można wiązać ze sobą te dwa wersy bóstwem może
być sprawiedliwość czyli Temida, ale nie wiemy czy oba wersy
odnoszą się do tego samego. Już kiedyś popełniliśmy taki błąd
myśląc, że Percy musi zginąć, kiedy tak naprawdę chodziło o
Luka. „ W wiecznej ciemności otchłanie spadnie, czy zostanie”.
To pozostawiam wam – spojrzał mi prosto w oczy. Jego oczy były
pełne smutku, jakby myślał, że widzi mnie po raz ostatni w życiu.
- No dobra. Koniec tego dobrego! Idziecie wszyscy spać. Kate! Masz
rano powiadomić Daisy o jej udziale w tej misji. Nico, Spite
zostańcie jeszcze chwilę chcę z wami porozmawiać o szczegółach
wyprawy.
***
Chejron
powiedział nam, że wyruszamy pojutrze o świcie i ze stoickim
spokojem oświadczył, że nie rozumie tej misji. Naprawdę świetnie!
Wszechwiedzący centaur nie wie o co chodzi w misji na którą się
wybieram. Pewnie rozumiesz, jaka byłam szczęśliwa, po prostu aż
skakałam z radości! Ale postanowiłam wyłączyć lub choć trochę
poluzować opcję „pesymizm”. Na pewno nie będzie tak źle. Może
uda nam się odkryć cel misji...
Po
tej jakże pocieszającej rozmowie udaliśmy się do domku. Szliśmy
w milczeniu, każde myśląc o tej dziwnej misji. Kiedy dotarliśmy
do trzynastki i nadal milcząc udaliśmy się do swoich pokoi. Szybo
wzięłam prysznic, przebrałam się i wskoczyłam do łóżka. Mimo
wielkiego zmęczenia wiedziałam, że długo nie zasnę. Zbyt wiele
myśli krążyło mi w głowie.
Słyszałam
kroki w sąsiednim pokoju. Nico chodził w tę i z powrotem coś do
siebie mrucząc pod nosem. Niestety nie słyszałam co mówi. To i
tak niesamowite, że słyszałam, że w ogóle to robi. Zastanawiało
mnie czy mówi naprawdę do siebie, czy też rozmawia z jakimś
duchem. Ale jego głos był monotonny, nie robił żadnych przerw i
nie zarejestrowałam innego głosu. Wszystko wskazywało na to, że
syn Hadesa prowadzi monolog z samym sobą. Słuchając jego
przyjemnego głosu w końcu udało mi się wpaść w objęcia
Morfeusza.
***
Znalazłam
się w... No, w jakimś zupełnie ciemnym miejscu. Nie widziałam
własnej, wysuniętej przed siebie dłoni. Niepewnie zrobiłam krok w
przód i zachwiałam się. W ostatniej chwili cofnęłam nogę i
odzyskałam równowagę. Z miejsca przede mną wiał chłód. Czułam,
że stoję na skraju przepaści. Nagle usłyszałam za sobą
westchnienie. Obróciłam się na pięcie i wytrzeszczyłam oczy.
Na
ziemi leżała śpiąca kobieta. Promieniowała delikatnym i czystym
światłem,dzięki czemu mogłam ją zobaczyć mimo tych egipskich
ciemności.
Wyglądała
jak moja ulubiona nauczycielka z trzeciej klasy. Jako jedyna
traktowała mnie jak resztę klasy, sprawiedliwie. Nie była jak inne
nauczycielki, które wyżywały się na mnie. Uwielbiałam ją.
Kobieta
miała taką samą piękną twarz, długie i puszyste kasztanowe
włosy i łagodny uśmiech. Ubrana była w zwiewną, białą, grecką
suknię. Uwagę przykuwały jednak jej nogi. Były bose i (o zgrozo!)
przywiązane łańcuchem do ziemi.
Od
razu poczułam, że muszę ją uwolnić, pomóc jej. To było
oczywiste, wyglądała tak niewinnie. Niesprawiedliwe by było gdybym
ją tutaj zostawiła, na pastwę losu. Podeszłam do niej bliżej i
przyjrzałam się łańcuchom na jej nogach. Już miałam wyjąć mój
miecz, który był włożony do pochwy przy moim boku, kiedy
usłyszałam, znowu od strony przepaści, jakiś skowyt. Zanim
zdążyłam się obrócić stworzenie wydające ten straszliwy dźwięk
minęło mnie w pełnym pędzie i stanęło nad piękną kobietą.
Był
to niewątpliwie najokropniejszy i najbrzydszy potwór na świecie.
Wyglądał jak ogromny wilk. Mogłabym porównać jego rozmiar z
rozmiarem dużego samochodu terenowego, nie wliczając w to jego
ogona. Właśnie, ogona. Ogon nie przypominał ogona wilka, cały był
najeżony kolcami w odcieniach brązu i krwistej czerwieni. Tegoż
samego koloru były jego oczy, patrzące z nienawiścią na wszystko
dookoła, a zwłaszcza na tę kobietę. Sierść miał brudną i
skołtunioną. Oblepiona była czymś co podejrzanie przypominało
krew. Zawarczał na śpiącą i ukazał w ten sposób żółte, ostre
jak brzytwa kły, które pod względem czystości pozostawiały wiele
do życzenia. Niemal żałowałam, że dzięki światłu emanującemu
z kobiety mogę go widzieć.
