sobota, 28 czerwca 2014

"Co tu mówić o ludziach - frajerzy!"

Yyy... Ekhem, ekhem! Pierwsza notka organizacyjna na tym bogu i mam nadzieję, że ostatnia. Na początku obiecałam sobie, że nie będę takich pisać, ale, jak widać, nie jestem dobra w dotrzymywaniu obietnic danych sobie. Co innego innym, oczywiście. Ale ad rem! Musiałam napisać tę właśnie notkę, ponieważ jest kilka ważnych spraw. Wiem, że się powtarzam, ale myślę, że nie wszyscy czytają notki pod rozdziałami, a nawet jeżeli, to tylko niektórzy z nich robią to dokładnie. Nie ważne. Nie o to mi chodzi. Mam na myśli to, że mówiłam już, że wyjeżdżam, ale wolę to napisać czarno na białym (lub w tym wypadku biało na czarnym). Uwaga! Nie będzie mnie od trzeciego do dwudziestego ósmego lipca. Przez ten czas (czyli w sumie cały miesiąc, jakby nie patrzeć) nie będę pisać rozdziałów. Po prostu nie biorę tam komputera. No, bo jak tu brać jakikolwiek sprzęt elektroniczny na obóz harcerski? Właśnie. Ci co na takie jeżdżą na pewno rozumieją. Będę się starała na nim ( o obóz mi chodzi) wymyślić cały rozdział i szybko go przepisać, kiedy wrócę, ale jest to jednak nie komfortowe biorąc pod uwagę brak dostępu do treści poprzednich rozdziałów. Na przykład mogłabym chcieć w nim przywołać dokładnie czyjś tekst. Rozumiecie. Tak więc nie spodziewajcie się, że nowy rozdział pojawi się od razu po moim powrocie, czyli dwudziestego ósmego, zwłaszcza, że wracam wieczorem. Ale obiecuję, że postaram się zrobić to w ciągu pięciu dni po moim powrocie, bo potem... Ech. Znowu wyjeżdżam, chociaż już tylko na tydzień. Jak widać w wakacje z rozdziałami będzie raczej licho, a jakby tego było mało, to jeszcze w pierwszym tygodniu po rozpoczęciu roku szkolnego (ale to przykro tak wybiegać myślami w przód, nie? Tutaj wakacje, a wredna Spite pisze już o nowym roku szkolnym!); w każdym razie - w pierwszym tygodniu szkoły mam wyjazd klasowy, czyli znowu nie będzie rozdziału. Ale nie martwcie się! (albo martwcie się, nie wiem, co niektórzy sobie myślą o moim opowiadaniu, chociaż mam nadzieję, że nie będziecie się martwić) Nie zawieszam bloga! Po prostu będę trochę rzadziej pisać!
A teraz jeszcze inna wieść! Nie wstawię na tego bloga obiecanego one-shot'a (tego drugiego z perspektywy Nico)! Buahahahahaha!!!!!! Dobra. Koniec tego wkurzania ludzi! Tak, nie wstawię, bo już wstawiłam na mojego nowego bloga, na którym będę pisać krótkie opowiadania. Wyjaśniłam to już na tym właśnie nowym blogu (jakby ktoś się nie ogarnął, to trzeba kliknąć na napis "nowego bloga" i wyskoczy Wam w nowym okienku tenże blog).

Dobra. Pozdrawiam, wesołych wakacji życzę i czekam na komentarze,
Spite

P.s.: Wiem, że tytuł kompletnie nie pasuje do tematu notki, ale właśnie słuchałam piosenki, w której występują te słowa i zakochałam się w nich. Co prawda nie dotyczy to wszystkich ludzi, ale jednak jest takie prawdziwe...

środa, 25 czerwca 2014

Rozdział XIII

Myślę, że ten rozdział pojawił się dosyć szybko :)
To, co powstało może być ciut dziwne, ponieważ pisane było przy piosenkach AC/DC, głownie "Highway to Hell".
Bardzo proszę o pozostawianie komentarzy!
________________