Nogi
się pode mną ugięły, ręce zaczęły się trząść. Oddychałam
spazmatycznie. Z początku wydawało mi się, że potwór mnie nie
widzi, ale szybko wyzbyłam się tej złudnej nadziei. Wilczur
zawarczał jeszcze raz, tym razem patrząc prosto na mnie, a ja
stłumiłam krzyk. Stworzenie przechyliło łeb i usłyszałam w
myślach głos. Był chropowaty i niski, nigdy nie słyszałam tak
strasznego głosu.
-
A więc takie coś ma powstrzymać mnie i moją panią. Takie
chuchro! Takie żałosne stworzenie ma powstrzymać samego Morosa,
syna Nyks, uosobienie gwałtownej
śmierci, nieszczęśliwego losu i tragicznego zgonu!
Lepiej będzie dla ciebie jeżeli zabiję cię już teraz!
Zaczął
skradać się w moją stronę. Gdy patrzył mi w oczy widziałam w
myślach wszystkie możliwe sposoby strasznej śmierci (nie muszę
dodawać, że główną „bohaterką” tych scen byłam ja).
Przerażenie ścisnęło mi gardło, nie mogłam wydobyć głosu. Nie
mogłam nawet krzyknąć. Jedyne co byłam w stanie zrobić to cofać
się na zesztywniałych ze strachu nogach. Wydało mi się, że to
cofanie trwa już wieczność, a przecież za mną powinna być
przepaść. Nie do końca wiem dlaczego, ale poczułam niemal ulgę,
gdy poczułam na plecach chłodny powiew świadczący o tym, że
zbliżam się do krawędzi urwiska. Moros przyspieszył, a ja zdałam
sobie sprawę z tego, że zaraz spadnę. Był już o metr ode mnie.
Śmierdział jak rozkładające się mięso. Mdlący, gorzki zapach.
Przestałam oddychać. Nie wiem czy z powodu smrodu, czy z
przerażenia.
Podjęcie
decyzji zajęło mi dosłownie pół sekundy. Wolałam spaść za
krawędź ziejącą za moimi plecami niż dać się zabić temu
potworowi. Zrobiłam ostateczny krok w tył i poczułam, że spadam.
Już nic nie widziałam. Słyszałam tylko wściekły ryk niosący
się za mną złowieszczym echem. Ryk, który zmienił się w odgłos
konchy.
***
Usiadłam
na łóżku nadal czując się jakbym spadała. Oddychałam szybko.
Spróbowałam się uspokoić. Policzyłam do piętnastu. Mogłabym
doliczyć pewnie do stu, zanim bym się uspokoiła, gdyby nie Nico.
Wbiegł bez pukania do mojego pokoju i zdyszany oznajmił:
-
Spite! To była koncha na śniadanie! Spóźniliśmy się!
Zdziwiłam
się jego przejęciem. Zazwyczaj olewał pory jedzenia. Może
zazwyczaj olewał, ale teraz był naprawdę przejęty. Ziewnęłam i
powiedziałam mu, żeby wyszedł bo chcę się ubrać. Szybko
założyłam czarne rurki i czerwoną koszulkę. Wybiegając z pokoju
zarzuciłam moją skórzaną kurtkę. Powinnam chyba założyć
koszulkę obozową, ale uważałam, że źle w niej wyglądam (i
nadal tak sądzę).
Wbiegliśmy
z Nickiem do kantyny. Na szczęście wielu obozowiczów jeszcze nie
było, pewnie też zaspali, po tej nieprzespanej z powodu narady,
nocy. Wrzuciłam całego naleśnika (z dżemem!) na ofiarę dla matki
błagając ją o udaną misję, na którą miałam wyruszyć już
jutro. Tak jak się spodziewałam nie odpowiedziała. Miałam
nadzieję, że przynajmniej usłyszała moją prośbę i postara się
jakoś nam pomóc. Szczerze w to wątpiłam.
Szybko
zjadłam resztę śniadania i poszłam na arenę. Wiedziałam, że
muszę poćwiczyć jeszcze przed misją. Nie zamierzałam dać się
zabić, dlatego, że ostatni dzień w obozie spędziłam na obijaniu
się. Trenowałam walkę na miecze z dziećmi Hermesa. Udało mi się
już piętnasty raz z rzędu rozbroić Connora Hooda, kiedy
stwierdziłam, że to nie ma sensu. Co mi niby da ćwiczenie z kimś
gorszym ode mnie? Powiedziałam Hoodom, że się zmęczyłam (,żeby
nie było im przykro) i poszłam na ściankę.