Serce stanęło mi w piersi. Klamka opadła, a drzwi skrzypnęły cicho. Wyłączyłam szybko lampy, niech nie wie, że ktoś tu jest. Smuga światła przedostała się do sali pogrążonej w mroku. Daisy bezszelestnie zsunęła się na ziemię i wlazła pod łóżko śpiącej dziewczynki. Nico cofnął się o krok i zatopił w cieniu powstałym w kącie. A ja stałam.
Kiedy w szparze można już było zobaczyć zarys postaci opamiętałam się i wskoczyłam pod kołdrę na pustym łóżku.
Przez szczelinę w pościeli zobaczyłam, jak drzwi otwierają się na oścież. Nie wiedziałam, kto w nich stoi, bo lampy wisiały za nim (lub nią) tak, że osoba ta była tylko cieniem. Była wzrostu dorosłego mężczyzny i mniej-więcej tej samej postury.
Tajemniczy osobnik wślizgnął się do sali i zamknął za sobą drzwi. Ogarnął nas całkowity mrok, mogłam tylko nasłuchiwać.
Usłyszałam powolne kroki zmierzające w stronę łóżek. Minął pierwsze, to z jakimś obcym mężczyzną, potem drugie, pod nim chowała się córka Demeter. Odgłosy cichły przy Temidzie.
Wstrzymałam oddech. Czekałam i czekałam, ale ten ktoś też czekał i czekał i nic nie robił. Tylko stał.
Usłyszałam, jak ktoś bierze głęboki oddech. Nie była to osoba stojąca przed łóżkiem bogini. Był to ktoś, kto leżał na ziemi, pod innym łóżkiem. Daisy. Cholera.
Ciche skrzypnięcie. Ten ktoś, kto tu wszedł odwrócił się na pięcie i w milczeniu spojrzał na podłogę w okolicach córki Demeter.
- Kto tu jest? - odezwał się chrapliwym głosem, a ja nie miałam już wątpliwości, że jest to mężczyzna.
Odpowiedziała mu pełna napięcia cisza.
- Kto tu jest?! - głos mu drżał, brzmiał, jakby był... przerażony.
Kiedy ponownie odpowiedziała mu cisza ruszył szybkim krokiem do drzwi, już myślałam, że chce wyjść. Ale nie. Stanął przy wyjściu i chwilę pomacał ściany. O co mu chodzi?
Klik! Oślepiająco białe światło zamigotało. Zamknęłam oczy, tak mnie oślepiło.
Zamrugałam powiekami. Czarne plamki zasłaniały mi widok. Przetarłam oczy i znowu je otworzyłam.
Przy drzwiach, mrugając powiekami, stał młody mężczyzna około dwudziestki. Blond kręcone włosy opadały mu na niebieskie oczy, ale nie sięgały ramion, raczej do szpiczastych uszu. Ogólnie z urody przypominał trochę, ale tylko trochę Leo. Ale starszego i z jaśniejszymi włosami i oczami.
- Kto tu jest! - sprawiał wrażenie nieźle zdenerwowanego, ale nie wiedziałam, kim on jest, więc się nie odezwałam.
Podszedł powoli do łóżka pod którym leżała Daisy. Jakież było moje zdumienie, kiedy wyciągnął miecz. Prawdziwy, spiżowy miecz. Z przerażeniem patrzyłam, jak się schyla, żeby... no, właściwie, to nie wiem, co chciał zrobić, ale wątpię, żeby miał w stosunku do nas szlachetne zamiary. Prawdopodobnie był kolejnym potworem.
- Zostaw ją! - chciałabym, żeby to był mój głos, ale niestety, Nico mnie ubiegł. Wyszedł z cienia i uniósł swój czarny, piękny miecz.
Mężczyzna patrzył na niego zaskoczony. Stwierdziłam, że nie będę się chować, jak ostatni tchórz i wstałam z łóżka. Teraz mina faceta wyrażała niebotyczne zdumienie. Chyba wyglądałam dziwnie wychodząc z mieczem spod kołdry.
- Spróbuj tylko jej tknąć, a pożałujesz! - tym razem to ja się odezwałam.
- Kogo? - zapytał otępiały blondyn.
Nie odpowiedziałam, tylko uniosłam wyżej miecz.
Nadal nie pamiętam, kto pierwszy zaatakował. Czy to ten obcy, czy ja, czy Nico. Nie wiem. Pamiętam już tylko walkę. Klingi uderzyły o siebie. Szczęk metalu uderzającego o metal i iskry. Nie była to zbyt wyrównana bitwa, chociaż muszę przyznać, że nasz przeciwnik radził sobie całkiem nieźle, do chwili, kiedy córka Demeter wyszła spod łóżka i wyczarowała pnącze, które oplotło jego nogi tak, że nie mógł się ruszyć. Próbował się wyrwać, ale na darmo. Roślina trzymała mocno. Jednym ruchem wytrąciłam mu broń z ręki.
- Kim jesteś? - spytałam lodowatym głosem.
- Ja... jestem herosem... A wy? Co tu robicie, kim jesteście?
Wymieniłam z synem Hadesa zdziwione spojrzenia. O co tu chodzi?
- Jeżeli jesteś herosem, to dlaczego, na Hadesa, z nami walczyłeś? - spytał Nico.
- A skąd ja miałem wiedzieć, że wy też nimi jesteście?! Mogliście być zamaskowanymi potworami! Poza tym, ja się tylko broniłem. Gdybym chciał was skrzywdzić, to, wierzcie mi, zrobiłbym to.
- Jasne – wymsknęło mi się.
- Nie wierzysz mi? - uniósł jedną brew. - Jestem Trevor Blue, za swoich czasów mistrz szermierki w Obozie Herosów, syn Apolla.
- Spite – przedstawiłam się. Nie chciałam podawać swojego nazwiska, którego nienawidziłam, a wolałam też, przynajmniej na razie, nie przyznawać się do matki.
- Możecie mnie puścić? - poprosił.
- Daisy? Możesz go uwolnić – powiedział Nico wpatrując się w herosa, jakby go znał.
Roślinne węzy puściły i powoli zwiędły.
- A ty? - Trevor wskazał na Nico. - Nie przedstawisz się? I czy zgadzasz się ze zdaniem Spite?
- Zupełnie się zgadzam. Nie miałeś żadnych szans. Sam na sam możecie byś sobie równi, wtedy może miałbyś jakąś minimalną szansę, ale tak? Raczej wątpię.
- A kim ty jesteś, żeby się tak wysoko oceniać?
- Wcale się wysoko nie oceniam. Oceniam wysoko Spite. A sam walczę od tylu lat, że wątpię, żebyś był ode mnie lepszy. Ja się nie przechwalam, ja stwierdzam fakt.
- Jakoś cię nie kojarzę z Obozu – Trevor wpatrywał się w Nico.
- Tak, raczej mnie byś nie poznał. Byłem wtedy... Inny. Trzy lata temu. W domku Hermesa.
- W takim razie jesteś bratem mojego przyjaciela, syna Hermesa? Nie wyglądasz - zdziwił się chłopak.
- Nie! - Nico uśmiechnął się słodko. – Chyba nie chciałby nim być. Jestem Nico di Angelo, syn Hadesa.
Zapadła cisza. Trevor przełknął ślinę.
- Hadesa.
- Tak, Hadesa. Nie wybierałem ojca.
Chłopak zdał sobie sprawę z własnej nieuprzejmości.
- Przepraszam. Po prostu się dziwię. Nie było mnie w Obozie trzy lata. Na trzy lata zniknąłem z "magicznego" świata, a już pojawiają się dzieci Hadesa.
- Jedno dziecko Hadesa – sprostował Nico.
- A ona? - wskazał na mnie, patrząc pytająco na mojego chłopaka.
- Ona cię słyszy. I nie jest dzieckiem Hadesa.
- A czyim? - zainteresował się nasz nowy znajomy.
- Nie ważne – spojrzałam na niego spode łba.
- Ej! Ja ci powiedziałem!
- Spite jest córką Eris! - odpowiedziała za mnie wesołym głosem Daisy.
- Eris – powtórzył Trevor.
- Tak. Masz coś do niej? - spytałam zaczepnie.
- Nie! Absolutnie nic! - zaprzeczył szybko. - Może usiądziemy? Nie wiem, jak wy, ale ja jestem zmęczony.