Cztery
razy weszłam, dziesięć razy próbowałam wejść bez rezultatu.
Skutki? Przypalona koszulka (kurtkę mądrze zdjęłam przed
wspinaczką), zadrapania na dłoniach i kolanach, odciski i
śmierdzące dymem włosy. To ostatnie było najgorsze. Z
westchnieniem podniosłam się z trawy pod ścianką, gdzie podłam
po ostatnim wejściu, i powlokłam się do domku umyć włosy.
Stałam
pod prysznicem jakąś godzinę. Do czasu kiedy skończyła się
ciepła woda. Ubrałam się w nowe ciuchy i wyciągnęłam mój
plecak, który miałam ze sobą jeszcze tego dnia, kiedy uciekłam z
domu. Zamyśliłam się. Od ucieczki minął zaledwie nieco ponad
tydzień, ale ja czułam się jakby działo się to wieki temu. Od
tego czasu zdążyłam pogodzić się z tym, że jestem półboginią.
Przyzwyczaiłam się do wielu dziwnych rzeczy, które jeszcze tak
niedawno uznałabym z wierutne kłamstwo. Teraz niemal żałowałam,
że opuszczam obóz.
Wrzuciłam
do plecaka moje ubrania, dziesięć złotych drachm od Chejrona,
batonik-ambrozję, buteleczkę-nektar (te dwie rzeczy też dostałam
od centaura) i przybory toaletowe. W plecaku znalazłam jeszcze
pieniądze śmiertelników z czasu przed ucieczką. Nie wiedziałam
dokładnie co trzeba zabrać na misję, ale wydawało mi się,
że mam już wszystko (miecz miałam przy sobie, przypięty do pasa).
Zarzuciłam
plecak na plecy (masło maślane :D ) i wybiegłam z domku, żeby
zapytać się Leo czy jestem dobrze spakowana.
***
Siedziałam
w bunkrze dziewiątym i patrzyłam na Leona, który Właśnie
robił... Lodówkę. Miała to być bardzo pojemna lodówka, którą
miał potem dać dzieciom Hekate, żeby zaczarowały ją tak, aby
sama się napełniała.
Wcześniej
dałam mu do zbadania mój plecak. Spojrzał na niego sceptycznie, po
czym dorzucił jeszcze dwa batoniki ambrozji i buteleczkę nektaru.
Kazał mi wziąć też cieplejszą kurtkę, ale stanowczo odmówiłam.
Uwielbiałam moją starą, skórzaną. Nie zamieniłabym jej na żadną
inną.
Przesiedziałam
w bunkrze do obiadu, a po nim powłóczyłam się jeszcze po obozie.
Spotkałam Daisy, która ganiała za mną przez następne pół
godziny krzycząc:
-
Idę z wami na MISJĘ!!! Na MISJĘ!!! Wiesz?! Tak?! To super nie?
Jeszcze
raz weszłam na ściankę (po trzech próbach), pokonałam w walce na
miecze tego dziwnego chłopaka od Hekate, który był wczoraj na na
naradzie i przez chwilę ćwiczyłam strzelanie z łuku, a jako, że
nie szło mi to zbyt dobrze, na kolację poszłam w złym nastroju.
Na
kolacji spotkałam Nica. Siedział przy stoliku Hadesa i drwiąco się
uśmiechał patrząc na Rachel wykłócającą się o coś z
Chejronem. Sprawiał wrażenie naprawdę rozbawionego tą sytuacją.
Wrzuciłam jabłko na ofiarę dla matki i usiadłam przy stoliku
naprzeciwko Nica. Skinął mi głową. Dopiero teraz zauważyłam, że
widziałam go dziś tylko rano, na śniadaniu. Cały dzień spędziłam
na przygotowaniach do misji i siedzeniu w bunkrze dziewiątym.
Ciekawe co robił prze ten czas... Może on też przygotowywał się
do misji na swój sposób? Od kogoś słyszałam, że syn Hadesa
ćwiczy walkę z umarłymi. Ciekawa byłam czy to prawda, ale bałam
się go o to zapytać.
-
Coś się stało? - Nico uniósł pytająco jedną brew – Jesteś
wyjątkowo cicha...
Odpowiedziałam
mu burknięciem, które mogło znaczyć „Nic...”, jeżeli miało
się wyjątkowo dobry słuch. Nico miał. Wzruszył ramionami, a ja dojadłam resztę kolacji.
Po
kolacji było ognisko, ale nie poszłam na nie podobnie jak Nico.
Wcześnie rano mieliśmy wyruszyć na misję. Nie chciałam być
niewyspana. Poszliśmy do domku, Nico życzył mi dobrej nocy i
wślizgnął się do swojego pokoju. Powiedziałam „dobranoc” do
zamkniętych drzwi jego pokoju i sama weszłam do mojego. Wzięłam
szybki prysznic i położyłam się spać. Zasnęłam wyjątkowo
szybko, co było dziwne biorąc pod uwagę fakt iż w ciągu
następnych paru dni czeka na mnie możliwa śmierć.