***

Przemknęliśmy korytarzem do pokoju dla nocnych lekarzy. Nie było w nim nikogo, więc mogliśmy porozmawiać. Po dokładniejszym wypytaniu Trevor'a dowiedzieliśmy się, ze dokładnie trzy lata temu opuścił Obóz, żeby zostać lekarzem. Dzięki swojemu ojcu szybko spełnił swoje marzenia i dostał się do tego szpitala.
- A dlaczego wchodziłeś w ogóle do pokoju dla ludzi w śpiączce? - zapytałam z ustami pełnymi ciasteczek, którymi nas poczęstował, więc brzmiało ta raczej tak: "A flafeko wchociles f okule to pokou tla luci f spionce?"
- Dlaczego? Wyczułem, ze coś jest nie tak z tą nową pacjentką. Jako syn Apolla, bardzo uzdolniony medycznie, wyczuwam aurę życia. Ta kobieta ma aurę życia bogini, więc mnie zainteresowała. Ale teraz wasza kolej na opowieść. Co tu rozbicie? Dlaczego chowaliście się w tamtym pokoju?
Na zmianę streściliśmy mu całą historię. Co jakiś czas Daisy wtrącała coś w stylu: "A wtedy on tak krzyknął, że krzyknął! A ona go zabiła na śmierć!". Jak ja kocham małe dzieci. Przez nią opowieść trwała jeszcze dłużej. Nie zdążyliśmy nawet dojść do Hypnosa.
- Wiec mówicie, że ta kobieta, to Temida we własnej osobie – powiedział syn Apolla po chwili ciszy.
- No! Pani bogini jest fajna, tylko, że nie może się obudzić i dlatego musimy dojść z nią do Canssas – stwierdziła córka Demeter z pełną buzią.
- Tak... Do Hypnosa, prawda? - wziął łyk kawy.
- Tak. Skąd wiesz? - Nico przechylił głowę.
- Śni mi się od dobrych kilku dni – odpowiedział spokojnie. - Dlatego miałem przy sobie dzisiaj miecz. Od dawna nie śniły mi się te "prorocze" sny. To pierwszy od roku. Poprzednio śnił mi się jakiś potwór, który zaatakował mnie kilka dni później, więc po tych snach wyjąłem mój stary miecz.
Znowu cisza.
- To ile dni wam zostało? - chciał wiedzieć Trevor.
- Musimy ją "odstawić" do jutra wieczór – odpowiedział ponuro Nico.
- To macie mało czasu – zauważył syn Hermesa.
- Wcale nie tam znowu mało – wtrąciłam się. - Możemy się przenieść cieniem.
- Przenieść cieniem? - teraz naprawdę nie wiedział, o co chodzi.
- To taki sposób podróżowania. Drogą cieni. Odkryłem go jakiś czas temu - wytłumaczył Nico.
- Zeusie, ile nowych rzeczy! - wykrzyknął chłopak.
W zamyśleniu pokiwałam głową. Teraz mogliśmy bez problemu zabrać Temidę do Hypnosa, do Canssas City, ale wszyscy byliśmy tak padnięci, że wątpiłam w możliwość przeniesienia się cieniem bez żadnych skutków. Nie chciałam, żeby po podróży wszyscy padli śpiąc i zostawiając również śpiącą boginię samej sobie.
- Yyy... Trevor? - zagadnęłam.
- Co?
- Macie tu może jakieś... wolne łóżka? Nie spaliśmy od bardzo dawna, a od tego czasu wiele się działo i myślę, że wszyscy są porządnie zmęczeni.
- Jasne! - uśmiechnął się iście Apollowym, oślepiającym uśmiechem. - Idźcie za mną.
Wstał i szybkim krokiem wyszedł z sali.

***

"Wolne łózka" oznaczało, przynajmniej w mniemaniu Trevor'a, po prostu jedną z sal. Nie było w niej żadnego pacjenta. Wyglądała zresztą, jak wszystkie sale szpitalne.
Po drodze kilka razy niemal nie wpadliśmy na innych lekarzy i pacjentów. To cud, że wcześniej, zanim doszliśmy do Temidy, nie spotkaliśmy ani jednego.
Kiedy weszliśmy do pokoju, w którym mieliśmy odpocząć przed podróżą, syn Apolla powiedział:
- Zamykam was na klucz, żeby nikt tutaj nie wszedł, dobrze? Przyjdę za trzy godziny.
- Dobrze! - gorliwie zapewniła Daisy i wskoczyła na pierwsze wolne łózko. Zagrzebała się pod kołdrą i po chwili słychać już było jej spokojny, miarowy oddech.
- No cóż. Ona nie ma problemów z zasypianiem – Nico wpatrywał się w górkę kołdry, która skrywała córkę Demeter.
- Mam nadzieję, że ja też nie będę miała – zdjęłam buty i wsunęłam się pod kołdrę. - Jaki luksus, łóżka! Nie myślałeś, że będziemy sobie tak spać, co? - zaczepiłam syna Hadesa.
- Nie – powiedział. Podszedł do "mojego" łózka i delikatnie pocałował mnie w usta. - Dobranoc.
- Na wzajem - mruknęłam i zamknęłam oczy zadowolona.
Usłyszałam jeszcze, jak Nico wchodzi do łózka i zwija się w kłębek. Kilka minut później słyszałam jego już uspokojony oddech, ale sama nie mogłam zasnąć. W szpitalnym łóżku? Brr...
Kiedy miałam osiem lat, czyli dwa lata po śmierci taty, jeździłam na rowerze. Wracałam już do "domu", jeździłam świetnie, naprawdę. Chciałam wypróbować nową sztuczkę; stanąć na ramie, wyprostować się i puścić. Na początku szło świetnie, ale potem... Kierownica zaczęła się chwiać, cały rower się przechylił i wpadł w rów obok drogi. Mniej więcej wtedy straciłam przytomność. Obudziłam się już w szpitalu, podłączona do kroplówki. W takim właśnie łóżku. Nikt mnie tam nie odwiedzał, a kiedy w końcu mogłam wyjść dowiedziałam się, że moja rodzina zastępcza wyjechała bez słowa, tylko podpisali dokumenty pozwalające oddać mnie z powrotem do sierocińca. Chyba wtedy straciłam wiarę w ludzi.
A teraz leżałam znowu na takim łóżku co wtedy, na szczęście nie byłam podłączona do kroplówki i nie było szansy, żeby moja "rodzina" mnie oddała, ba takowej już nie miałam. Teraz miałam Obóz Herosów i Nico. Już trochę uspokojona zasnęłam.

***

Znowu stałam w sali tronowej na Olimpie. Była pusta, żaden bóg nie siedział na swoim miejscu. Zastanawiałam się, dlaczego się tu znalazłam, jeżeli nic się nie dzieje. Już myślałam o tym, żeby wypróbować genialną metodę, żeby się zbudzić, czyli uszczypnąć się z całej siły, kiedy drzwi otworzyły się z głośnym hukiem.
- To już się staje nie do opanowania! - krzyczał, machając rękoma mężczyzna w średnim wieku z niebieskimi oczami. Zabawne było to, że był w stroju biegacza.
- Musisz się jeszcze trochę postarać! Powinno im się udać za jakiś czas. Najwyżej dwa dni! Do tego czasu ty musisz przejąć obowiązki Temidy – odpowiedziała mu nieco zdenerwowana młoda kobieta o brunatnych, lekko kręconych włosach. Miała na sobie białą bluzkę i jeansy. Szare oczy przewiercały mężczyznę, a sowy na jej kolczykach również zdawały się na niego patrzeć.
W mężczyźnie rozpoznałam Hermesa, a w kobiecie Atenę. Ale o czym oni rozmawiali? Czyżby o naszej misji?
- Ja się do tego nie nadaję! - oponował Hermes. - Wyznacz kogoś innego na to zadanie! Dlaczego zawsze ja?! Mam całe mnóstwo roboty! Nawet nie wiesz, ile teraz wszyscy wysyłają przesyłek! Hades znowu pokłócił się z Persefoną i teraz co godzinę wysyła moją pocztą kwiaty z przeprosinami! A Persefona odsyła mu je z powrotem! W dodatku dodaje do nich coś trującego! Straciłem przez to połowę pracowników, którzy tylko dotykali tych przeklętych pudełek!
- To nie moja sprawa! Wszyscy są teraz zajęci. Nikt nie ma czasu, a to ty masz najlepszy kontakt ze śmiertelnikami. Nikt ich nie rozumie tak, jak ty.
W odpowiedzi Hermes przewrócił oczami i z westchnieniem usiadł na swoim tronie. Jego ubranie zmieniło się magicznie w grecki chiton. Wyjął komórkę i zaczął przeglądać pocztę. Wokoło antenki wystającej z telefonu krążyła para węży, które ciągle na siebie syczały. O ile dobrze pamiętam z opowiadań innych herosów byli to Greg i Marta.
Atena usiała na swoim tronie, a jej bluzkę i jeansy zastąpiła biała, grecka suknia bez rękawów.
Nagle do sali wparował jasnowłosy nastolatek. Tego rozpoznałam od razu. Apollo. Nikt inny nie uśmiechał się tak oślepiająco. Poza tym, który bóg słucha Nirvany ze słuchawek tak głośno, że słyszą to ludzie oddaleni o dwadzieścia metrów? No właśnie.
- No cześć! - zawołał nowo przybyły.
Dwójka bogów skinęła mu na powitanie głowami.
- Ej! Nie jest tak źle! - krzyknął Apollo.
- Wyjmij słuchawki. Za głośno krzyczysz – odpowiedziała mu bezbarwnie Atena.
Bóg poezji poprawił słuchawki i pogłosił muzykę. Usiadł na swoim tronie i zaciągnął kaptur na głowę. Jego ubranie pozostało normalne. Granatowa bluza i przetarte spodnie.
Stałam jak zamurowana. Co to miało znaczyć? Ten sen nic mi nie dał. Żadnej pomocnej informacji poza tą, że w świecie śmiertelników jest coraz gorzej.
- Sny nie zawsze muszą być prorocze – odezwał się nagle Apollo. Podniósł głowę z nad ipoda i uśmiechnął się do mnie. Zdziwiona kiwnęłam tylko głową.
- Do kogo to mówiłeś? - Hermes oderwał się od swojego telefonu i zmarszczył czoło.
- Ja? - Apollo uniósł jedną brew.
- A kto inny – żachnął się bóg złodziei.
- Aha. To nic takiego. Rozmawiałem tylko z taką jedną półboginią, heroską, która jest na misji, o którą się tak martwicie – odparł bez emocji, bawiąc się kabelkiem od słuchawek.
Hermes wytrzeszczył oczy. Rozejrzał się po sali, a kiedy nic nie zauważył westchnął.
- Znowu jest niewidzialna, tak? - spytała Atena również skanując wzrokiem miejsce, gdzie stałam poprzednio.
- Yhm – zgodził się z nią bóg muzyki.
- Nienawidzę, kiedy tak robią! - zezłościła się bogini mądrości.
- Bo nienawidzisz czegoś nie wiedzieć, a teraz nawet nie wiesz, jak ona wygląda – powiedział wesoło Apollo.
- Nie prawda! Po prostu tego nie lubię! A poza tym...- Atena wstała ze swojego tronu.
Drzwi znowu otworzyły się głośno trzaskając.
- Spokój! - krzyknął siwobrody mężczyzna - Zeus.
Bogini umilkła w pół zdania. Apollo przyciszył muzykę, a Hermes oderwał wzrok od telefonu. No, nieźle musieli się bać Zeusa.
- Wszystko się wali, a wy zachowujecie się jak małe dzieci! - pan niebios obrzucił całą trójkę wściekłym spojrzeniem.
- Kiedy ja nic nie robiłem... - jęknął Hermes.
- Właśnie! Zupełnie nic nie robiłeś! - Zeus spojrzał na niego wzrokiem zdolnym wysyłać do Tartaru. - Masz natychmiast udać się do świata śmiertelników i ogarnąć ich sprawy, zanim się wszyscy pozabijają!
- Tak jest! - odpowiedział Hermes i wyleciał z sali, jakby się paliło.
- Ateno, powiedz, co uważasz o naszej sytuacji w związku z zaistniałą sytuacją?
- Chwilę, ojcze – odwróciła się do Apolla. - Ona nadal tu jest?
- Kto? - spytał bóg słońca udając, że nie rozumie.
- Kto? - powtórzył Zeus.
- Kto?! - wydarła się Atena na Apolla. - Ta heroska!
- Ach... Ona... - "przypomniał" sobie bóg poezji. - Tak, nada tu jest.
- Jaka heroska! - zdziwił się pan przestworzy.
- Ta córka Eris – odparł Apollo bezpłciowo.
- Ma stąd zniknąć! Chcę porozmawiać z wami na osobności!
- Jak rozkażesz – westchnął bóg muzyki. - Na razie mała! - pożegnał się i machnął ręką.
Sala powoli znikła. Wszystko osunęło się w ciemności. Przed oczami migotały mi krótkie scenki z wypadku i pobytu w szpitalu. Powrót do sierocińca na kolejne parę miesięcy. Zaczęło kręcić mi się w głowie, czułam się, jakbym spadała w dół, coraz szybciej i szybciej, nie mogąc się zatrzymać.

***

Obudziłam się z uczuciem, jakbym ciągle spadała. Oddychałam szybko. Kiedy się już uspokoiłam, otworzyłam oczy. Było prawie zupełnie ciemno. Myślałam, że jest jeszcze noc, kiedy zobaczyłam, że w sali, w której spałam nie ma okna. Równie dobrze mogło już być rano.
Daisy i Nico jeszcze spali. Dziewczynka leżała rozwalona na łóżku. Obie ręce wystawały poza jego krawędź. Każda z innej strony, zresztą podobnie jak nogi. Za to chłopak spał zwinięty w kłębek, a kołdrę skopał na ziemię. Dłonie położył pod głową, co moim zdaniem wyglądało słodko. Włosy opadały mu na twarz.
Wstałam z łóżka i przeciągnęłam się. Przetarłam oczy i poszłam do łazienki. Kiedy wróciłam, Daisy jeszcze spała, ale Nico siedział już na łóżku. Nogi miał podwinięte pod brodę, a czoło oparte o kolana tak, że miał schowaną twarz.
- Cześć – przywitałam się wesoło.
- Cześć – odparł zaspanym głosem, stłumionym przez materiał.
- Co ci się śniło? - zapytałam siadając z rozmachem na łóżku.
- Nic takiego – mruknął i wstał przeciągając się. - To, co zwykle. No, i jeszcze parę razy mignął mi przed oczami Hypnos.
- A co zwykle ci się śni? - Podciągnęłam kolana pod brodę i przymknęłam zmęczone oczy.
- Och, różne rzeczy – odparł lakonicznie.
- Na przykład? - nie chciałam dać za wygraną. Musi nauczyć się mówić do ludzi.
- No, na przykład... Z wesołych, to czasem dawne czasy, wiesz, kiedy jeszcze Bianca żyła... i, no nie wiem. Czasmi ty... - zrobił się cały czerwony. Cudnie. Pocałować potrafi, ale rozmawiać, to już nie?
- Możesz nie mówić, ale... Powiedziałeś "z wesołych". A z tych złych? - to pytanie zadałam już ostrożniej.
- Sceny. O wielu rzeczach. O jej śmierci. I o śmierci matki. I innych – uśmiechnął się cierpko. - Ale ostatnio jakby mniej – dodał z nadzieją.
- To dobrze – odpowiedziałam cicho.
- No, a tobie, co się śni? - uśmiechnął się i uniósł jedną brew.
Zrobiłam minę, ale wiedziałam, że nie da mi spokoju. Poza tym skoro on mi powiedział, to ja też powinnam.
- Dzisiaj śnił mi się Olimp. Coś złego się dzieje. Tu, w zwykłym świecie. Wysłali Hermesa, żeby się tym zajął. I twój tata kłóci się z Persefoną.
- Ciągle się kłócą – mruknął do siebie. - Coś jeszcze?
- Yyy... nie, tylko takie tam, nieważne – gdybym mu powiedziała o wypadku pomyślałby, że się nad sobą użalam.
- Tak? A co takiego nieważnego śni się córce Eris? - podszedł do mnie i usiadł tuż obok. I staraj się tu skupić!
- O, na przykład, że zabija wścibskich chłopaków chcących się tego dowiedzieć! - udałam wielki entuzjazm.
- Ci "chłopacy" nie boją się śmierci i ponawiają pytanie. - Spoważniał. - Spite, serio pytam. Ja ci powiedziałem.
- Wiem... - westchnęłam. - Czasami śni mi się, na wiesz, ten sen, który ci opowiadałam w obozie. O tacie. Jak umarł.
- Wiem – powiedział delikatnie. - A dzisiaj?
- Dzisiaj... śnił mi się wypadek – poddałam się - i szpital.
- Wypadek?
- Tak. Dawno temu. Miałam osiem lat. Głupia sztuczka na rowerze i wylądowałam w szpitalu. No, a potem lekarze powiedzieli mi, że rodzina znowu oddała mnie do sierocińca.
- Ale ludzie. Od razu po wypadku? - nie wierzył Nico.
- No. Od razu – westchnęłam. - Chyba uważali, że jestem nieodpowiedzialna i że nic nie da się już ze mną zrobić.
Nie odpowiedział, tylko mnie przytulił. Całe szczęście. Odwzajemniłam ten uścisk.
- Chyba powinniśmy budzić Daisy – zauważyłam w końcu.
- Tak, chyba powinniśmy – zgodził się Nico.
Wstał, pocałował mnie, bynajmniej nie delikatnie, i podszedł do Daisy. Nadal czułam jego usta na swoich. Dotknęłam ręką ust.
- Mała! - potrząsnął jej ramieniem. - Hej, wstajemy!
- Nieeee... nie chcę... - przekręciła się na bok, tyłem do syna Hadesa.
- Ale musimy już iść – mówił niezbyt przekonująco.
- Nie wstanę!
- Spite... Pomocy... - jęknął.
Zerwałam się z łóżka i szybko podeszłam do córki Demeter.
- Daisy, chcesz wylądować na ziemi? - zapytałam bezpośrednio.
- Nie! Już wstaję! - dziewczynka stanęła na nogi w zdumiewającym tempie. - To ja idę do łazienki!
Wybiegła,
- Ej! - krzyknął za nią Nico.
- Co jest?
- Też chciałem – westchnął i uśmiechnął się. - Słodka jest. Tak dziecinna. Czasem zapominam, że nie jest taka głupia – zerknął na mnie. - W dobrym tego słowa znaczeniu! - usprawiedliwił się szybko.
- W sumie masz rację – zgodziłam się.

***

Kiedy wszyscy się ogarnęliśmy i skorzystaliśmy z łazienki, zerknęłam niepewnie na drzwi.
- Czy Trevor nie miał nam ich otworzyć? - spytałam.
- Powiedział, że przyjdzie za trzy godziny. Wydaje mi się, że minęło więcej czasu. Może po prostu otworzył je i sobie poszedł?
Położyłam rękę na klamce. Ugięła się, a drzwi cicho zaskrzypiały pokazując pusty korytarz. Odetchnęłam z ulgą.
- To trochę nieodpowiedzialne z jego strony – zauważyłam.
- Jego tata, to Apollo, który chyba nie jest odpowiedzialny – powiedziała usprawiedliwiająco Daisy.
- Co mamy teraz robić? - Nico rozejrzał się po korytarzu.
- Idziemy do Trevora, żegnamy się, lecimy po Temidę i się stąd zmywamy - odpowiedziałam szybko i skręciłam w prawo.
Słońce już świeciło, ale mogła być najpóźniej siódma. Mieliśmy sporo czasu do wieczora.
Jeszcze dwa skręty i staliśmy pod drzwiami do sali dla lekarzy nocnych. Delikatnie zapukałam i modliłam się, żeby w pokoju był tylko syn Apolla.
Drzwi otworzył nam oślepiająco uśmiechnięty Trevor. Jak na razie mieliśmy szczęście.
- O! Przyszliście się pożegnać? - jego uśmiech zbladł, co nie oznaczało, że nadal mrużyłam oczy.
- Tak, niestety – odpowiedziała Daisy.
Podbiegła do chłopaka i przytuliła jego nogi.
- Pa, malutka – odkleił ją od siebie i podał mi i Nico rękę.
- Może się jeszcze zobaczymy – powiedział z nadzieją.
- No, to do zobaczenia, może – powiedziałam, zanim zamknął drzwi.
Ruszyliśmy w stronę sali dla ludzi w śpiączce. Po drodze spotkaliśmy tylko dwóch lekarzy, którzy patrzyli na nas dziwnie, ale nic nie powiedzieli. Po chwili byliśmy w odpowiedniej sali. Zamknęłam za nami cicho drzwi i podeszłam do bogini. Nikt jej nie podłączył z powrotem do kroplówki, to cudnie.
Złapałam szybko Nico i Daisy za ręce. Chłopak złapał Temidę i zamknął oczy, a ja przygotowałam się na zawroty głowy.

***

Chyba nie muszę dokładnie opisywać znowu tej potworności. Wiecie, wycie, drapanie, nieprzejrzana ciemność i inne rzeczy, które przyprawiają cię o dreszcze.
Wylądowaliśmy w jasnym miejscu. Słońce świeciło niemiłosiernie i było parno. Otworzyłam oczy. Staliśmy w jakimś zaułku. Lepiej by brzmiało - "ciemnym zaułku", ale była to jedna z niewielu rzeczy, jakich nie można było o nim powiedzieć. Śmieci walały się wszędzie, a smród był nie do zniesienia. Przez okno na piętrze ryczało radio. Wsłuchałam się dokładniej w słowa piosenki i uśmiechnęłam się, kiedy usłyszałam moją niegdyś ulubioną melodię.
- Highway to hell*... - zanuciłam pod nosem.
- Co mówiłaś? - spytał rozkojarzony Nico.
- Nic takiego. Tylko tak piosenka.
Syn Hadesa zamilkł na chwilę.
- CD/DC... - mruknął po jakimś czasie.
- A tak w ogóle, to milszego miejsca nie znalazłeś? - spytałam nieco kąśliwie.
- Tylko tu nas nie zauważą. Musimy uważać, pamiętasz sprawę z policjantem?
Na śmierć zapomniałam o tym facecie, który widział nas, kiedy znikaliśmy w cieniu. Ciekawe, czy zawieźli go do wariatkowa.
- Dobrze. Uważamy i idziemy ostrożnie, ale wychodzimy stąd na normalną ulicę! - zarządziłam i zaczęłam przepychać się przed siebie przez powyrzucane meble i różne tego typu graty. W końcu dotarłam do skrzyżowania z większą ulicą. Zerknęłam za róg i serce stanęło mi w piersi.
- Nico... - jęknęłam.
- Co się stało? - też się wychylił. - O bogowie...
- Co jest? - Daisy się przepchnęła i wyjrzała między naszymi nogami.
- Mamy przerąbane – stwierdziłam.
Po całej ulicy przepełnionej ludźmi przechadzały się potwory różnej maści i wielkości. Od Telchinów po kilka Piekielnych Ogarów. Już wiedziałam, o co chodziło bogom, kiedy mówili, że źle się dzieje.



_________________________
Highway to Hell - AC/DC - Dla tych, którzy nie znają bardzo polecam!

Ekhem, ekhem! Ważna sprawa! Muszę ogłosić, iż jest to ostatni rozdział w tym roku szkolnym! Następny pojawi się dopiero w połowie wakacji, z powodu mojego wyjazdu na calutki lipiec. Wątpię, żebym tu przez ten czas zajrzała, a rozdziału na pewno nie napiszę (może będę miała przez dokładnie jeden dzień internet! Jeżeli do tego czasu, czyli dwudziestego lipca, pojawią się komentarze, to pewnie na nie opiszę).
Jednak nie martwcie się! Będę się starała obmyślić w ciągu wyjazdu ogólny plan rozdziału i po powrocie napiszę go najszybciej, jak potrafię!
I jeszcze jedno. Do trzeciego lipca pojawi się jeszcze jeden one-shot! Podobny do poprzedniego, ale trochę poważniejszy!
Dziękuję za przeczytanie i jeszcze raz zapraszam do komentowania,

Spite